Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kitty

Zamieszcza historie od: 6 marca 2012 - 0:04
Ostatnio: 31 maja 2016 - 16:42
  • Historii na głównej: 1 z 15
  • Punktów za historie: 2080
  • Komentarzy: 97
  • Punktów za komentarze: 477
 

#73260

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sezon na żula...

Jakoś tak dziwnie wychodzi, że na sezon wakacyjny do dużych miast zjeżdżają się żule, raczej nie po to by zwiedzać, a sępić kasę. Jest to naprawdę mocno zauważalne zjawisko.

W tramwajach poza smrodkiem zapoconych ludzi wracających z pracy, można wyczuć również okrutny swąd bezdomnych, którzy walą na kilometr brudem, nie do końca przetrawionym alkoholem i kupskiem, które dziarsko noszą w swoich sztywnych od brudu i fekaliów spodniach. Pomińmy fakt, że jeżdżą za darmo, a reszta ludzi musi kupować niezbyt tanie bilety komunikacji miejskiej, zajmują miejsce i psują powietrze.

Oni są po prostu agresywni, chamscy i roszczeniowi - zaczęłam się bać.

Wczoraj wieczorem kiedy szłam do sklepu, jeden żulik (nie znam go z widzenia, więc obstawiam, że jakiś nowy w okolicy) pił piwo centralnie koło sklepu, a kiedy już zbliżałam się, żeby wejść do środka wyciągnął swojego fajfusa z gaci i bezceremonialnie zaczął sikać na trawnik. Co zobaczyłam, to już nie odzobaczę :(

Zgłosiłam w sklepie, że wyżej wymieniony pan, załatwia się pod sklepem, usłyszałam, że trawnik nie jest już w obrębie sklepu i nie mogą nic zrobić. To nic, że trawnik znajduje się 1,5 metra od drzwi wejściowych. Postanowiłam, że tak tego nie zostawię, a dyskutować z tym człowiekiem nie miałam zamiaru. Zadzwoniłam do straży miejskiej, zgłosiłam co nastąpiło i postanowiłam obserwować bieg wydarzeń z pobliskiej ławki... po 30 minutach czekania jakoś mi się znudziło, żul zniknął między blokami, więc i ja postanowiłam się oddalić.

Dodatkowo kilka dni temu, z samego rana w centrum miasta zostałam "zaatakowana" przez dwóch żuli, proszących o pieniądze na jedzenie. Kiedy stanowczo odmówiłam, zaczęli mnie wyzywać od skąpców, szmat i dziwek. Dzięki panowie. Nie powiem, przestraszyłam się. Nie prowadziłam z nimi dalszych dywagacji, bo zwyczajnie bałam się o siebie.

Żule są wszędzie, nie można spokojnie przejść ulicą bo obłażą człowieka jak mrówki Telimenę. Nie mówię o zwykłych bezdomnych, bo oni nie są tak bezpardonowi.

Skoro miasto ma to w zadzie, po straży miejskiej zbyt wiele się nie spodziewałam, no ale jednak... to co mieszkańcy mają zrobić? Z tego co wiem, żebranie jest nielegalne.

miasto

Skomentuj (54) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 200 (242)
zarchiwizowany

#68598

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Współlokatorzy.

Wynajmuję pokój w mieście studenckim, już kilka lat w tym samym mieszkaniu. Okolica spokojna, dobre połączenie z centrum...tylko ci cholerni współlokatorzy.

Na przestrzeni tych lat, wykurzyłam stąd 5osób. Za syfiarstwo, sprowadzanie jakiś dziwnych ludzi, ćpanie, seks we wspólnych miejscach w mieszkaniu itp. Pod koniec sierpnia wprowadziły się dwie dziewczyny, do dwóch jedynek. Pierwsze dziewczyna bardzo miła, spokojna, sprząta po sobie i można z nią pogawędzić przy kawie. Natomiast druga, o której będzie historia to manipulatorka niskich lotów.

- wprowadzała się kiedy akurat byłam w pracy. Co zrobiła? w łazience z moich półek zdjęła moje kosmetyki, ustawiła je nad sedesem...i spokojnie zajęła tą przestrzeń.

