Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Trollitta

Zamieszcza historie od: 20 października 2016 - 10:56
Ostatnio: 21 lipca 2018 - 17:43
  • Historii na głównej: 1 z 2
  • Punktów za historie: 390
  • Komentarzy: 135
  • Punktów za komentarze: 1015
 
zarchiwizowany

#77119

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nie jestem feministką, jak matkę kocham, gdybym mogła siedziałabym w domu z dziećmi i była spełniona. No, ale lubię swoją pracę, więc pewno była by moim hobby. Cudownie, nie? Nie uzależniać swojego poziomu życia od pracy zarobkowej, od sukcesów, mieć hobby, ale nie z konieczności. No cóż, takie życie gwarantuje wygrana w totka (jakaś full kumulacja), albo... no właśnie. Bogaty mąż. No i na tym wątku zebrałam ostatnio krytykę (i to jaką!), bo mojemu ślubnemu szykuje się awans.
Tak, On lubi swoją pracę. Nie męczy się w niej, nie spędza tam nastu godzin i wraca zadowolony (najczęściej). W jego firmie ogłoszono pewien konkurs, Jego projekt znalazł się w końcowym etapie (takim finale). Teraz, jeśli wygra, zostanie jego kierownikiem i satysfakcja z pracy wzrośnie 350%. Tak jak pensja. Jeśli nie wygra, to zostanie zaangażowany w realizację zwycięskiego pomysłu i to też jest awans, niewiele mniejszy. Będzie takim ekspertem w zespole, praca 200% fajniejsza, niż do tej pory. Zarobki też. No, pochwaliłam się, więc gdzie tu piekielność? Chyba w kieliszku wódki...
Z okazji sukcesu (przejścia do „finału”), zaprosiliśmy znajomych na imprezę. Dlaczego teraz, a nie po wszystkim, to nieistotne, dość, że dla nas to już i tak ogromny sukces i okazja do świętowania. Traf chciał, że zabawa odbywała się w miejscu publicznym i poza gronem dobrych znajomych, znalazło się też kilka ludków, których znaliśmy, ale nie zbyt blisko – ot, zaproszeni przez znajomych lub spotkani i się przyłączyli. No i właśnie w rozmowie, której świadkiem była taka Panna, którą słabo znam, ale rozmawiamy czasem, wypowiedziałam osąd, który Wam przytoczyłam na początku. Ano, bo poważnie się nad tym zastanawiam. Może nie do końca jest to realne, ale chętnie ograniczyłabym pracę zawodową (mam dobre, wymagające i dobrze płatne zajęcie), żeby więcej czasu poświęcić „ognisku domowemu”. Więc rozmawiam z koleżanką, Panna uczestniczy w tej rozmowie. I mnie opieprza! Że jestem niepoważna, bo przez takie myślenie pozycja kobiet cofa się do średniowiecza i jestem winna całej dyskryminacji świata. Że teraz powinnam pokazać mężowi, gdzie jest jego miejsce, bo jak On śmie radzić sobie lepiej ode mnie? Najlepiej nie pozwolić mu przystąpić do tego projektu, bo przez to zaczynam myśleć nieracjonalnie i tracę godność. Uprzedzając komentarze, nie darła się na mnie i nie robiła scen. Mówiła, najpierw poirytowana, później zła, ale mimo wszystko zachowała dość kultury, żebym nie czuła się urażona formą. Natomiast treść Jej argumentów była tak dla mnie fantastyczna, że po chwili dostałam napadu śmiechu. Razem z koleżanką. Panna na to stwierdziła, że do drinka mi mąż dosypuje narkotyki, więc teraz już nie dziwi się, że poglądy mam tak spaczone. Poszła.
Kiedy z koleżanką się opanowałyśmy, już bez Panny w towarzystwie (wyszła obrażona, bo nie traktujemy Jej poważnie), doszłyśmy do wniosku, że dziewczyna ma ewidentnie jakiś problem. Sama jest około trzydziestki i bez granic oddaje się karierze, Owocnej, jednak nie ma życia poza nią, a przez swoje feminazistowskie tyrady, Jej życie towarzyskie kuleje, i to na obie nogi. Praktycznie wszystkie spotkania z nią kończą się jak to przytoczone, ponieważ zawsze znajdzie coś, do czego może się przyczepić. Poprzednio były to zbyt wysokie szpilki koleżanki, ponieważ przez ich noszenie uprzedmiotawia się, a tym samym wszystkie kobiety. No cóż.
Smaczkiem na koniec będzie wiedza, skąd Pannie mogło się wziąć takie postrzeganie świata. Otóż, miłość Jej życia, kilka lat temu, zostawił Ją dla nieco starszej, acz ustawionej życiowo damy. Pana znam, to raczej typ pasożyta, jakkolwiek uroczy. Panna, zakochana po uszy, źle przyjęła taki obrót sprawy. Załamała się na chwilę, by wrócić do żywych odmieniona, z nowym światopoglądem, jednak chyba gdzieś podświadomie ustala status kobiety przez pryzmat jej przeliczalnych sukcesów. Szkoda, bo wcześniej była podobno lekko naiwna, marzycielska, ale słodka i empatyczna.

