Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90522

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zbliżając się do końca studiów, w pierwszych dniach czerwca zaczęłam szukać nowej pracy.

Na początek odpowiedziałam na 2 oferty, które wydały mi się ciekawe:

Firma 1 - techniczny start-up, od prawie 3 lat na rynku, podobno dobrze im idzie, więc rozbudowują team; firma 2 - niemiecka firma z branży IT, na rynku od lat 80, ugruntowana pozycja w branży.

Kilkanaście minut po wysłaniu odpowiedzi, dzwoni do mnie właściciel firmy 1. Są zainteresowani moją kandydaturą, umawiamy sie na telefoniczną rozmowę wstępną na popołudnie tego samego dnia, w międzyczasie dosyłam im CV i czytam na temat firmy. Rozmowa przebiega świetnie, facet jest mniej więcej w moim wieku, od razu łapiemy kontakt. Z zaplanowanych 15 min zrobiła się prawie godzina. Ale poszło fantastycznie - on zainteresowany mną, ja pracą w ich firmie. Umawiamy się na kolejna rozmowę, tym razem przez video, 2 dni później.

Videorozmowa idzie jeszcze lepiej, bardzo dobrze się rozumiemy, podobnie myślimy, normalnie flow lepszy niż na niejednej randce. Na koniec dostaję feedback, że zrobiłam fantastyczne wrażenie, jestem dokładnie tym, kogo on szuka na to stanowisko, i umawiamy się na kolejny piątek (16.06) na rozmowę w firmie. Spędzę tam kilka godzin, pogadam jeszcze z nim, poznam team, wykonam kilka przykładowych zadań, żeby mógł zobaczyć, jak pracuję i jeśli wszystko pódzie dobrze, omówimy warunki współpracy.

Pojechałam. Piękne, nowoczesne biuro, darmowe napoje zimne i gorące (miła odmiana po 6 latach w firmie, gdzie jeśli klient prosił o szklankę wody, musiałam mu dać swoją prywatną, bo Januszowi było szkoda), darmowe lunche, w łazience markowe kosmetyki i wszystko łącznie z prostownicą do włosów, 2 razy w tygodniu przychodzi trener EMS - treningi również opłaca firma, ludzie (na razie tylko 2 inżynierów, bo resztę zespołu właśnie rekrutuje) fajni, szef sympatyczny, zadania ciekawe - jest dobrze.

Zrobiłam parę rzeczy, o które mnie prosił, kilka rzeczy pokazałam mu, jak można zrobić efektywniej, na koniec stwierdził, że jestem dokładnie tym, kogo szukał i odbyliśmy rozmowę na temat warunków zatrudnienia.

Dogadaliśmy się we wszystkich kwestiach, finansowo też byłam bardzo zadowolona, jedyny minus to, że trochę daleko (40 min w jedną stronę). Wpisałam sobie w kalendarzu terminy wyjazdów służbowych w pierwszych miesiącach, on zapisał sobie termin już dawno zaplanowanego przeze mnie urlopu i zamówiliśmy sprzęt, na którym będę pracować, łącznie z indywidualnie skonfigurowanym krzesłem do biurka.

Poinformował mnie, że w następnym tygodniu wyjeżdża na kilka dni, ale po powrocie, pod koniec tygodnia przyśle mi mailem umowę i od 1 sierpnia mogę zaczynać. Pogadaliśmy sobie jeszcze na różne tematy, zapewniliśmy się o chęci współpracy, on zachwycił się jeszcze, jak dużo podczas naszych rozmów mógł nauczyć się ode mnie i pożegnaliśmy się.

W kolejnym tygodniu skontaktowała sie ze mmną firma 2. Rozmowy poszły w ekspresowym tempie (chciałam przesunąć je na późniejszy termin, żeby nie marnować im czasu, ale im sie spieszyło, bo prezes szedł na urlop), tak że już w czwartek, ku mojemu zaskoczeniu, przysłali mi umowę.

