Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kaska1402

Zamieszcza historie od: 7 kwietnia 2012 - 20:43
Ostatnio: 14 grudnia 2016 - 13:40
  • Historii na głównej: 2 z 3
  • Punktów za historie: 996
  • Komentarzy: 3
  • Punktów za komentarze: 4
 

#72771

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przed wakacjami ubiegłego roku udało mi się zdać egzamin na prawo jazdy. Istotne jest to, że za drugim razem, wiedziałam, że to ewidentnie mój błąd (wymuszenie pierwszeństwa), ale wyciągnęłam z tego wnioski i dzięki temu uważam bardziej i jeżdżę ostrożniej, dzięki temu drugi egzamin zdałam od razu bez żadnego błędu. Piekielni w tej historii są znajomi z mojego rocznika, którzy również zdali i jeżdżą.

1. Istnieje coś takiego jak zasada ograniczonego zaufania. Wiem, że przesadna ostrożność też nie jest dobra, ale czasami warto rzucić okiem, czy mimo tego, że faktycznie mamy drogę z pierwszeństwem, ktoś drugi się nie zagapi/nie respektuje przepisów.

Tylko że 3/4 znajomych nie jest w stanie tego pojąć i cały czas opowiadają o wypadkach, kiedy ktoś wjechał im w bok samochodu. Nie byłoby w tym nic piekielnego, gdyby nie to, że w każdym przypadku sytuację przewidzieli. Już było wiadomo, że dojdzie do zderzenia, jednak po co zdejmować nogę z gazu, skoro jestem na drodze z pierwszeństwem? Wyklepie się, he he. Mało tego, kolega widział, że mężczyzna się nie zatrzyma i celowo dodał gazu, bo ostatnio po pijaku zarysował bok, więc było mu to na rękę. Mi tylko szkoda stresu rodziców, że kolejny wypadek. Wiem, że błąd leży po stronie osoby, która wypadek spowodowała, ale dlaczego nie uniknąć takiej sytuacji, skoro na 100% było można?

2. Picie/jaranie i prowadzenie. To powtarza się non stop, jednak nigdy nie było mi dane zareagować, ponieważ dowiadywałam się o tym po fakcie, z opowieści. Pijany kolega skasował samochód mężczyźnie jadącemu z trójką dzieci. Dzięki Bogu, nic się nie stało. Inny, również pijany, potracił kobietę na pasach, po czym uciekł, a dopiero kiedy miał pewność, że wytrzeźwiał, przyznał się do tego, tłumacząc się policji szokiem. Koleżanki tak samo, piją i jadą, chociaż tu póki co obyło się bez wypadków. W każdej sytuacji rozprawa sądowa kończyła się cudem bez większych konsekwencji dla kolegów.

3. Przekraczanie prędkości. Ja rozumiem, że zdarza się przekroczyć o 5-10 km/h w terenie zabudowanym przez zwykle gapiostwo lub brak ruchu. Ale jeździć w biały dzień 100 km/h po mieście, gdzie pełno pieszych, a co rusz szkoła/przedszkole? Sama byłam świadkiem, jak dziewczyna jechała z taką prędkością, że gdybym nie złapała dziewczynki za plecak, prawdopodobnie musiałabym składać zeznania w sprawie śmiertelnego potrącenia.

4. Skoro zabrali mi prawko, to dlaczego mam nie jeździć bez?

5. Jadę z koleżanką, ciemno jest, więc włączone długie światła. Zauważam jadący samochód, więc przypominam jej o zmianie, bo widzę, że tego nie robi. A ona tłumaczy, że w zasadzie ona nie zmienia świateł, bo musiałaby zwolnić, żeby namacać wyłącznik, a jak zwolnić, to i zmienić bieg, a ona tego nie lubi, no i samochód już zdąży ją minąć, więc się nie opłaca. Poza tym tak jest jaśniej, bo przecież lepiej widać, prawda? No nie, nieprawda. Kierowca tamtego samochodu zatrzymał się i poczekał, aż przejedziemy.

6. Przytyki do mnie, że się nie znam, a w ogóle to ja nie umiem jeździć, bo zdałam za drugim razem. Bo mam swój samochód i nie rozumiem co to znaczy móc się wyszaleć, kiedy oni dostaną od rodziców. A tak w ogóle to po co słuchać kobiety, a ja nią przecież jestem, a kobieta = głupota/śmierć na drodze.

Chciałabym, żeby ta historia była przesadzona, ale nie jest. Jestem twardym wyznawcą, że nawet po jednym piwie za kierownicę nie wsiądę, a jeśli zdarza mi się wypić więcej niż zwykle, następnego dnia też nie wsiadam. Jestem przez to wyśmiewana, bo co komu się stanie po jednym piwie? Fakt, po jednym nie czuję nic. A mimo to, ja, idiotka, nie jadę. Prędkość co prawda zdarza mi się przekraczać, przyznaję bez bicia, lecz na ekspresówkach/autostradach i wtedy kiedy wiem, że "mogę". Owszem, mimo młodego wieku mam swój samochód, lecz czy to mnie w jakiś sposób dyskwalifikuje od udzielania rad?