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -5 (33)

#75723

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Konto mam od niedawna, mimo że Piekielnych czytam od lat... Nigdy też nie przypuszczałam,że zapragnę podzielić się z Wami jakąś historią. Aż do dzisiaj, bo finał zdarzeń, których byłam świadkiem jest iście szatański.

Pracuję w firmie bardzo specjalistycznej. Większość kadry to doktorzy wąskich dziedzin, są też inżynierowie oraz magistrzy. Jest również garstka studentów, których firma postanowiła zwerbować zawczasu, wyedukować i zapewnić pracę – a sobie kolejnych specjalistów. Do tej pory szef nie zwracał uwagi na to, w jakim wieku ani jakiej płci są nowi pracownicy. Liczyła się tylko wiedza i wykształcenie. Doświadczenia nie wymagał, bo i tak takiej świeżynce musiał zapewnić szereg dodatkowych szkoleń i uprawnień, diabelnie drogich. Wyglądało to zwykle tak, że „nowy” (niezależnie, czy doktor czy magister) dostawał miesiąc okresu próbnego, za psie pieniądze. Robił też pieską robotę, bo nikomu nie chodziło o jego pracę, a jedynie o poznanie człowieka. Jego usposobienia, aspiracji itp. Później jechał na miesiąc szkoleń. Tydzień u nas w kraju, a reszta czasu w świecie, kolejno egzaminy (w tym państwowe), i zaczynał pracę na właściwym okresie próbnym. Jeśli go przeszedł, czyli pokazał, że poza tym, że jest normalnym, godnym zaufania człowiekiem (co oceniano jeszcze przed szkoleniami, w pierwszym miesiącu), jest jeszcze specjalistą, dostawał etat, na czas nieokreślony. I lojalkę, bo szef w tym momencie byłby kilkadziesiąt tysięcy w plecy – gdyby delikwent poszedł w diabły, na przykład do konkurencji.

W szczegóły lojalek nie wnikam, bo były bardzo indywidualne. Chodzi o coś innego. Kilka lat temu przyszła do pracy pani, która kilka tygodni po podpisaniu etatu położyła L-4 – ciąża zagrożona. Czy taka była, czy nie – nie wnikam, ale szef był lekko rozczarowany. Na gwałt potrzebował tego pracownika, wyszkolił go, reszta ludzi z rekrutacji już poznajdowała pracę, a dziewczyna wypadła mu na rok z obiegu – zamroził kasę, można by rzec. Trudno.

Niedługo później zaczęła u nas pracę Irenka, za panią na zwolnieniu. Irenka już kiedyś współpracowała z firmą, za świetne pieniądze, jako wolny strzelec. Jednak zamarzyła jej się stabilizacja życiowa, to zgłosiła się do konkursu i wygrała. Popracowała może pół roku i też poszła na zwolnienie ciążowe. Żeby nie było – praca nie jest ciężka fizycznie ani psychicznie. Jest odpowiedzialna i trudna, ale kobiety w ciąży i niepełnosprawni fizycznie radzą sobie u nas świetnie.

