Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#90963

przez ~Wiecznaniespelnionamilosc ·
| Do ulubionych
Mam przyjaciółkę, która jest w toksycznym związku, o ile jeszcze związkiem to można nazwać.

Parę lat temu moja przyjaciółka - Zofia, zeszła się z Janem. Jan z początku wydawał się bardzo miły, kulturalny. Ogarnięty chłopak. Pogratulowałam Zofii udanego strzału, bo wiedziałam, że jej wcześniejsze związki bywały burzliwe.

Zofia przeprowadziła się do Jana, a potem z nim do innej miejscowości, oddalonej od naszej rodzinnej o ok. 150 km. Ja również się przeprowadziłam i finalnie dzieliło nas prawie 300 km. Kontakt jednak się nie zerwał, więc byłam na bieżąco co dzieje się w jej zwiazku. I coraz bardziej zapalała mi się czerwona lampka.

Jan chciał psa. Kupili więc psa. Cała opieka nad nim spadła na Zofię,bo Zofia pracuje w markecie (na tamten moment) i jej łatwiej jest opiekować się nim, niż Janowi, który pracował jako sprzedawca. Jednak gdy każdy spacer musiał odbywać się z Zofią, a Jan był na miejscu, świadczyło to o czymś, że coś nie działa, skoro pies miał być ich wspólny. Gdy spotkaliśmy się w 4 (ja z moim narzeczonym i oni) nad jeziorem, rzuciłam luźno dlaczego Zofia z nim wychodzi, a Jan się powstrzymuje. Niby żartem rzucił: Bo Zofia jest tak otyła, że jej się ruch przyda.

I owszem, Zofia była przy kości, ale on sam miał jakieś 20 kg nadwagi.

Zofia chciała zapisać się na magisterkę, bo licencjat w ogóle nie przydał jej się w szukaniu nowej pracy i chciała się dokształcić już kierunkowo. Zachęcałam ją do tego, za to Jan ZAKAZAŁ jej studiować dalej, bo nie będzie miał kto się psem zająć. Zofia sugerowała, że zajęcia są na weekend i on wtedy będzie mógł z psem zostać. Nie. Więc Zofia nie poszła na studia. Wkurzyło mnie to i powiedziałam, że nie powinna się tak słuchać Jana, bo on nie pierwszy i ostatni facet na ziemi. To była ich wspólna decyzja- dowiedziałam się.

Jan za to mógł się dokształcać dowoli. Jeździł na konferencję, wyjazdy firmowe i szkolenia. Zofia zostawała sama w domu i doprowadziło to do wniosku Jana, że jego w sumie w mieszkaniu nie ma przez połowę miesiąca, więc on będzie płacił 1/4 czynszu za mieszkanie, a jak zapłaci resztę Zofia, to jego nie obchodzi, bo jemu by wystarczyła mała kawalerka, gdyby jej nie było. Zofia załamana zadzwoniła do mnie, że ona nie da rady tak dużego mieszkania sama utrzymać. Kazałam jej w tamtym momencie spakować się i wyprowadzic do hotelu albo jej innej znajomej z tego samego miasta. Zaoferowałam, że hotel jej opłacę. Jak się domyślacie, Jan wrócił i przeprosił, powiedział że jednak będzie płacił za całe mieszkanie, byleby Zofia z nim została.

Potem sprawa zrobiła się coraz gorsza, bo chociaż jawnie Jan nie odcinał mnie od Zofii, tak negował wszystkie próby spotkania się. W tym stwierdził, że na moje wesele on nie będzie szedł, bo jest daleko (w rodzinnym mieście) i tylko zmarnuje na mnie pieniądze, bo trzeba dać coś do koperty. Zofia przyszła sama i przepraszała mnie za zawartość koperty, bo Jan jej powiedział, że jest gołodupcem i czy jej nie wstyd dawać 100 zł przy dzisiejszych cenach. I powiem tak, że gdybym miała organizować wesele dla kopert, byliby na nim sami rodzice, bo większość moich znajomych była w gorszej sytuacji finansowej niż my. Powiedziałam jej to, że chciałam mieć ją przy sobie w tym dniu, a z koperty interesują mnie życzenia.

Chwilę po weselu udało mi się ją zmotywować do zmiany pracy, aby mogła sama się utrzymać, bez patrzenia na Jana. I po wielu wysiłkach, udało się.

Zmiana pracy Janowi też się nie podobała i coraz częściej słyszałam go w tle naszych rozmów z Zofia, że ona sobie nie radzi i że ją zwolnią.

W końcu zaczęły się płaczące telefony w środku nocy, bo Jan (tu wstaw obraził ją/zwyzywał/zaszantażował że odejdzie/skoczy w bok. Kazałam Zofii kończyć tę relację póki ma jeszcze szansę. Już miała zabierać walizki, gdy Jan wziął ją na kolację i oświadczył się jej. Obiecał jej terapię, tłumacząc swoje zachowanie stresem i złymi relacjami między jego rodzicami.

Kilka miesięcy było dobrze i znowu się zaczęło. Tym razem do wyprowadzki doszło. Zaręczyny zerwane, Zofia przeprowadzona na nowe lokum.

Zaczęła się spotykać z innymi facetami. Raz trafiała lepiej, raz gorzej. I tu po kilku miesiącach wrócił Jan. Przywiózł jej psa, bo on już go nie chce, bo praca mu nie pozwala na dobrą opiekę nad nim. Przywiózł kwiaty, wino, przepraszał na klęczkach. Zofia wzięła psa, Jana pognała.

Jednak Jan nie odpuścił i pod pozorem budowania przyjacielskich relacji, odnawiał kontakt. A Zofia traciła zainteresowanie innymi mężczyznami. W końcu stwierdziła, że do niego wróciła, ale będą mieszkać osobno, bo ich problemy wzięły się ze wspólnego mieszkania.

Skończyło się tak, że Jan wprowadził się do niej w ubiegłym miesiącu. I koło ponownie zaczęło się toczyć. Na razie niepozornie- są na diecie, bo Zofia przez ten czas wolności, trochę się rozpuściła i za dużo piła alkoholu. Teraz byli razem na wakacjach, skąd odebrałam telefon, że Jan bawi się z innymi kobietami, a Zofia siedzi przy barze, bo Janowi się źle z nią tańczy.

Dzisiaj rano (przed 5) zadzwoniła do mnie Zofia, że ona jednak żałuje powrotu do Jana i jak wrócą, to go zostawi, bo zrobił jej coś niewybaczalnego (nie zdążyłam się dowiedzieć co).

Do napisania tej historii zmotywowała mnie ostatnia wiadomość od Zofii- ich wspólne zdjęcie z podpisem, że jednak jest dobrze i to tylko nieporozumienie.

Odpisałam, że mam dość tematu i jeśli realnie będzie potrzebowała pomocy, to ma się odezwać. W innym przypadku tematu Jana i tego co robi i jak robi, nie komentuję.

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (112)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…