Gorący temat, czyli podrzucanie dzieci dziadkom w wakacje.
Mieszkamy w tej samej miejscowości, co moi teściowie. Na miejscu mamy tylko siebie nawzajem - to znaczy my ich, a oni nas. Reszta ich dzieci rozjechała się po świecie, a ja pochodzę z miejscowości kilkadziesiąt kilometrów dalej i tam mam większość rodziny.
Na co dzień raczej nie prosimy teściów o pomoc w opiece, dzieci chodzą do przedszkola, sami je zawozimy i odbieramy. Od czasu do czasu prosimy o opiekę na parę godzin wieczorem.
Teściowie są ludźmi po 60tce. Teść na wcześniejszej emeryturze, teściowa niepracująca. Są samodzielni, ale teściowa nie ma prawa jazdy, a teść nie jeździ ze względu na stan zdrowia. Szoferujemy ich więc, gdy trzeba, mąż naprawia drobne usterki w ich domu, ja czasem pomogę teściowej w ogrodzie.
Tak sobie żyliśmy w zgodzie do niedawna. W tym roku przedszkole zamyka się na cały sierpień. Niby można dzieci na ten czas wysłać do innego przedszkola, ale jest ono daleko, więc uznaliśmy, że lepszą opcją będzie opieka zastępcza w klubie dziecięcym. Był tylko jeden problem, dzieci trzeba odebrać o 15, a my najwcześniej możemy o 16. Poprosiliśmy o pomoc teściów, bo klub znajduje się niecałe 400m od ich domu.
Teściowie odmówili. To jednak nie było najgorsze - najgorsze było to, że najpierw teściowa wywaliła nam całą litanię żali, że ciągle podrzucamy im dzieci. Stwierdziła, że przywieźliśmy je w ostatni weekend. Tylko, że to ona zadzwoniła do nas w piątek z żalem, że dawno wnuków nie widziała. Wpadliśmy więc w sobotę i wyszliśmy na godzinę na zakupy, co zresztą teściowa sama zaproponowała, gdy chcieliśmy zgarnąć dzieci, aby jechać do sklepu.
Ok, nie pomogą, to nie pomogą, musimy kombinować inaczej. Zapytałam znajomej matki z przedszkola, która też posyła dziecko na sierpień do klubu dziecięcego, czy mogłaby za drobną opłatą odebrać też nasze i ich popilnować do 16. Kobieta zgodziła, powiedziała, że pieniędzy nie chce.
Teraz rys sytuacyjny - idę z dziećmi do osiedlowego spożywczaka, w międzyczasie dzwoni teściowa, czy mogę jej kupić to czy tamto. Zgodziłam się. W sklepie spotykam rzeczoną znajomą, która zgodziła się odebrać nasze dzieci. Pogadałam z nią chwilę i rzuciłam, że jeszcze muszę wstąpić do teściowej podrzucić jej zakupy.
Znajoma mówi:
- A no właśnie, a czemu wasi teściowie nie mogą wnuków odebrać? Przecież blisko mają
- Nie wiem, coś im nie pasuje
- Aha
Dwa dni później teściowa wpada do mnie razem z drzwiami, że nagadałam na nią w okolicy, że niedobra babci, dzieci nie chce odbierać. Odparłam, że nic takiego nie powiedziałam. Podobno teściówkę przydybała pracownica sklepu i złośliwie zapytała, co to takiego robi, że dla wnuków nie ma czasu.
Powiedziałyśmy sobie kilka niemiłych słów i teściowa się zmyła.
Ale, ale. Już niebawem dotarła do mnie plotka, że jestem podłą babą, co dzieci chętniej powierza obcym niż kochającym dziadkom.
Jak żyć?
Mieszkamy w tej samej miejscowości, co moi teściowie. Na miejscu mamy tylko siebie nawzajem - to znaczy my ich, a oni nas. Reszta ich dzieci rozjechała się po świecie, a ja pochodzę z miejscowości kilkadziesiąt kilometrów dalej i tam mam większość rodziny.
Na co dzień raczej nie prosimy teściów o pomoc w opiece, dzieci chodzą do przedszkola, sami je zawozimy i odbieramy. Od czasu do czasu prosimy o opiekę na parę godzin wieczorem.
Teściowie są ludźmi po 60tce. Teść na wcześniejszej emeryturze, teściowa niepracująca. Są samodzielni, ale teściowa nie ma prawa jazdy, a teść nie jeździ ze względu na stan zdrowia. Szoferujemy ich więc, gdy trzeba, mąż naprawia drobne usterki w ich domu, ja czasem pomogę teściowej w ogrodzie.
Tak sobie żyliśmy w zgodzie do niedawna. W tym roku przedszkole zamyka się na cały sierpień. Niby można dzieci na ten czas wysłać do innego przedszkola, ale jest ono daleko, więc uznaliśmy, że lepszą opcją będzie opieka zastępcza w klubie dziecięcym. Był tylko jeden problem, dzieci trzeba odebrać o 15, a my najwcześniej możemy o 16. Poprosiliśmy o pomoc teściów, bo klub znajduje się niecałe 400m od ich domu.
Teściowie odmówili. To jednak nie było najgorsze - najgorsze było to, że najpierw teściowa wywaliła nam całą litanię żali, że ciągle podrzucamy im dzieci. Stwierdziła, że przywieźliśmy je w ostatni weekend. Tylko, że to ona zadzwoniła do nas w piątek z żalem, że dawno wnuków nie widziała. Wpadliśmy więc w sobotę i wyszliśmy na godzinę na zakupy, co zresztą teściowa sama zaproponowała, gdy chcieliśmy zgarnąć dzieci, aby jechać do sklepu.
Ok, nie pomogą, to nie pomogą, musimy kombinować inaczej. Zapytałam znajomej matki z przedszkola, która też posyła dziecko na sierpień do klubu dziecięcego, czy mogłaby za drobną opłatą odebrać też nasze i ich popilnować do 16. Kobieta zgodziła, powiedziała, że pieniędzy nie chce.
Teraz rys sytuacyjny - idę z dziećmi do osiedlowego spożywczaka, w międzyczasie dzwoni teściowa, czy mogę jej kupić to czy tamto. Zgodziłam się. W sklepie spotykam rzeczoną znajomą, która zgodziła się odebrać nasze dzieci. Pogadałam z nią chwilę i rzuciłam, że jeszcze muszę wstąpić do teściowej podrzucić jej zakupy.
Znajoma mówi:
- A no właśnie, a czemu wasi teściowie nie mogą wnuków odebrać? Przecież blisko mają
- Nie wiem, coś im nie pasuje
- Aha
Dwa dni później teściowa wpada do mnie razem z drzwiami, że nagadałam na nią w okolicy, że niedobra babci, dzieci nie chce odbierać. Odparłam, że nic takiego nie powiedziałam. Podobno teściówkę przydybała pracownica sklepu i złośliwie zapytała, co to takiego robi, że dla wnuków nie ma czasu.
Powiedziałyśmy sobie kilka niemiłych słów i teściowa się zmyła.
Ale, ale. Już niebawem dotarła do mnie plotka, że jestem podłą babą, co dzieci chętniej powierza obcym niż kochającym dziadkom.
Jak żyć?
teściowa wakacje
Ocena:
212
(222)
Komentarze