-goście, goście. Podczas oglądania pokoju pytała, czy nie mamy nic przeciwko, żeby OD CZASU DO CZASU spał u niej chłopak. Zgodziłam się, oczywista sprawa, zaznaczyłam jednak, żeby to nie było więcej niż 2noce w tygodniu i żeby zachowywał się jak gość a nie domownik (sądziłam, że wyraziłam się dosyć klarownie). I co? koleżka nocował tutaj cały tydzień...

-...ale, ale nowa współlokatorka poza chłopakiem ma też przyjaciółkę, która razem z nimi spała w małym pokoiku. Zorientowałam się po 3dniach, kiedy spotkałam jej przyjaciółkę w piżamie ( rzadko jestem w domu, wracając wieczorem nie robię kontroli kto u kogo siedzi)

-w sobotę jej przyjaciółka miała wpaść po jakieś rzeczy, prosiła żeby to zrobić bo to ważna sprawa,wpuściłam ją do mieszkania bo czemu nie, chce coś wziąć więc wchodzi, zabiera, wychodzi,no nie? Złośliwa nie jestem, korona mi z głowy nie spadnie. Zanim się zorientowałam koleżaneczka poszła się kąpać. Tego było za wiele, opierniczyłam od góry na dół, argument koleżanki był niepodważalny "Kasia płaci za wynajem, a ja jestem jej gościem więc mogę tu być". Laska nie zdążyła wysuszyć włosów, prawie na kopach wywaliłam ją z mieszkania.

-kochana współlokatorka wróciwszy z pracy (twierdzi, że jest tylko barmanką w klubie gogo) obrzygała niemiłosiernie cały klop i zgubiła przy tym dopinane włosy. Wyobraź sobie moją minę kiedy podniosłam klapę a moim oczom ukazał się widok włosów zatopionych w klozecie. hmmm kto upija się w pracy? i kto ma takie urwanie głowy w robocie?;p

Na przeprosiny kupiła ciasto i nam słodziła, szkoda że nie zdaje sobie sprawy z tego, że chyba przeczytałam kilka książek o manipulacji i takie zagrywki na mnie nie działają. Gdyby serio to było na przeprosiny, to byłby jeden incydent a nie kilka pod rząd. Minęły ponad 2tygodnie odkąd się wprowadziła, przeprowadziłam z nią już 3 rozmowy, w których zapewniała, że przepraszam, że nie wiedziała, że może nam to przeszkadzać i więcej już się to wszystko nie powtórzy.

Cóż, dzisiaj przyjeżdża właścicielka mieszkania z wielkim OPR no i mam nadzieję, że laseczka się wyprowadzi. Bo to mieszkanie to ani burdel, ani gnojownik, ani dom otwarty.

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (230)
zarchiwizowany

#45544

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Nagła wizyta u lekarza...

Wczoraj rano wstałam z bardzo dziwnym bólem karku, stwierdziłam, że to on pokracznych pozycji podczas snu. Myślałam, że przejdzie, nie przeszło. Smarowałam się Fastumem, guzik pomogło. Ból coraz gorszy.

Dzisiaj rano decyzja, że muszę odwiedzić lekarza. Z racji tego, że studiuję jestem teraz w innym mieście to zaczęło się szukanie jakiejś przychodni blisko miejsca gdzie aktualnie mieszkam. Znalazłam, chłopak zapakował mnie do auta i jedziemy.

Rejestracja, stoimy w kolejce kilkanaście minut. Nadeszła nasza kolej, wyjaśniam sytuację i proszę o wizytę u internisty. Pani w rejestracji mówi, że takie rzeczy to na I piętrze i mam się tak udać. Piorunuje mnie spojrzeniem i mówi, że taka informacja wywieszona jest koło jej punktu rejestracji. Myślę, niech jej będzie, ale rozglądam się i nie widzę, żeby coś takiego było wywieszone.

Wchodzę do windy, wisi wielka żółta kartka z napisem: " ZAPISY DO LEKARZA NA PARTERZE"
Od razu sobie pomyślałam, że na pewno odeślą mnie znowu na parter...
Ale nie, 2 niezbyt miłe panie, które znowu zanudziłam swoją sytuacją proszą o dowód. Zonk, dowiaduję się, że nie jestem ubezpieczona. Mówię, że na pewno jestem wpisana do książeczki rodzinnej,ale nie jestem w stanie teraz jej pokazać. Kłócą się, że rodzice na pewno mnie z książeczki wypisali. Pytam więc:[ja], [P]ielęgniarka

[ja]- A ubezpieczenie studenckie?
[P]- To od nagłych wypadków, nie można z tym iść na wizytę
[ja]- Jestem też ubezpieczona i mam kartę euro26
[P]- Jesteśmy w Polsce, a ta karta obowiązuje w Unii Europejskiej.
[ja]- Polska jest w Unii. Mam wykupiony większy pakiet ubezpieczeniowy, jestem ubezpieczona. W czym problem?
[P]- Proszę nie dyskutować. Podpisać oświadczenie, że jest ubezpieczona, później załatwiać to z ZUSem.

