Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

PolitischerLeiter14_88

Użytkownik otrzymał bana za: Dostałeś bana na 974 lata, 4 miesiące, 14 dni za: Wystarczy tych piekielnosci z twojej strony. Mimo wielokrotnych krotkich banow, twoje komentarze wciaz sa nie do przyjecia. Srednia ocena -10 mowi wprost co mysla o tobie uzytkownicy. Zdanie administracji jest podobne. Nie wracaj. Piekielne maja byc historie, nie uzytkownicy. i przedłużenie na 14 dni za: komentarz łamiący regulamin
Ban wygasa: 2989-10-23 17:20:38
Zamieszcza historie od: 28 stycznia 2015 - 19:16
Ostatnio: 20 stycznia 2016 - 16:16
  • Historii na głównej: 1 z 5
  • Punktów za historie: 812
  • Komentarzy: 622
  • Punktów za komentarze: 2377
 
zarchiwizowany
Godzina 22 z hakiem, główna ulica mojej mieściny, mimo względnie późnej pory, całkiem spory ruch.

Droga wygląda tak, ze chodnik oddzielony jest od jezdni na całej długości barierkami, oraz około metrowym pasem zieleni ,na którym rosną małe drzewka i coś w rodzaju żywopłotu. Ogólnie więc jezdnia od chodnika jest dość twardo i wyraźnie odseparowana.

Opisana wyżej poboczna alejka jest ciemna, nieoświetlona, ale pieszych drepta całkiem sporo, nawet tak późnym wieczorem. Dodatkowo na drodze wśród samochodów, z nieznanych mi przyczyn, utworzył się jakby mały korek.

I tak beztrosko, głośno trąbiąc, wzdłuż całej trasy pruje sobie czarne audi.

Chodnikiem, przez alejkę!
Rozganiając pieszych na boki.

Moje miasto takie piękne!

audi

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 56 (172)

#69763

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Co sądzicie o takich ludziach, jak mój dawny znajomy..?

Ukończył tylko gimnazjum po czym wyjechał do Włoch do rodziny...

Na początku nie pracował - utrzymywała go owa rodzina.

Język włoski? Na poziomie zerowym, ze szczerą niechęcią do nauki.

Znajomi to tylko Polacy, bo "co on się będzie z Włochami zadawał". Dziewczyna jego to Polka mieszkająca we Włoszech, a rozrywka to polska telewizja i polski internet. Do egzystencji wystarczył mu wikt, opierunek i piwo.
Dodatkowo co ciekawe, stwierdził również, że on "nawet nie poda ręki" innym Polakom, jeśli oni mają włoskich znajomych. Po około trzech latach takiej egzystencji poszedł do pracy - legalnej, by w pierwszym tygodniu świadomie doprowadzić do wypadku (wbił sobie jakiś pręt w nogę) mieć zwolnienie lekarskie i ciągnąć świadczenia (dokładnie nie wiem jakie, nie znam włoskich realiów).

Następnie udał się do pracy na budowie, tym razem bezwypadkowo, ale jak sam twierdził, będzie pracował tylko tak długo, aż odrobi prawo do zasiłku dla bezrobotnych.
Po około sześciu latach we Włoszech, nadal jedyny język jakim potrafił się posługiwać w stopniu komunikatywnym to polski, jednak mimo to znalazł nowych kumpli wśród Ukraińców, przy pierwszej okazji bardzo pochwalił to że oni też gardzą rodowitymi Włochami.

Teraz mija ósmy rok jego pobytu we Włoszech, z tego co wiem niedawno ożenił się z dużo od siebie starszą Włoszką.

Nie pracuje, jego nowa włoska żona dobrze zarabia i go utrzymuje.

Asymilacja pełną gębą!!!

emigracja

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 279 (421)
zarchiwizowany
A dziś wam zaserwuję historię z mojej pracy wyjątkowo bo zazwyczaj aktywny jestem tylko w komentarzach...

