Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

SuicideMouse

Zamieszcza historie od: 27 listopada 2011 - 12:08
Ostatnio: 17 marca 2013 - 12:34
  • Historii na głównej: 3 z 6
  • Punktów za historie: 2377
  • Komentarzy: 8
  • Punktów za komentarze: 18
 

#41938

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Do mojego pracodawcy, czyli kierownictwa hipermarketu T***O.

Szanowny Panie Kierowniku, Szanowna Pani Dyrektor.

Na wstępie zaznaczę, że chciałbym przeprosić Was za wszystkie rzeczy, które Wam się nie podobają w mojej pracy. Tak, przyznaję się do błędów, to wszystko moja wina.

1.Przepraszam, że śmiałem się Was zapytać o to, czy nie ma przyjęć do pracy, bo nie dajemy sobie tu rady. W naszym zespole jest pięć osób, często pracujemy pojedynczo, nie ma nawet czasu na wyjście do toalety. Wiem, że chcecie jeszcze kilka osób zwolnić – no tak, wtedy jeden pracownik będzie robił od rana do wieczora, bo o życiu prywatnym powinniśmy zapomnieć.

2.Przepraszam Was również za to, że nie urodziłem się czterorękim mutantem, jak Goro z Mortal Kombat. Pracownik, który jedną ręką obsługuje klienta, drugą dokłada towaru, trzecią wypisuje rozmaite papiery, a w czwartej trzyma szczotkę lub ściągaczkę i sprząta, byłby chyba idealny.

3.Przepraszam, że nie jestem czarodziejem i nie posiadam zdolności klonowania się – niestety, ale nie potrafię jednocześnie stać przy kasie i obsługiwać klientów, i w tym samym czasie być na zapleczu i szykować sobie zapas towaru, czego nikt z Was nie potrafi zrozumieć. Może Wy macie takie magiczne moce?

4.Przepraszam również za to, że nie jestem cyborgiem i nie mam możliwości zamontowania sobie w nogach albo w tyłku silniczka. Każdy ma swoje tempo pracy, a normalną rzeczą jest to, że człowiek pracujący intensywnie, w dodatku sam, szybko się męczy. Ale co Wy możecie o tym wiedzieć, siedząc tylko przy papierzyskach i monitorach...

5.Przepraszam, że czasami przychodzę 10-15 minut wcześniej i zdarza mi się kończyć pracę minutę czy dwie przed czasem. Tylko w ten sposób mogę się wyrobić na autobus, chociaż Was to i tak nie obchodzi, bo Wy sobie posadzicie wygodnie 4 litery w samochodzie i macie wszystko i wszystkich gdzieś. I przyrzekam, że nikomu nie pisnę słowa o kierowniku, który zawsze z drugiej zmiany wychodzi godzinę wcześniej.

6.Przepraszam, że nie daję rady pracować za dwie czy trzy osoby, gdy ktoś z zespołu pójdzie na chorobowe, czy weźmie sobie urlop na żądanie. Choćbym na 10 rzeczy 9 zrobił dobrze, a jedną źle, to i tak za tą jedną będzie afera na cały sklep, a za te 9 pozostałych nie usłyszę nawet „dziękuję”, wręcz przeciwnie – dowiem się tylko, że „jestem leniem”, że „się opier**lam”, albo że „się mogę pożegnać z pracą”.

7.I na zakończenie, przepraszam Was, że za to moje "opier**lanie się" musicie mi płacić aż 1400 zł na rękę...

Wasz pracownik.

hipermarket

Skomentuj (82) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 1039 (1185)
zarchiwizowany

#31948

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia sprzed paru dni.
Pracuję w Tesco, na dziale Grill. W naszym asortymencie, oprócz różnego rodzaju kotletów są kurczaki oraz ćwiartki kurczaka. Co ważne, płatność jest na miejscu (nie na głównej linii kas), a zwrotów nie przyjmujemy (jeśli klient się rozmyśli, może iść co najwyżej z paragonem do POKu).