Ból straszny, więc wypełniam co mi podstawia pod nos i idę do lekarza. Informuje mnie, że jeśli nie jestem w książeczce rodzinnej to będę musiała zapłacić za wizytę.

Wchodzę do gabinetu, wyjaśniam od kiego boli,co gdzie i jak. Lekarz ściska mi kark, ramiona i biodra. Przepisuje zastrzyk ketonalu i mówi, że nie wie co mi jest. Jak do wtorku nie przejdzie, mam udać się na rtg.

Idę po zastrzyk. Czekam 30 minut, aż pani pielęgniarka dokończy pić herbatę i czytać gazetę. ( Zdziwiła mnie mała ilość osób w przychodni)

Wchodzę do zabiegowego i zaczyna się:

[P]- Siadać.
Więc siadam na krześle.
[P]- Nie tu! na leżance, opuścić spodnie.
Opuściłam spodnie i przycupnęłam na leżance...
[P]- Nie z tej strony! ja muszę mieć dostęp do strzykawek! oszalała?
Nerwy mi puszczają,ale nic jej nie mówię, bo boję się, że złośliwie mi zrobi bolesny zastrzyk albo coś innego. Jeszcze w gablotce z lekami, zobaczyłam jej odbicie jak robi wielki zamach i wbija mi igłę w dupsko. Dawno nie czułam takiego bólu przy zastrzyku.

Zabrałam się i poszłam. Ból nadal nie ustępuje. Zastanawiam się co z tym ubezpieczeniem. I czy rzeczywiście nie mogę iść na wizytę do lekarza na kartę Euro Student.

Scansred

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (163)
zarchiwizowany

#45062

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Byłam dzisiaj w CCC, chciałam kupić buty ze skóry, bo takie z ekologicznej oddałam przed świętami do reklamacji i szybko ich nie odzyskam,więc założyłam stare i znoszone buty, które najpiękniejsze już nie były. A że przypływ gotówki był, to stwierdziłam, że porządne buty sobie kupię.

Wypatrzyłam 2 pary, jedną zmierzyłam i była okej, druga para, trochę dziwna, chciałam przymierzyć rozmiar większe, ale nie znalazłam na półce. Podeszłam do jednej z pań tam pracujących. I poprosiłam o taki model tylko rozmiar 39. Pani z uśmiechem wzięła buta i poszła za zaplecze szukać rozmiaru (tak przynajmniej mi się wydawało, bo zniknęła mi z oczu)

A ja stoję, stoję, czekam...zaczęłam się niecierpliwić więc skierowałam się w stronę, w którą oddaliła się ekspedientka. I co? Spotkałam ją, siedzącą z jakąś kobietą, chyba koleżanką, na pufach między regałami, śmiały się i plotkowały, a pani nadal trzymała w ręce buta, którego jej podałam. Wkurzyłam się i mówię:

- Przepraszam, ale od jakiś 5 minut czekam, aż przyniesie mi Pani buty o które prosiłam.

Na co ekspedientka odparła:
- Weź popatrz na siebie, co Ty masz na sobie? Takie beznadziejne buty, nie stać Cię na te za 279zł!

Bez słowa odwróciłam się i poszłam do pani przy kasach, żeby zgłosić skargę, zawołano kierownika. Złożyłam skargę, kierowniczka usprawiedliwiała tamtą kobietę, że ostatnio przeżywa ciężki okres, że chodzi zestresowana. Nie dałam się ubłagać, pani z własnej kieszeni dorzuciła mi się do zakupu tych butów, bo sklep proponował mi tylko 10% rabat.