Pracuję w szpitalu miejskim, jako członek personelu technicznego, innymi słowy z pacjentami jako takimi się nie zajmuję, ale mam bezpośredni kontakt, tak samo z lekarzami farmaceutami pielęgniarkami, oraz całą pozostałą typowo medyczną ekipą.

Teraz muszę wam wspomnieć że kolor worków na śmieci JEST WAŻNY! -worki niebieskie takie jak większość osób ma w domu to śmieci komunalne, czyli porostu "zwykłe" np papierki kartoniki ogryzki. ALE ALE ale... w szpitalach przychodniach i gabinetach lekarskich można znaleźć worki na śmieci CZERWONE- do nich trafiają odpady stanowiące potencjalne zagrożenie biologiczne!! Ta selekcja jest bardzo ważna w szpitalu, i o ile niebieskie worki sprzątaczki same wyrzucają do zwykłego kontenera, o tyle czerwone wymienia, zabiera, i utylizuje specjalna firma.

W zeszłym tygodniu z racji remontu bloku operacyjnego, cały dział miał sporo roboty, niestety nie tylko tej "czystej" przy elektronice jak zazwyczaj bywa, ale i trochę typowo porządkowych prac było.

Gdy najgorszy rozgardiasz był już ogarnięty, poproszono mnie o wyniesienie papierowych śmieci, ot stare dokumentacje upchane do worów. Worki oczywiście NIEBIESKIE.
Większość osób już się domyśla co nastąpi dalej... z jednego z worków które niosłem gołymi rękoma, wysypał się stos papierów kartek oraz zużytych starych strzykawek! Czysty przypadek, że pierwszy worek który niosłem po prostu pękł i zobaczyłem co w nim jest... gdyby nie ten incydent trafiłyby one do zwykłego śmietnika i zostały zabrane zwykłą śmieciarka przez nieświadomych pracowników służb porządkowych miasta....

Finał? Ktoś na końcu oględnie, na totalny >>odp<< rzucił okiem do każdego następnego worka, padło hasło "reszta jest RACZEJ już czysta" i worki zabrała do magazynu mniej konfliktowa ode mnie osoba, ale gdzie e wyniesiono z magazynu- tego nie wiem...

Szpital

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 137 (259)
zarchiwizowany
Historia będąca rozwinięciem komentarza, do tekstu użytkownika Grace...

Kto był piekielny ja czy kierowca?

Czasy liceum klasa 2ga- W tamtej szkole przyboczna infrastruktura wyglądała tak, iż jedyny szkolny parking znajdował się pod samym wejściem głównym do budynku, a do samego parkingu (co ważne) prowadziła, od bramy wjazdowej jedna, jedyna droga asfaltowa, prosta mająca około 150 metrów długości. Teren zagospodarowany był w taki dziwny sposób prawdopodobnie dlatego, iż długą drogę otaczały przyszkolne tereny zielone, i taki długi przejazd od bramy pod główne wejście sprawiał wrażenie "reprezentacyjności" mimo iż był nieco absurdalny. Asfaltową drogą codziennie pielgrzymowały setki uczniów, albowiem poza droga dla samochodów, nikt nie wysilił się aby postawić zwykły chodnik, ot kolejny absurd...

To był zwykły dzień, około 15 wracałem ze szkoły, razem z ogromnym tłumem pozostałych towarzyszy szkolnej niedoli. Byłem już niemal przy bramie gdy z drugiego końca szlaku usłyszałem klakson samochodowy, odwróciłem się i oto co zobaczyłem: Jeden ze szkolnych cwaniaczków, najprawdopodobniej tuż po zrobieniu prawka, teraz dokładnie w tym momencie, wyjeżdżał z prędkością STANOWCZO za duża ze szkolnego parkingu, głośno trąbiąc na osoby idące drogą. Ale żeby było tego mało, cwaniaczek nie popędzał zwyczajnie "przechodniów" wręcz przeciwnie- specjalnie jechał tak, że prawie każdy porostu dosłownie skakał w przydrożne krzaki aby uniknąć potrącenia! Standardowo oprócz kierowcy w aucie siedziało kilku jego uradowanych sytuacją koleżków!

