Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#89950

przez ~niemamzwierzaka ·
| Do ulubionych
W nawiązaniu do właścicieli psów, którym odbija na punkcie pupili (pani z psem w sklepie). Zwierzęta lubię, choć w domu bym nie chciała raczej mieć, ale zdarza mi się jakimś łatwym okazem pozachwycać czy pobawić się z pupilami znajomych - zwierzę jak zwierzę, istota jak istota, nie moje to i żadnych emocjonalnych więzi z nimi nie mam.
Moje osobiste zestawienie ludzi, którzy nie ma rozumieją, że nie każdy musi ich pupilcia kochać.

1. Zdarzyło mi się zmienić fryzjerkę, bo ta, do której do niedawna chodziłam przeszła na emeryturę. "Moja" fryzjerka poleciła swoją koleżankę. Przy pierwszej wizycie zauważyłam, że u pani w salonie jest pies, oczywiście usłyszałam, że to jej niuniuś i mam się nie bać, bo niegroźny. Ok, faktycznie pies się grzecznie zachowywał, a w sumie to spał, cięcie fajnie wyszło, więc wróciłam po paru miesiącach. Pies znowu spał i wszystko było okej do momentu aż się obudził i mimo, że nadal był spokojny pani zaraz się zerwała i zaczęła do niego cmokać i niuniusiać, co sprowokowało psa do podejścia do niej (pod fotel na którym siedziałam).

Pani odłożyła nożyczki, zaczęła psa tulić i głaskać, a następnie znów wzięła się za moje włosy. Zwróciłam jej uwagę, że bardziej komfortowo bym się czuła, gdyby po cacaniu pieska umyła ręce. Pani to zrobiła bez słowa, po czym walnęła mi z pretensją, że jej pies jest czystszy niż niejeden klient, co do niej przychodzi... Fajnie, nie mam zamiaru tego empirycznie sprawdzać.

Po paru minutach nagle stwierdziła, że musi z psem wyjść na "siusiu i kupku" (tak to ujęła) i zostawiła mnie w środku ścinania z mokrą głową. Gdy wróciła po ok. 10 minutach byłam już porządnie zirytowana, ale najlepsze na koniec.

Gdy wstawałam z fotela pies podszedł do mnie i zaczął domagać się pieszczot, ocierając się o mnie pyskiem - dodam, że duży pies, typ "śliniący" - nie wiem, jaka to rasa. Efektem była strużka jego śliny roztarta na mojej sukience. Pani fryzjerka serdecznie się roześmiała, że jej niuniuś mi pamiątkę zostawił. Powiedziałam pani dosadnie, że nie uważam tego ani za zabawne ani za słodkie i gdyby była to bardziej wartościowa sukienka albo kostium to byłabym właśnie parędziesiąt złotych w plecy za czyszczenie, szczęśliwa była to zwykła codzienna sukienka do wyprania w pralce. Obie się zgodziłyśmy, że więcej do niej nie przyjdę.

2. Poszłam z koleżanką i latoroślami na plac zabaw, duży, ogrodzony, na który teoretycznie nie można wprowadzać psów, ale tutejsi psiarze i ich pupile raczej umieją się zachować, więc widok psiurka wylegującego się pod ławką nikogo nie dziwił. Tego dnia na ławce siedziała starsza pani z małym, rozkrzyczanym pieskiem. Piesio szczekał praktycznie non-stop i rzucał się w kierunku każdego, kto obok przechodził, a tym bardziej na przebiegające dzieci. Na szczęście był na smyczy.

Nie wiem, co starszej pani nagle odwaliło, że pieska spuściła ze smyczy, żeby sobie pobiegał. Kurna. Pies zaczął biegać jak oszalały i szybko ktoś zwrócił pani uwagę, żeby psa wzięła na smycz. A pani odpowiada leniwie, że piesek nic nie zrobi tylko chciał z jej wnusiem pobiegać. A jak jedno dziecko zaczęło płakać i uciekać przed ujadającym psem, to właścicielka tylko wyburczała:
- I co się tak drzesz, przecież nic ci nie zrobi!
Dopiero zdecydowana reakcja matki tego dziecka sprawiła, że pani babcia łaskawie wzięła psa na smycz.

3. Mam sąsiadkę, uprzejmą starszą panią. Ostatnio idąc po klatce schodowej minęłam pod jej drzwiami przywiązanego do poręczy psa. No nic, pies siedzi, widać, że średnio zadowolony z sytuacji, ale spokojny. Parę dni później - to samo, tym razem szłam z dzieckiem, dziecko oczywiście "piesiek, piesiek, mama, piesiek!" Obeszliśmy jednak szerokim łukiem, tłumaczę, że psa nie znamy, nie wiemy do kogo należy, więc nie zaczepiamy.

Przy trzeciej tego typu sytuacji było inaczej, bo pies skomlał na całego. Zadzwoniłam do drzwi sąsiadki i spytałam czy coś jej wiadomo na temat psa na klatce schodowej. Sąsiadka zawołała jakąś "Hanię" i z wnętrza mieszkania wyłoniła się nadęta matrona i pyta z pretensją o co chodzi. Okazało się, że to jej pies, no siedzi se na klatce, i co? A nico, skomli od dobrej godziny (bardzo komfortowe gdy mieszka się piętro wyżej i pracuje z domu). Matrona pyta co ja od niej chcę. Ona do koleżanki przyszła w odwiedziny, ale koleżanka ma koty, które z jej psem się nie lubią, a przecież samego go w domu nie zostawi. Sąsiadka na szczęście zareagowała rozsądniej, powiedziała, że koty zamknie w kuchni i piesio może siedzieć z nimi w pokoju. Matrona jeszcze pomarudziła, że go smród kotów będzie drażnił, ale ostatecznie zabrała tego biedaka z klatki.

4. Dawno, dawno temu gdy jeździłam z miasta studenckiego do domu rodzinnego pociągiem. Z pociągu tłok i ścisk (pozdrowienia z tego miejsca dla PKP), wchodzi kobieta z dużym psem. Robi się problematycznie, a kobieta drze się na całego, że ludzie mają się posunąć, bo ona nie ma gdzie z psem stanąć. Ludzie odkrzykują, że nie ma gdzie się posunąć, na co baba wygraża się, że zaraz psu kaganiec zdejmie i poszczuje, to zaraz znajdą miejsce, żeby się posunąć. Po interwencji konduktora uspokoiła się i stanęła grzecznie, racząc podróżnych ciągłymi jękami, że biedny pies musi w takich warunkach podróżować, on się stresuje, bo ludzie niedobre. Taaa, ludzie niedobrzy, bo nie wysiądą, żeby pies miał miejsce.

Pozdrawiam psiarzy, kociarzy i bezzwierzęcych. Szanujmy się :)

zwierzolubni

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 140 (166)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…