Kupiłam skórzane buty za 200 zł

buciarnia

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (236)
zarchiwizowany

#39772

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wracałam ostatnio z egzaminu poprawkowego do domu. Mieszkam w innym mieście więc po egzaminie udałam się szybko na dworzec.
Miałam zarezerwowane miejsce w busie,rezerwacja przepada 10 minut przed odjazdem jeżeli ktoś się spóźni.
Spóźniłam się, jednak miałam nadzieję, że znajdzie się dla mnie jakieś wolne miejsce.
Wpadłam na dworzec jak burza, 5 minut przed odjazdem. Biegnę na stanowisko, z którego odjeżdżał bus, ale zobaczyłam, że on już wyjeżdża z dolnej płyty dworca, biegnę za nim, macham kierowcy, on mi tylko pomachał ręką, ale zatrzymał się na rondzie, więc biegnę do niego, otwieram drzwi i pytam czy mnie jeszcze zabierze. W między czasie rzuciłam okiem do środka czy są wolne miejsca. Za kierowca były dwa wolne, obok niego jedno. Powiedział, że już nie ma miejsc i mam zamknąć drzwi, raczej nie powiedział, warknął. Trzasnęłam drzwiami i dzwonię do ich firmy, wywiązał się taki dialog z szefową :
[J]a
[Sz]efowa
[J]:Dzień Dobry, Wasz bus odjechał 5 minut wcześniej ze stanowiska i..

Tu kobieta mi przerwała.

[Sz]:Skoro odjechał wcześniej to miał komplet!
[J]:Nie miał, złapałam go na rondzie i nie chciał mnie zabrać, a widziałam, że miał 3 wolne miejsca.
[Sz]: Na pewno miał komplet!
[J]: Proszę Pani, nie siedzi Pani na dworcu w Krakowie, więc skąd może Pani być tego pewna?
[Sz]:Sprawdzę na monitoringu, jeżeli miał wolne miejsca i Pani nie zabrał to dam mu upomnienie.
[J]:I to wszystko...

Znowu mi przerwała

[Sz]:A co? mam go zwolnić?!
[J]:Nie, ale jakaś rekompensata dla poszkodowanego klienta się należy, państwa kierowcy zabierają ludzi jak im się podoba i odjeżdżają z dworca kiedy im się chce.
[Sz]:Nie mamy w planach żadnej rekompensaty dla klientów, poza tym, bus na pewno był pełny, już mówiłam.
[J]:Gdyby był pełny i odjechał o właściwej godzinie nie dzwoniłabym teraz do Pani.

Usłyszałam śmiech w słuchawce.

[Sz]:Nic na to nie poradzę.

piiiip piiiiiip piiiiip

Rozłączyła się...no i tak sobie myślę, z chęcią bym zmieniła przewoźnika, tylko z mojego miasta do Krakowa kursuje jedna firma, mają monopol na tą trasę. Pociąg jest, owszem,ale jeden dziennie i nie zawsze będzie mi pasować godzina 6 rano. Nie widzi mi się darowanie im takiej niekompetencji, takiego chamstwa i podejścia do klienta. Zastanawiam się jak dać im popalić i nie przychodzi mi nic do głowy.

busbusbusbusbus

Skomentuj (24) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 76 (158)
zarchiwizowany

