Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

astos123

Zamieszcza historie od: 11 stycznia 2012 - 17:41
Ostatnio: 23 sierpnia 2012 - 23:37
  • Historii na głównej: 2 z 2
  • Punktów za historie: 1812
  • Komentarzy: 3
  • Punktów za komentarze: 12
 

#22464

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Jestem z pokolenia kiedy to w podstawówce grało się jeszcze w piłkę, a jesienne wieczory spędzało przy Super Mario Bros na chińskiej podróbce Nintendo.

W bloku na przeciw mieszkał na parterze starszy pan, który strasznie, ale to strasznie nienawidził dzieci. Pech chciał, że ten skwerek był najfajniejszym skwerkiem na osiedlu do grania w piłkę (był pusty, nie było tam żadnych huśtawek, karuzel itp. tylko trawa) Za bramkę służyły tornistry i kamienie. :D.

Po pewnym czasie starszy pan zaczął się nam naprzykrzać. Krzyczał z balkonu, odgrażał i co chwila wzywał to policję, to straż miejską. Służby te wyganiały nas na 5 minut dosłownie, mówiąc, że starszy pan musi odpocząć. Lecz po 30,40,50 wezwaniu nikt się już nie stawiał. Potem moje towarzycho przeniosło się na drugą połowę skwerku, jak najdalej od Pana P. Lecz to dla niego było za mało, więc wyznaczył sobie krucjatę. Zniszczyć każde dziecko, które gra przed jego blokiem.

Pewnego słonecznego dnia wyszedł na balkon i zaczął robić nam zdjęcia (byliśmy w trakcie gry). Każdemu z osobna (było nas 6). Nie przejmowaliśmy się tym zbytnio. Wszystkie te zdjęcia przekazał policji, która to dała mu upomnienie - nie wolno robić zdjęć komuś bez jego zgody (narusza to prywatność). To było dla pana P za dużo. Wziął sprawy we własne ręce (jak Punisher).

Przyp 1.
Pan P. posiadał wielki zestaw pałek policyjnych. Pewnego wieczora (latem) mojego kolegę matka wysłała do nocnego po jakąś tam rzecz (sklep był w wieżowcu na przeciwko). W drodze powrotnej staruszek zaczął okładać 10 letnie dziecko tą białą pałką MO. Kolega dostał kilka razy, ale nic mu się poważnego nie stało (pogonili piekielnego menele osiedlowi spod nocnego). Matka: telefon na policję, policja dała naganę i zabrała pałkę jako narzędzie niebezpieczne.

Przyp 2.
Pan P. W biały dzień ukrył się za warzywniakiem (kiedyś były takie kioski-warzywniaki gdzie były gumy turbo :D) i rzucił się na naszą koleżankę od pleców i zaczął ją dusić kolejną pałką (tym razem teleskopowa). Uratowała ją kobieta z warzywniaka. Po tym zajściu pan P. Odsiedział w areszcie bodaj że 24 albo 48 (nie wiem na ile wtedy zamykano), pałka zabrana. Rodzice wnieśli sprawę do sądu. Popłoch na osiedlu, dzieci pod ścisłą kontrolą.

Przyp 3.
Pan P. Po wyjściu od razu zaczął czatować przy oknie i wyczekiwać kiedy nadarzy się okazja i jak szliśmy z kolegami ze szkoły zaczął w nas rzucać kamieniami. Na szczęście nikogo nie trafił. 2 ojców kolegów poszło mu zrobić awanturę i trochę przycieniować oko. (Po tym spokój na miesiąc).

Przyp 4.
Przekonałem się na własnej skórze co to za człowiek. Wracam ze szkoły. Nagle słyszę świst. Kolejny. Byłem 20 metrów od klatki gdy nagle zauważyłem, że Pan P. kupił sobie wiatrówkę... I we mnie celuje... Wtedy biegiem do klatki. Szło tam kilka osób, jak to zauważyli to od razu czmych do klatek. Na szczęście nie dostałem. Po 20 minutach przyjechała Policja, zabrała dziada i słuch po nim zaginął. Jego córka mówiła, że jest obłożnie chory w szpitalu (psychiatrycznym)...