Przez takie osoby młodzi kierowcy są postrzegani jako największe zło, które w dodatku nie potrafi jeździć. A ja naprawdę nie uważam, żebym tego nie potrafiła i kocham jeździć i często robię to dla zwykłej przyjemności, robię za kierowcę na imprezach, bo zdecydowanie wolę prowadzić niż pić, ale zaczynam się bać. Bać, że takich kierowców może być więcej. Wtedy co z tego, że ja jadę prawidłowo, skoro mogę w skrajnym przypadku stracić życie przez takiego "kozaka"?

Debilizm, głupota, kretynizm.

młodzi_kierowcy

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 284 (334)
zarchiwizowany

#35439

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Jakoś na początku kwietnia wybrałam się z bratem na zakupy. Pełnoletnia nie jestem, a mój brat od dwóch lat już jest, a i wyglądem jesteśmy podobni.

Nie obyło się jednak bez śmiechów młodych dziewczynek i dziwnych spojrzeń i uśmiechów ekspedientek. Teksty typu "może jakąś ładną bieliznę dobrać do tej bluzeczki? hihihihihi" pojawiały się często, zdecydowanie za często. W jednym sklepie kwota przekroczyła 700 zł, więc zaproponowano nam założenie karty, ale jednej. Brat zdecydował, że dwie, bo przecież nie mieszkamy razem, a one, że no dobrze, a szeptem do siebie "jak to tak, samą zostawił"? W trakcie wypełniania danych jedej udało się podejrzeć, że wspisaliśmy to samo nazwisko. Dialog [e]kspedientki i [b]rata:
[e]: szcześliwe małżeństwo?
[b]: chyba RODZEŃSTWO.
[e]: ale.. jak to tak? Przecież on płacił za nią..
I odeszła, coś tam mrucząc.
Stereotypy czasami powalają, szczególnie wtedy, kiedy podobieństwo widać jak na dłoni. Czy wtedy to już głupota? Ciekawe, jakie komentarze padałyby gdybym była z kimś starszym, np. z tatą?

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (33)

#28864

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dwa lata temu miałam nieszczęśliwy wypadek, a dokładniej wychodząc ze szkoły na chodniku źle postawiłam nogę. Ból, szok, ktoś odwiózł mnie do domu, ktoś stwierdził, że kostka jest spuchnięta. Decyzja - do szpitala. W mojej miejscowości go nie ma, do najbliższego godzina drogi. Jedziemy. W poczekalni pełno staruszek (′skaleczyłam się nożem, może naruszyłam tym kość, trzeba to sprawdzić!′), które koniecznie chciały wejść przede mną. Po dwóch godzinach czekania w końcu mogłam wejść do gabinetu. Lekarz obejrzał, pomacał, zrobił zdjęcie, jest pęknięcie, przemieszczenie stawu skokowego z przesunięciem i zerwana torebka stawowa. Założyli gips, wypisał zwolnienie z wf, kazali przyjechać za tydzień.

Wizyta numer 1 - inny lekarz. Gips zdjąć, nie trzeba dłużej. To co, że przy KAŻDYM złamaniu ma się go tydzień. W tym przypadku jest inaczej. Zdjąć i normalnie chodzić. Wypisał zwolnienie z wf, następna wizyta za dwa tygodnie.

Wizyta numer 2 - jeszcze inny lekarz. Słucham, czego dziewczę potrzebuje? Ano boli, chodzić nie mogę, i w ogóle źle. Lekarz za głowę się złapał, że kto to tak zrobił, jak to tak można, ale na pytanie czy coś zrobi odpowiedział, że młoda jestem i natura zrobi swoje. Napisał zwolnienie z wf, następna wizyta za miesiąc.

Wizyta numer 3 - inny lekarz. Obejrzał, zdjęcie zrobił, wsadził w stabilizator i kazał chodzić w nim pół roku. Wypisał zwolnienie z wf, następna wizyta za pół roku.

Wizyta numer 4 - następny lekarz. A kto jej kazał chodzić w stabilizatorze?! Po co? Młoda i się marnuje w taki sposób.. Wypisał zwolnienie z wf i kazał przyjechać za miesiąc.

A ja już problem mam kosmiczny, chodzenie sprawia mi problem, nie biegam, nie ćwiczę, nic. A może wizyta prywatna?

Trafiliśmy na konkretnego prywatnego lekarza, po zdjęciu diagnoza była następująca - operacja. Kość była zapadnięta, niestabilność III stopnia. W styczniu zrobili operację i na chwilę obecną chodzę ze śrubą w nodze. Mam 15 lat i od 2 nie ćwiczę fizycznie.

Dziękuję moim lekarzom.

służba_zdrowia

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 635 (707)

1