#38187

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Przez lipiec dorabiałam sobie w pewnej krakowskiej cukierni, w której jakiś czas temu pracowałam dosyć długo. Wszystko szło pięknie,skakałam po różnych punktach, gdzie akurat byłam potrzebna,bo ktoś był na urlopie.
Schody zaczęły się, kiedy szanowna pani menadżerka stwierdziła, że cukiernia ma zbyt małe utargi i zaczęła zmieniać grafiki, zamiast dwóch osób na sklepie,przez 12-14h, miała być tylko jedna. Za bardzo mi to nie przeszkadzało, wiedziałam, że będę pracowała tam tylko miesiąc, a bardzo zależało mi na pieniądzach.
Niezbyt przyjemne było to, że nie mogłyśmy chodzić do toalety,bo jak to tak zamknąć sklep na góra 2 minuty? Dziewczyny z galerii miały chyba najgorzej, ale to nic, kierowniczka poradziła im, że przecież mogą sobie na zapleczu postawić wiadro i do niego załatwiać swoje potrzeby :)
Pracowałam w upale, w pomieszczeniach bez klimatyzacji, bo szefowa mówiła "nie jest tak gorąco", jak się wejdzie do sklepu na góra pół godziny,to jest fajnie,ale kiedy siedzi się tam 12h,można się rozpuścić. A to były naprawdę gorące dni.
Czas mojej pracy dobiegł końca,ale zaraz kolejny problem,firma ma problemy,zobowiązania wobec innych,wypłata się opóźni...o tydzień. Myślę sobie,tydzień jeszcze nie tak długo, umówiłam się z kierowniczką, że pieniądze prześle na konto rodziców( w firmie pieniądze zawsze są wypłacane do ręki,nigdy przelewem).
Pieniądze pożyczyłam od rodziców i wyjechałam na wakacje z myślą, że na dniach spłacę dług moja wypłatą. Tak się jednak nie stało, wróciłam z wakacji. Pieniędzy na koncie nie ma. Wypłata spóźnia się MIESIĄC. Postanowiłam zadzwonić do menadżerki, bo wiedziałam, że kierowniczka od razu mnie spławi i zacznie mydlić oczy. Zaczął się cyrk!
Pani menadżer nie wie, czy ja to ja, skąd ma mieć pewność z kim rozmawia i komu wyśle pieniądze!
Pani menadżer prosi o podanie mojego maila, żeby zweryfikować moje dane. Kiedy zaczynam jej tłumaczyć, że nic jej to nie da, jest oburzona, że podważam jej kompetencje ;)
Proponuję jej, żeby skontaktowała się z kierowniczką, skoro nie ma pewności, z drugiej strony mówię, że obraża mnie, sugerując, że chce ją oszukać. W końcu godzi się na to, że smsem wyślę jej numer konta i dane osoby, na które ma przesłać pieniądze.(Chciałam żeby pieniądze od razu wpłynęły na konto rodziców, już i tak długo na nie czekaliśmy) Po kilku minutach puszcza mi sygnał!
Już naprawdę zdenerwowana oddzwaniam, pani menadżer nie zgadza się, żeby wysłać pieniądze na to konto, ponieważ nie jest moje! Mówię jej, już naprawdę wyprowadzona z równowagi, że skoro podałam jej to konto to proszę o przesłanie na nie moich pieniędzy i naprawdę nie widzę problemów, które ona stwarza. Równie dobrze, mogłabym jej podać konto jakiejś fundacji, przynajmniej tak mi się wydaje.
Koniec końców czekam na przelew...ciekawe czy się doczekam.

Jedno jest pewne, więcej nigdy już tam nie kupię ani jednego ciastka,bo wiem jak długo są trzymane w lodówkach, żadnego ich wypieku i nigdy nie wrócę tam do pracy, bo kobiety w moim wieku jeszcze nie potrzebują pampersów :)

Cukiernia M

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 88 (132)
zarchiwizowany

#33388

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Współlokatorzy

Na początku maja do wolnego pokoju w naszym mieszkaniu, wprowadziła się para. Od razu zaleźli mi za skórę.
Po pierwsze, już pierwszego dnia zajęli moją półkę w lodówce, moje jedzenie, przełożyli na półkę kolegi, nie wiem czemu, bo była jeszcze jedna wolna. Tłumaczyli się tym, że nie wiedzieli, którą mogą zająć ( od razu sobie pomyślała, że są co najmniej dziwni...)
Po drugie w ogóle po sobie nie sprzątają, ani razu nie myli podłogi, nie zamiatali, nie myli prysznica, no nic ! Nawet po sobie nie zmywali, tzn. płukali np. patelnię z tłuszczu w wodzie i odstawiali na kuchenkę, cholera mnie brała, bo brzydziłam się cokolwiek gotować. Nauczyli się używać płynu. Ale po długiej walce. Za pierwszym razem, kiedy im zwróciłam uwagę, usłyszałam, że nie mam prawa tego robić, bo nie mieszkają u mnie i jestem bezczelna oraz głupia. Stwierdziłam, że nie będę się z nimi użerać osobiście i zadzwoniłam do właścicielki. Możecie uważać, że jestem kablem, ale ja myślę, że zrobiłam dobrze, powiedziałam też o tym, że palą w pokoju i smród roznosi się na całe mieszkanie, ja też palę, ale nigdy w mieszkaniu. W umowie mamy zawarty zakaz palenia na mieszkaniu. Do tego ta laska ciągle chodzi w szpilkach, a to jest strasznie irytujące, kiedy o 2 w nocy wybiera się do ubikacji ...btw. nie chce ponosić kosztów porysowanych paneli.
Kiedy właścicielka mieszkania zwróciła im uwagę, zostałam zwyzywana, od ubeckich świń, szmat, psychopatek, czyściochów i brudasów również :)
Nie pozwoliłam sobie w kaszę dmuchać i naprawdę w bardzo opanowany i kulturalny sposób powiedziałam im co o nich myślę, ale mam wrażenie, że nie do końca zrozumieli. Nie uważam się za osobę wybitnie mądrą i inteligentną, ale uwierzcie mi to para idiotów i prymitywów( stwierdzili, że to ja po nich używam patelni i garczków i zostawiam je w takich obleśnie brudnym stanie)
Ich brudna bielizna walała się koło pralki, bo nie potrafili trafić do bębna kiedy robili pranie, wiele razy prosiłam, żeby to posprzątali, nie zareagowali, wywaliłam do kosza.
Sytuacja na mieszkaniu nie do zniesienia, kradli mi cukier,kawę, przyprawy, mleko...wszystko.
Kiedy im powiedziałam, że wiem o tym, że mi podbierają rzeczy. Oburzeni stwierdzili, że mogłam ich wcześniej poprosić, żeby nie używali moich produktów...chore?

