Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#91077

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielność systemu i spychologia.

Kiedy dochodzi do jakiejś tragedii w szkole, zawsze pojawiają się pytania, gdzie ta szkoła była, gdzie byli rodzice, gdzie była policja albo ksiądz proboszcz i ekspedientka z najbliższej Stonki i dlaczego nikt nic nie zrobił, żeby tej tragedii zapobiec.

Pracuję w szkole podstawowej. Od września mamy tu spory problem z jednym z uczniów. Bywa często agresywny, zaczepia kolegów i koleżanki, na przerwach szaleje i jest zwyczajnie nie do upilnowania. Wraz z kolejnymi skargami rodziców (dzieci po prostu czuły się zagrożone w jego obecności), szkoła wdrożyła to, co mogła na tym etapie zrobić: wezwanie rodziców, pogadanka psychologa, pedagoga, pedagoga specjalnego z uczniem, pogadanki z całą klasą.

Rodzicom została zaproponowana opcja przebadania ucznia w poradni psychologiczno-pedagogicznej, z czego nie skorzystali od razu, a dopiero po kilku miesiącach nieustannych skarg od innych rodziców.

Wraz z narastającą agresją, szkoła wdrożyła z własnej inicjatywy rozwiązanie, jakim było oddelegowanie na każdej przerwie dodatkowego nauczyciela/pracownika, aby pilnował właśnie tego konkretnego ucznia. Z powodu braku nauczycieli przedmiotowców, bo my mamy też własne dyżury i nie zostawimy 30 uczniów na piętrze, aby pilnować jednego na parterze, angażowani byli bibliotekarze, panie woźne, psycholog itp.

Cały czas do szkoły byli wzywani rodzice konfliktowego ucznia. Telefony, wiadomości do nich to jedna wielka teczka dokumentacji szkolnej. Ponieważ rodzice współpracowali, czyli stawiali się na spotkania, deklarowali wdrażanie systemu naprawczego w domu, rozmowy z synem, ograniczenie np. tabletu czy komputera, szkoła nie miała na tym etapie możliwości podjęcia innych kroków jak poinformowanie sądu rodzinnego. Taki wniosek zostałby odrzucony z marszu ze względu na brak podstaw. Co innego, gdyby rodzice np. odmawiali spotkań czy ignorowali zalecenia szkoły.

Powiadomiony został dzielnicowy, ale ten nie pokazał się w naszej szkole odkąd tu pracuję. Dodatkowo jak stwierdzono na komisariacie, dzieci do lat 13 nie podlegają żadnej odpowiedzialności karnej, także radźcie sobie sami, bo to nie sprawa policji.

Aż niedawno doszło do nieszczęścia. Agresor rzucił się na drugiego ucznia i spowodował u niego obrażenia ciała. Na monitoringu widać doskonale ten moment, całość akcji trwała niecałe 2 sekundy, nauczyciel nie miał żadnych szans, aby dobiec i zareagować. Oczywiście afera i całkowicie zrozumiane oburzenie rodziców pokrzywdzonego, ale też pretensje, czemu szkoła nie zrobiła więcej i czemu nie zapobiegła nieszczęściu?

Dyrektor nie może wyrzucić ucznia ze szkoły, jeśli ten jest objęty obowiązkiem nauki (do 18 roku życia). Może go najwyżej przenieść do innej klasy, co nie rozwiązuje problemu w żaden sposób.
Dzielnicowy został powiadomiony.
Psycholog, pedagog przeprowadzili w tej klasie więcej pogadanek niż we wszystkich innych klasach razem wziętych.
Rodzice u dyrekcji mieli już swoje ulubione miejsca przy stole, tak często tam bywali.
Szkoła nie może sama wysłać ucznia na badania psychologiczne czy psychiatryczne. Nie ma takich uprawnień. Można jedynie sugerować lub delikatnie poprosić, ale i nie zawsze, bo gdy raz zasugerowano jednej mamie, że warto przepadać ucznia pod kątem spectrum, ta się obraziła i nasmarowała skargę do kuratorium.
W klasie zostały przeprowadzone warsztaty psychoedukacyjne.

I teraz pytanie, co jeszcze mogła zrobić szkoła zgodnego z prawem?

Uczeń jest w II klasie szkoły podstawowej.

szkoła agresja uczeń

Skomentuj (37) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 173 (181)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…