Jestem motorniczym.
Stoję na przystanku z otwartymi drzwiami, tak już dłuższą chwilę, bo zaraz za przystankiem jest sygnalizator i obsługując przystanek, czekam na zmianę świateł. Kto miał wysiąść już dawno wysiadł, wchodzących też już nie widać. Z przejścia dla pieszych przede mną schodzi właśnie jakiś młody chłopaczek, idzie powoli, rozgląda się spokojnie i pali e-papierosa. No ewidentnie nigdzie się nie spieszy.
Widzę, że już niedługo dostanę światło zezwalające na wjazd, więc zaczynam zamykać drzwi i kontroluję jednocześnie sytuację na przystanku, czy nie widać żadnych dobiegających do tramwaju. Pod wiatą przystankową stoją dwie osoby patrzące w telefon, wcześniej wspomniany chłopaczek nadal idzie spacerkiem mniej więcej w kierunku tej wiaty. Nikogo zainteresowanego nie stwierdzam. Drzwi zamknięte, światło zmienione, to zaczynam ruszać.
Kątem oka w lusterku wyłapuję ruch. Młody spacerowicz dopada drzwi i stara się otworzyć je przyciskiem. Zmienił zdanie, czy zapłon ma gorszy niż trzydziestoletni Matiz? Nie ma znaczenia, musztarda po obiedzie, nie mam już czasu zatrzymać się i ponownie otworzyć mu drzwi. Na wszelki wypadek dzwonię dzwonkiem, by się odsunął od wagonu i kontynuuję rozruch. Zostałam pozdrowiona środkowym paluchem, a mój tramwaj kopniakiem.
No dzięki.
Stoję na przystanku z otwartymi drzwiami, tak już dłuższą chwilę, bo zaraz za przystankiem jest sygnalizator i obsługując przystanek, czekam na zmianę świateł. Kto miał wysiąść już dawno wysiadł, wchodzących też już nie widać. Z przejścia dla pieszych przede mną schodzi właśnie jakiś młody chłopaczek, idzie powoli, rozgląda się spokojnie i pali e-papierosa. No ewidentnie nigdzie się nie spieszy.
Widzę, że już niedługo dostanę światło zezwalające na wjazd, więc zaczynam zamykać drzwi i kontroluję jednocześnie sytuację na przystanku, czy nie widać żadnych dobiegających do tramwaju. Pod wiatą przystankową stoją dwie osoby patrzące w telefon, wcześniej wspomniany chłopaczek nadal idzie spacerkiem mniej więcej w kierunku tej wiaty. Nikogo zainteresowanego nie stwierdzam. Drzwi zamknięte, światło zmienione, to zaczynam ruszać.
Kątem oka w lusterku wyłapuję ruch. Młody spacerowicz dopada drzwi i stara się otworzyć je przyciskiem. Zmienił zdanie, czy zapłon ma gorszy niż trzydziestoletni Matiz? Nie ma znaczenia, musztarda po obiedzie, nie mam już czasu zatrzymać się i ponownie otworzyć mu drzwi. Na wszelki wypadek dzwonię dzwonkiem, by się odsunął od wagonu i kontynuuję rozruch. Zostałam pozdrowiona środkowym paluchem, a mój tramwaj kopniakiem.
No dzięki.
Ocena:
145
(151)
Komentarze