A ja tak się zastanawiam. Jak można wypuścić kogoś, kto napada na dzieci z pałką, dusi je ? A jakby się stało nieszczęście ? Jakby mnie trafił np. w oko ? Było to ponad 10 lat temu, ale pamiętam to świetnie. A najgorsze jest to, że postępowanie z takimi osobami mało co się zmieniło od tego czasu i agresorzy nadal są wypuszczani i odsyłani do domów...

Osiedle policja

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 830 (882)

#22452

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Chińska restauracja w jednym ze śląskich miast.

Strona internetowa jak się patrzy, ceny przystępne. Postanowiłem zamówić sobie coś do jedzenia - angina mnie rozłożyła (dopiero 2 dzień antybiotyku, więc na dzisiejszą aurę pogodową nie ma sensu się narażać), bo w lodówce pusto jak w głowie pewnej pani Joli R. Wybrałem sobie z ich obszernego menu pozycje pt. "wieprzowina w 5 smakach", "mini sajgonki" i "banan w cieście". W sumie ok 26 zł. Na stronie internetowej jak byk - dowóz od 25 zł w mieście. Myślę ok. (knajpa oddalona o jakieś 900 metrów od domu, a i tak nigdy w niej nie byłem, jakoś nie było okazji).

Dzwonię.

[Ch]- Chińczyk
[j] - ja

Ch: Co?
j: Czy to restauracja "żółty śnieg" (nazwa zmieniona)
Ch: Da .
j: Chciałem zamówić (i tu sypie się lista życzeń).
Ch: Tajgon nie ma, banan nie ma.
Myślę, ok... trudno.
j: To zamiast sajgonek wezmę te krewetki w cieście, a zamiast banana tego ananasa w sezamie
Ch: Krewetka nie ma, ananat nie ma.
j: A co jest?
Ch: Wtytko.
Już zaczynam się wkurzać, bo samej tej wieprzowiny mi nie przywiozą - kosztowała 16 zł. Pomyślałem - trudno wezmę jeszcze kurczaka słodko-kwaśnego (14 zł), to będę miał na później (napromieniuję w mikrofali).
j: To poproszę jeszcze tego kurczaka w sosie słodko kwaśnym.
Ch: Dobde.
Łooo, coś w końcu jest !
j: To wszystko.
Ch: Nie pdywiezie
j: Czemu?
Ch: Za mało.
j: Przecież przywóz od 25 zł.
Ch: Bedyna drogo, od tydietdi piet.
W myślach już się przejadłem tym ich jedzeniem.
j: To co za te 5 zł mogę dokupić ?
Ch: Jete jeden kutak.
j: Nie chcę, bo to za drogo.
Ch: My dolitamy za opakowanie po zloty! Panu opłaca dwa kutaki do jednego.
Ja już sfrustrowany jak nie wiem. Ale wpadłem na coś genialnego - puszkowana herbatka z żeń-szeniem za 3 złote w menu.
j: Herbatkę z żeń-szeniem. To już jest 35 zł.
Ch: Jak chce pan. Ale nie mytli w ogóle. Nie opłaca!
j: Trudno. Proszę wieprzowinę, kurczaka i herbatkę z żeń-szeniem.
Ch: Gdzie pdywiec?
j: Zarąbista 323.
Ch: Nie ptywiode.
j: Czemu?
Ch: Nie wiem gdie to jest. Ale sprawde na gogle!
j: To jest na wprost od was. Pierwszy dom z 3 (takie mam osiedle, że są stare familoki, obok tego kilka nowych domów i w jednym z nich siedzę ja. Reszta działek czeka na zabudowę).
Ch: Nie ptyjade bo da daleko.
j: Ale to jest niecały kilometr od Was!
Ch: Nie i koniet! Pan dpiedala! - I tu trzask słuchawki.

Kojarzy mi się to trochę z kabaretem ani mru mru :) Jedno jest pewne: przy takim stosunku do klienta i zapale do pracy długo nie pociągną.

gastronomia

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 925 (979)

1