Teraz miałam problem, jak się z tego wycofać, bo oferta wygląda fajnie (wiedząc, że i tak będę pracowac gdzie indziej, mogłam poćwiczyć twarde negocjacje, i wywalczyłam sobie fajne warunki), w firmie też się dobrze czułam, ale przecież lada moment mam podpisać umowę z firmą 1.

W końcu w piątek rano przychodzi mail z firmy 1. Podekscytowana otwieram i... zaskoczenie. Zamiast umowy kopiuj-wklej o treści:

"Drogi kandydacie,

dziękujemy za zainteresowanie naszą firmą. Niestey nie możemy wziąć cię pod uwagę w naszym procesie rekrutacji ani zaprosić na rozmowę. Życzymy wszystkiego dobrego."

I co to niby ma być? Owszem, miał pełne prawo wybrać innego kandydata, czy zrezygnować z obsadzania stanowiska, ale po co w takim razie składał deklaracje co do zatrudnienia, po co obiecywał przysłanie umowy i po co robił cały cyrk z planowaniem wyjazdów czy zamawianiem sprzętu? Tak jakby planując z kimś zerwać, najpierw kupić jeszcze pierścionek i zarezerwować salę weselną. Można przecież było normalnie powiedzieć "mam jeszcze innych kandydatów, będę w kontakcie".

Już pomijając, że chociażby podstawy etykiety wymagałyby, żeby kandydatowi, który przeszedł wszystkie etapy rekrutacji, wysłać wiadomość chociaż odrobinę bardziej spersonalizowaną i przystającą do faktycznej sytuacji.

Kiedy emocje opadły, będąc ciekawa, co tam się w ostatniej chwili stało i skąd taka decyzja, wysłałam właścicielowi kulturalny mail, dziękując mu za poświęcony czas i prosząc o feedback, żebym wiedziała, co mogę w przyszłości udoskonalić. Po wysłaniu wiadomości otrzymałam zwrotkę, że wiadomość nie dojdzie, bo odbiorca zablokował mój adres. Bardzo dojrzałe zachowanie poważnego biznesmena, bardzo...

Wczoraj podpisałam umowę z firmą 2.

Update: mój mail z prośbą o feedback jakoś chyba przeszedł mimo blokady, bo dzisiaj dostałam odpowiedź. Niedoszły pracodawca pisze, że z wielką chęcią udzieliłby mi informacji, ale niestety nie wolno mu tego zrobić, gdyż zabrania mu tego ustawodawca w ustawie AGG i robiąc to, złamałby prawo. I że jeśli o tym nie wiem, mogę to sobie wygooglać.

Zabrzmiało intrygująco, więc wygooglałam. AGG to ustawa o równym traktowaniu w miejscu pracy, która zabrania dyskryminacji ze względu na wiek, płeć, religię, itp. Już pierwszy wynik wyszukiwania podaje, że czasami pracodawcy zasłaniają się tą ustawą, używając jej jako wygodnej wymówki kiedy nie mają ochoty dzielić się swoimi uwagami z kandydatem. I że wymówka jest bzdurna, ponieważ ustawa ta nie ma zastosowania w przypadku uwag merytorycznych.

Uruchomiłam pokłady kultury osobistej i powstrzymałam się od zrobienia screena i wysłania mu go bez słowa komentarza. Jeśli myślałam, że blokując mój adres, facet sięgnął dna, to tą odpowiedzią zapukał od spodu, a ja mogę się tylko cieszyć, że nie będę z nim pracować.

Ogłoszenie o naborze na to stanowisko jest nadal aktualne (koleżanka sprawdziła), więc innego kandydata nie wybrał. Najbardziej przekonujący wydaje się scenariusz, że inwestor obciął mu budżet na to stanowisko, a sardynka biznesu za Chiny się do tego nie przyzna, bo nie będzie mógł zgrywać rekina

Rekrutacja

Skomentuj (38) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 150 (164)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…