Spora kolejka, w ladzie mi zostały same ćwiartki, kurczaki jeszcze były w piecu, ale mówiłem klientom, że będą za jakieś 15 minut. Facet kupuje cztery ćwiartki kurczaka, bo mu się nie chce czekać na całego. Płaci samymi drobniakami po 1 zł i 2zł. Akurat takich potrzebowałem, więc mu jeszcze grzecznie podziękowałem za drobniaki. Kolejka się skończyła, ja wyciągam z pieca całe kuraki i wkładam do lady. Chwilę potem widzę... tak, tego samego faceta, co kupował ćwiartki.

[F]: Wie Pan co, może ja jednak zrezygnuję z tych ćwiartek, poproszę całego kurczaka.
[J]: Przykro mi, już pan zapłacił, nie mam możliwości przyjęcia zwrotu.
[F]: (rzucając ćwiartki na ladę) Ale ja już ich nie chcę, proszę mi zwrócić pieniądze, ja wezmę kurczaka.
[J]: Powtarzam panu, że zwrotów nie przyjmujemy. Jeśli ma pan paragon, zapraszam do punktu obsługi klienta.
[F]: A ty nie możesz tam iść?
[J]: Nie mogę. Po pierwsze, nie przypominam sobie, żebyśmy byli na ty. Po drugie, to jest punkt obsługi klienta, a nie pracownika.
Facet zabrał torbę z nieszczęsnymi ćwiartkami (kątem oka zauważyłem, że jedna z nich już była napoczęta) i poszedł.

Mały dodatek... Może nie piekielny, ale na pewno żałosny. Tego samego dnia, jakieś pół godziny później. Podchodzi do lady młody chłopak, w wieku max 14 lat. Kupuje coś, wszystko ok. Spojrzałem na jego koszulkę, a tam wielki napis: "CHWDP propaganda"... Miałem ochotę się zaśmiać, ale z trudem się powstrzymałem.

tesco

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 53 (161)

#26113

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia z dzisiaj.
Poszedłem dziś z moją Narzeczoną na małe zakupy do sklepu sieci - jak ja to mówię - "Carna Fura" :) W tym sklepie mieli w promocji pewną czekoladę, którą lubię i ja, i Ona. Promocja polega na tym, że bierzesz jedną sztukę za 9,99 zł, a drugą dostajesz za grosz. Wszystko ok, postanowiliśmy się skusić.

Po wejściu w alejkę ze słodyczami zwątpiliśmy - półki wyczyszczone prawie całkowicie, klientów cała chmara. Czekolady zostało już kilka tabliczek, co ważne - na półce, obok ceny była wywieszona informacja o promocji. Były dostępne różne smaki, a "promocja" była przy każdym. Jakoś udało mi się dopchać do regału i wziąć dwie sztuki. W koszyku mieliśmy jeszcze zakupy za jakieś 6-7 zł, więc po szybkich wyliczeniach ustaliliśmy wartość zakupów na 16-17 zł, po uwzględnieniu rabatu na czekoladę. Co ważne, mieliśmy też w koszyku dwie butelki Frugo - na ten napój obowiązywała taka sama promocja (bierzesz jeden, drugi masz za grosz).

Podchodzimy do kasy, kasjerka wszystko po kolei kasuje - i tu pierwszy zonk. Wartość zakupów wyniosła ponad 26 zł. Pytamy się jej, czy rabat na czekoladę wszedł na kasie, ona odpowiedziała, że tak. No nic, płacimy, bierzemy paragon... Okazało się, że rabat na Frugo się naliczył, ale na czekoladę już nie.