Ja widząc to spod samej bramy, spokojnie stanąłem za jej skrzydłem, wyczekałem na odpowiedni moment, i co zrobiłem? Ano rzuciłem im ciężki plecak prosto na maskę ;) Hamowanie z piskiem opon, wyzwiska groźby, jakaś wgniotka w blaszce autka, i wielki finał, w postaci grupy nauczycieli widzących całe zajście, i zapraszających nowicjusza motoryzacji do gabinetu dyrektora. Ja konsekwencji nie poniosłem żadnych, a wariat drogowy ostatecznie zahaczył od nagany aż o policje, dzięki dyrekcji i kamerom rozmieszczonym wzdłuż drogi...

No i kto tu był piekielny? :}

szkoła brawura

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 81 (267)
zarchiwizowany
Drobna piekielność jaka przydarzyła się mojej mamie, niby nic wielkiego, ale dla niej był to ciężki dzień...

W 2009 roku u mojej mamy wykryto nowotwór (chłoniak) dość groźny dla życia, lecz mimo to mama miała tyle szczęścia w nieszczęściu, że całe leczenie przeszła "podręcznikowo", wprawdzie było dość wyniszczające ale jednak efektywne. Po całym procesie chemioterapii, trwającym około roku i zakończonym sukcesem, musiała nadal jednak co trzy miesiące przyjmować dawki mniej agresywnej chemii wspomagającej (nie wypadały po niej włosy ani nie ciemniała skóra). Niewiem dokładnie czym ona się różniła, pewnie nawet nie był chemioterapią w dosłownym tego znaczeniu, a jedynie jakimś pochodnym środkiem, zwyczajnie nie wnikałem w to. I właśnie podczas jednej z takich "wlewek" dzieje się historia właściwa...


Wspomniane "wlewki" czyli dawki chemii wspomagającej, były podawane pacjentom przez kroplówkę w onkologicznym pomieszczaniu ambulatoryjnym przeznaczonym do tego, porostu pacjent kładł się na specjalny fotel, dostawał wkłucie i po około czterech godzinach mógł wracać do domu- i tak co trzy miesiące. W przypadku mojej mamy zazwyczaj wyglądało to tak, że starała się wyciszyć i przespać ten czas, ale jak wiadomo nie zawsze się to uda, tym bardziej jak na fotelu obok jest nadgorliwie gadatliwy pacjent...

Tak właśnie to wyglądało któregoś razu podczas kolejnej "wlewki", iż mamie "po sąsiedzku" trafił się rozgadany facet około 40stki. Niby w tym nic piekielnego, raczej ktoś powie że miło mieć towarzystwo? Może i tak, gdyby nie to że gagatek przez cały czas, BEZ PRZERWY opowiadał mojej mamie że to leczenie które im podają to "lipa" i wymieniał, ile to on osób ZNAŁ, co mimo leczenia poumierały! Oczywiście sam też "optymistycznie" wyraził swoje zdanie iż oboje tak samo na pewno umrą, nawet postawił diagnozę terminowa "góra rok"!! A że lekarze mówią inaczej? "Pani lekarze zawsze mówią że dobrze, a potem się umiera"

Efekt był taki że mama wyszła z sali zapłakana, do tego stopnia że ordynator analizujący wyniki jej badan okresowych, nie mógł jej przemówić do rozsądku, iż wszystko jest dobrze, i ostatecznie przepisał jej jakieś wyjątkowo mocne leki na uspokojenie...

Brawa więc dla rozgadanego pana z ambulatorium! Nie ma to jak nie tracić ducha walki w chorobie, i do tego wspierać towarzyszy niedoli dobrym słowem...

słuzba_zdrowia

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -14 (78)

1