Irenka urodziła, wykorzystała macierzyński i już prawie wracała do pracy, ale okazało się, że swoją pracę może wykonywać jedynie po uzyskaniu dodatkowych uprawnień, których nie zdobyła z finansowania unijnego, bo była na zwolnieniu. Szef wysłał ją za swoją kasę na te szkolenia, Irenka wróciła z nowym papierkiem, popracowała może z miesiąc. Ze względu na dość dynamiczne zmiany w jej dziedzinie, niewiele przychodziło jej łatwo, bo jednak kilka lat nie było jej w zawodzie, a zmiany zachodziły. Po miesiącu... zaszła w kolejną ciążę. I kolejne zwolnienie. Szefa coś trafiło, ale w imię poprawności politycznej przełknął. Jedynie nam, reszcie żeńskiego personelu, przygląda się dokładniej. Jakby mniej chętnie nas doszkalał. Ale OK, facet zapłacił kilkadziesiąt tysięcy za szkolenie pracownika, który przez cztery lata pracował dwa-trzy miesiące.

Irenka wróciła z kolejnego macierzyńskiego i nawet nie zainteresowała się, co tam w jej dziedzinie się pozmieniało, od razu położyła trzecie zwolnienie.

Szef z godnością to przyjął. Przesunął ją na stanowisko recepcjonistki, oczywiście zachowując uposażenie i spełniając wszelkie prawne normy. Zwolnił etat, rekrutował nową osobę. Mężczyznę. W ogóle, wszyscy nowi pracownicy, od czasu trzeciej ciąży Irenki, to panowie. Jakoś tak się składa, że kobiety nagle chyba przestały kształcić się w naszej dziedzinie, bo niewiele przechodzi w rekrutacji na wyższy poziom. I nie, nikt prawa nie łamie. Przecież to nie przestępstwo, jeśli szef z kilku osób o podobnych kwalifikacjach wybierze jedną. A że kobitki same mu się podkładają, na co do tej pory przymykał oko, a teraz po prostu nie podoba mu się, że babka do pracy na stanowisko reakcyjne przychodzi wypachniona, bo może to stanowić o wynikach przeprowadzanych przez nią testów... No cóż, świadczy to o jej kompetencji.

Czy szef jest piekielny? Według mnie – ani trochę. Sama dostawałam na łeb, kiedy musiałam za Irenkę pewne rzeczy robić, bo na rok jej zwolnienia nie warto było kolejnej osoby przez cztery miesiące szkolić. A później kolejny rok, i następne były już swoistym „pójściem za ciosem”. Żeby nie było, pojawiały się osoby na zastępstwo, ale jedynie do najprostszych prac, wszelkie ważne, wymagające uprawnień obowiązki jej stanowiska po prostu dzieliliśmy między sobą (trzy osoby, łącznie z szefem, które miały te konkretne uprawnienia).

Irenka pokazała bardzo dobitnie, dlaczego kobiety w pracy mają bardziej pod górkę. Dlaczego zarabiają mniej. Sama uważam, że kobieta w związku powinna cieszyć się, że jej partner zarabia więcej, nawet na tym samym stanowisku. Bo ona prawdopodobnie na pewien czas wypadnie z obiegu, zachodząc w ciążę. Jeśli ma inne ambicje, powinna móc otwarcie i z szacunkiem porozmawiać o tym ze swoim szefem, ustalić wzajemne potrzeby. Teraz działa to tak, że kobieta, która chce poświęcić się karierze, ale zostać matką w przyszłości, ściemnia i oszukuje, żeby tylko dostać etat, nawet jeśli lepiej byłoby jej na przykład na kontrakcie, tylko po to, żeby nie zostać na lodzie za kilka lat. Natomiast pracodawca ma zakaz rozmowy z potencjalną pracownicą o jej planach życiowych, aspiracjach i nie ma jak dopasować pracownika do stanowiska pracy, bo obawia się, że mu kobieta ucieknie za jakiś czas. Dlatego woli zatrudnić faceta, a jeśli już pracuje babka, to dostaje mniej, bo skoro jest ryzyko, że wypadnie na dłużej, to inwestycja jest mało pewna.

Może mnie zhejtujecie, ale takie jest moje zdanie na temat „niesprawiedliwości” rynku pracy.

praca kobieta w pracy

Skomentuj (83) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 318 (434)

1