Poszliśmy więc do punktu obsługi klienta, żeby się dowiedzieć o co chodzi. Okazało się, że rabat nalicza się tylko za "czekolady w sztywnym, kartonowym opakowaniu". Tyle że na półkach nie było żadnej czekolady "w sztywnym opakowaniu", a wszystkie pozostałe, a jakże, były oznaczone promocją. OK, w takim razie poprosiliśmy o zwrot pieniędzy. Mieliśmy paragon, czekolady nie były nawet naruszone - okazało się, że... nie przyjmują tam zwrotów.

I tu kilka pytań:

1) Czemu kasjerka wprowadza w błąd klienta, mówiąc że rabat się naliczył?
2) Hipermarket, w którym nie można zwrócić towaru w nienaruszonym stanie, mając na niego paragon... DAFUQ?
3) Czemu przy KAŻDYM rodzaju czekolady była informacja o rzekomej promocji?
4) Ilu klientów w ten sposób oszukali, i ile na tym zarobili?

Carrefour Arkadia

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 359 (515)

#20214

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję na dziale Grill w jednym z warszawskich marketów sieci Tesco. Naprzeciwko mojego stoiska znajduje się "bujany samochodzik" dla małych dzieci - dziecko wsiada, tatuś lub mamusia wrzuca monetę, a samochodzik przez około dwie minuty buja się i wydaje dźwięki, jakby jechał. Wiadomo, na małe dzieci takie coś działa jak magnes.

Godzina 21.00, może kilka minut później. Już powoli szykuję się do zamknięcia, zaczynam sprzątać, mając nadzieję, że ta ostatnia godzina jakoś szybko zleci. Klientów brak. Pomyłka... Podchodzi jakaś parka z około 3-letnim dzieckiem.
Facet wyglądał jeszcze w miarę normalnie, ale dziewczyna... Różowa kurteczka, tlenione blond włosy, tipsy... Typowy plastik-fantastik. Najpierw zaczęli się obściskiwać na środku alejki, nie zwracając uwagi na dziecko, a po chwili podeszli do mojego stoiska. Dziecko w tym czasie, a jakżeby inaczej, podeszło do samochodziku. Rodzice byli zaaferowani oglądaniem asortymentu na moim stoisku, gdy nagle słychać "łubudu" - dzieciak wypadł z samochodziku. Nie była to wprawdzie jakaś ogromna wysokość, może z metr, ale mimo wszystko mały zaczął płakać wniebogłosy. Dopiero wtedy rodzice zorientowali się, że coś tu nie gra. Piekielną okazała się być [M]amuśka.

[M]: Dlaczego nie przypilnował pan mojego synka?!
[J]: (oczy w słup) Słucham?!...
[M]: On z tego wypadł! Dlaczego pan go nie pilnuje?!
[J]: Przepraszam bardzo, ale to chyba pani jest jego matką i należy to do pani obowiązków. Poza tym, takie małe dziecko o tej porze powinno już spać.
[M]: Nie będziesz mnie uczył, jak mam wychowywać dzieci, gówniarzu! ("Gówniarzu"... Babka była może ze 3-4 lata ode mnie starsza.) Napiszę na ciebie skargę!

W tym momencie sytuacją zainteresował się ochroniarz stojący przy linii kas Tesco. Babka zaczęła się z nim wykłócać. Oczywiście, to nasza wina, że nie umiemy dopilnować jej dzieci. Ku jej niezadowoleniu, ochroniarz miał na ten temat identyczne zdanie, co ja. Babka wzięła płaczącego dzieciaka za rękę i - dosłownie - wyciągnęła go z terenu marketu. Co dziwne, jej facet nie odezwał się przy tym ani słowem.

gastronomia Tesco

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 418 (460)
zarchiwizowany

#20213

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pracuję na dziale Grill w jednym z warszawskich marketów sieci Tesco. Często trafiają się tam naprawdę piekielni klienci...