Na szczęście za 16 dni się wyprowadzam !

A na koniec perełka, dzisiaj po południu chcąc skorzystać z toalety doznałam szoku. W sedesie pływała wielka kupa.

Nie wspominając już o tym, że są rasistami, co doprowadza mnie do szału. Ileż ja się muszę nasłuchać, chociaż z nimi nie rozmawiam, to i tak słyszę o czym rozmawiają. Jak to nienawidzą Żydów, Turków, Arabów, Żabojadów...cóż prowincjonalne polaczki, które się właśnie sprowadziły do dużego miasta.
Też jestem z małej miejscowości, ale mnie małpy nie wychowywały, nie mam dwóch lewych rąk do prac domowych. Za to mam alergię na brudasów i ograniczonych ludzi.

mieszkanie

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 119 (261)
zarchiwizowany

#32525

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Wracałam do domu tramwajem, trafiła się kontrola biletów. O siebie się nie martwiłam, bo bilet miałam, ale zdziwiła mnie, zaskoczyła, wstawiła w totalne osłupienie sytuacja, którą już opisuję.
Siedziałam na poczwórnych siedzeniach, od okna jakiś chłopak, na oko 23 lata, stereotypowy dresik (mówił głośno przez telefon, że może załatwić zaje*iste palenie), obok niego ja, a na przeciwko mnie mężczyzna koło 30,elegancko ubrany,przystojny, zadbany. W końcu dochodzi do nas kanar, sprawdził bilet mnie, ten dresik, nadal rozmawiał przez telefon i tylko zrobił minę do kontrolera, że biletu nie posiada. Kanar zwrócił, się do eleganckiego mężczyzny, ten biletu również nie miał. Zawołał kolegę. Kanarek który przyszedł od razu się uśmiechnął i pyta dresa :
-Ty, znasz Nowaka?
-No, to mój kumpel, weź mnie nie spisuj.
-Dobra,spadaj.

Dialog się zakończył, dresik uciekł. Pierwszy kanar już wypisywał karę mężczyźnie który siedział na przeciwko mnie. Ja byłam w totalnym osłupieniu. Patrzę się na mężczyznę, on na mnie. Więc go pytam:
-Pan nic z tym nie zrobi?!
Elegant milczał, kanar który odpuścił dresikowi się zaśmiał, kanar który wypisał karę mężczyźnie udawał, że nic się nie stało. Wysiedli z tramwaju, mężczyzna założył słuchawki na uszy i wysiadł 2 przystanki dalej.

A ja sobie tak jechałam i jechałam i zastanawiałam się jak odebrać tą całą sytuację. I wiecie co? Nie wiem, dlaczego kanar i dres nie załatwili tego w bardziej dyskretny sposób, a mężczyzna nie postawił się tej sytuacji.

komunikacja_miejska

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 40 (174)
zarchiwizowany

#30950

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O sąsiedzie.

Mój sąsiad mieszka dwa domy dalej, w życiu mu nie wyszło, narzeczona zostawiła go przed ołtarzem, chłop się załamał, zaczął pić o i tak sobie spędza wszystkie popołudnia po pracy na ławce pod sklepem. Na oko ma jakieś 35 lat.