Akcja z dzisiejszego dnia.
Zaczynam zmianę, w kasie mało drobniaków, brakowało monet o nominale 1 gr (co ważne), a kolejka całkiem spora. Zauważyłem tam pewną stałą klientkę - młoda dziewczyna, z wyglądu aniołek, ale chrakterek z piekła rodem. Trzeba uważnie patrzeć, jak wydaje się jej resztę - musi się zgadzać co do grosza, i nie wolno dać jej zbyt pomiętych banknotów. Cóż, każdy ma jakieś odchyły...
Przyszła kolej na nią, kupuje coś, ma do zapłacenia - pamiętam to dokładnie - 10,24 zł. Daje banknot 20 zł. Reszta, jak łatwo obliczyć, wynosiła 9,76 zł. Niestety, wydałem jej 9,75, ponieważ, jak już wspomniałem, nie miałem ani jednej monety 1 gr. I tu się rozpętało piekło...
[J]a: Niestety będzie bez grosika, nie mam w tym momencie drobniaków.
[K]lientka: No chyba sobie jakieś jaja robisz?
[J]: Nie przypominam sobie, żebyśmy byli na "ty"... Możemy zrobić tak, że pani da 4 grosze, a ja dam monetę 5 gr. (pięciogroszówek akurat miałem od groma).
[K]: Nie mam! Poproszę o grosza!
W tym momencie wyjąłem część kasetki z drobniakami, podstawiam klientce pod nos.
[J]: Proszę sobie wziąć.
[K]: To skandal! Ja was wszystkich nauczę odpowiedzialności! Nie nadajecie się do tej pracy!
Mnie się zbierało na śmiech, ale nie wypadało... Klientka odeszła gdzieś na bok, a ja włożyłem drobniaki z powrotem do kasetki zająłem się następną osobą.
I teraz najlepsze: następny klient zapłacił dokładnie tyle ile miał zapłacić, plus jeden grosz więcej. A jego komentarz mnie rozwalił na łopatki:
- Dam panu tego grosza, może pan jej wydać. Wie pan, pewnie chłop nie dogodził, a na baterie do wibratora zabrakło...
Aż musiałem udać się na zaplecze, żeby w ciszy i spokoju parsknąć śmiechem :)

gastronomia Tesco :)

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 174 (268)
zarchiwizowany

#20181

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mam piekielnego sąsiada, alkoholika, który mieszka piętro wyżej. U mnie w mieszkaniu są dwa psy - nie są duże (jeden z nich to szczeniak znaleziony półtora miesiąca temu w parku), ale swoją małą wielkość nadrabiają donośnym głosem.
Któregoś dnia ów sąsiad z góry wrócił do domu po 22.00. Oczywiście, nawalony jak ruski czajnik. Psy zaczęły szczekać, bo ktoś szedł po schodach. Sąsiad zaczął wtedy się wydzierać, żeby uciszyć te psy. Może i miał trochę racji, w końcu była już cisza nocna - zająłem się psami.
Kładę się spać, nagle około godziny 2.00 nad ranem budzi mnie łomot. Łodafak? Odgłosy dochodziły z góry. Jak się okazało, sąsiad pokłócił się ze swoją żoną i córką. Do tego stopnia, że aż się pobili, a przez okno latały garnki (!). Łomot obudził zapewne nie tylko mnie - ktoś z sąsiadów wezwał policję. Przyjechali, zabrali gościa i po krzyku. Z ciekawości poszedłem następnego dnia rano do "piekielnego" mieszkania - obraz nędzy i rozpaczy, jakby tam jakiś huragan przeszedł. A wychodząc z psami widziałem leżące pod blokiem garnki, potłuczone talerze...

Dziwią mnie tylko dwie rzeczy. Po pierwsze - przeszkadzały mu ujadające psy, ale awantura w środku nocy, którą było słychać chyba na całym podwórku, to już nic takiego...
Po drugie - jak te dwie kobiety (żona około 50-tki i córka w moim wieku) z nim w ogóle wytrzymują?...

piekielny sąsiad

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (117)

1