Seria nieprzyjemnych zdarzeń miała miejsce jak byłam jeszcze w gimnazjum i z podlotka przeobrażałam się w młodą kobietkę.
Sąsiad, powiedzmy Jacek chyba to zauważył...Zaczęło się niewinnie.
Kiedy wracałam ze szkoły, a on siedział po sklepem zaczepił mnie i zapytał jak mam na imię, ja grzecznie odpowiedziałam i sobie poszłam.
Następnego razu zmierzył mnie wzrokiem i pochwalił moją urodę, już wtedy czułam się nieswojo.
Kolejne spotkanie - Jacek prosi mnie, żebym mówiła mu na ′Ty′ i ′cześć′, nie zgodziłam się. Uważałam, że jest dużo starszy ode mnie i coś takiego jest bardzo krępujące.
Przesadził, kiedy wracałam z festynu, robiło się ciemno, widać Jacuś troszkę popił, szedł za mną, mówił mi strasznie obleśne rzeczy typu, że tak by mnie ru**ał, aż by się ze mnie lało, że wypieściłby mi to i owo. Strasznie się bałam i biegiem uciekłam do domu.
Wstydziłam się też powiedzieć o tym rodzicom, bardzo długo się do tego zbierałam, a ze szkoły i do szkoły chodziłam innymi drogami, żeby go czasem nie spotkać. Pękłam, kiedy byłam z rodzicami na ogródku, a on przechodził koło naszego domu, bardzo miło powiedział moim rodzicom ′dzień dobry′ a mi ′cześć Asiu′, uśmiechnął się i poszedł.
Wtedy z płaczem opowiedziałam ojcu co ten cham do mnie mówił, w życiu nie widziałam mojego taty, który by tak szybko za kimś biegł i tak opierniczał dziada, że aż się tam nad nimi kłęby kurzu unosiły.
Od tamtej pory Jacek mówi mi tylko ′cześć′ i omija szerokim łukiem.

Swoją drogą, co wóda robi z ludźmi, żeby do 14latki walić takimi tekstami. Wiem, wiem, teraz są inne czasy i 14latki to wyuzdane kobitki ;p ale kiedyś czasy były inne :)

po sądziedzku

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 2 (50)
zarchiwizowany

#29437

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia z dzisiaj
Stoje sobie na dworcu w krk, czekam aż podjedzie bus z moim tatą. Bus się spóźnia,ja powoli zaczynam marznąć,nudzę się więc obserwuję grupkę żuli, którzy stoją przy schodach, rozmawiają, czasami pociągną z flaszki spod pazuchy, zaczepiają ludzi, proszą o kasę,żarcie itp.
Jeden żul mnie zobaczył i idzie w moją stronę, myślę sobie, będzie coś chciał.
Ja nauczona już, że tym dworcowym pijakom lepiej nic nie dawać, bo i po co, czekam aż do mnie doczłapie.
Jest i się zaczyna [Ż]ul, [J]a :
[Ż]: przepraszam,kochanieńka, jestem bezdomny, buty mam rozwalone,poratuje Pani na klej do butów, jakąś złotóweczką?
[J]: niestety nie poratuję
[Ż]: jest Pani pewna? mokro mi w tych dziurawych butach.
W sumie fakt,mial jakies rozerwane mokasyny,ale jak zobaczyłam,że o 9 rano żłopie jabola,to mi wcale nie jest go żal,ze ma mokro w butach.
[J]: Nie dam Panu,bo nie mam
[Ż]: To Szczęść Boże ... zaj**ana suko

i odszedł :)

Nienawidzę żuli, menelstwa, żebraków od których wali alkoholem na kilometr, którzy bezczelnie żerują na ludziach dobrej woli...Możecie mnie minusować, ale takich ludzi to gdzieś zamknąć i nauczyć pracować. Z jakiej racji,ja ciężko pracując godzinę na to 7 zł, mam oddawać moje pieniądze jakiemuś wyrzutkowi,który je przepije. Też bym się napiła z chęcią, ale mam ważniejsze wydatki.

Bo co innego, jak widać, że ktoś na serio nie ma kasy i w jego oczach widać wstyd, że musi prosić o jałmużnę,takim ludziom powinno się jakoś pomagać.

dworzec

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (201)