Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

kograman

Zamieszcza historie od: 8 sierpnia 2014 - 20:36
Ostatnio: 30 marca 2022 - 16:50
  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 1405
  • Komentarzy: 5
  • Punktów za komentarze: 9
 

#70542

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kolejna historia z poszukiwaniem pracy.

Znalazłem ogłoszenie o treści:"Dostarczanie umów do zakontraktowanych klientów" (jakoś tak). Aplikuję. Oddzwania miła pani, zaprasza na rozmowę na dogodny mi termin. Pytam jakie to umowy, jaka branża. Odpowiada mi, że produkują sprzęt medyczny, a ich klientami są głównie firmy. Przyjeżdżam na miejsce i zaczyna się:

DZIEŃ PIERWSZY.
Zjawiam się na miejscu. Ładny biurowiec, bogato umeblowany i wyposażony. Czeka nas kilku. Wywołuje mnie pan na rozmowę. Z pozoru typowa rozmowa kwalifikacyjna: pytania o doświadczenie, wykształcenie itp. Pan tłumaczy mi, że firma zajmuje się produkcją i dystrybucją "wielofunkcyjnego sprzętu medycznego". Moja praca ma polegać na objeżdżaniu ich bazy klientów którzy zdecydowani są na zakup ich produktu oraz podpisanie z nimi umowy. Pomyślałem, że klientami są pewnie szpitale, kliniki lub przychodnie. O ja naiwny! Na temat zarobków pan powiedział, że będą one wyjaśnione podczas szkolenia, które rozpocznie się nazajutrz.

DZIEŃ DRUGI.
Stawiam się na szkoleniu w owym biurowcu. Mała salka konferencyjna, a w niej pan, ja i jeszcze pięciu chłopaków. Pan prezentuje owo wielofunkcyjne urządzenie medyczne. Z wyglądu przypominało spory ekspres do kawy. Na dole przezroczysty pojemnik, na górze część robocza. Jakiś silnik czy coś. Na medycynie się nie znam, więc pomyślałem, że rzeczywiście może to być jakiś saturator, respirator czy coś w tym stylu. Pan tłumaczy, że jest to inhalator z mega ważnymi funkcjami: oczyszcza, nawilża, jonizuje powietrze i coś tam jeszcze robi ważnego. Oczywiście dał nam wykład jak to żyjemy w zanieczyszczonym powietrzu, gdzie jest pełno toksyn, kurzu, roztoczy, alergenów i tym podobnych badziewi. Poczułem się jak na typowym pokazie dla emerytów, no ale skoro mają bazę klientów (zdecydowanych na zakup), to raczej nie będzie to akwizycja.

DZIEŃ TRZECI.
W tym dniu miały być nam wyjaśnione zasady formalne i zarobki. Okazało się jednak, że owo urządzenie sprzedawać mamy osobom fizycznym (podobno zmiana polityki firmy, która nastąpiła z dnia na dzień). Będą to jednak osoby umówione, do której mamy dojechać zaprezentować urządzenie i zachęcić do kupna. Prezentacja miała wyglądać mniej więcej jak w drugim dniu szkolenia: Straszenie alergią, roztoczami i innymi truciznami które wdychamy, zaprezentowanie mega możliwości urządzenia (ponoć technologia z NASA) i namawianie do kupna.

I teraz najlepsze: pan prezentujący wyciąga z pudła rurę odkurzacza i dołącza do urządzenia. Podobno można dostać ją w zestawie za jedyne 1zł. Cały czas zarzekał się, że owo urządzenie odkurzaczem nie jest a ta funkcja jest jedną z wielu i wcale nie podstawową. Ponadto wręczył na scenariusz całej prezentacji, w której był także punkt pt "Zabicie zakurzacza". Miało to polegać na obnażeniu rzekomych wad zwykłych odkurzaczy, jakoby nie spełniały swojej roli, a alternatywą było to urządzenie którego "dystrybucją" miałem się zajmować. I był zakaz stosowania określenia "odkurzacz". Teraz obowiązywała nazwa "zakurzacz". Poza tym stosować miałem dużo innych trików psychologicznych, typowych dla akwizytorów (już nie chcę o nich pisać). Po tym dniu nie stawiłem się już w owej firmie.

Teraz trochę liczb:
Urządzenie kosztować miało 5920zł.
Miałem do wyboru dwojaki system zarobków: albo stała pensja 2400zł za wykonanie 45 prezentacji w miesiącu, lub prowizja 900zł od sprzedanego urządzenia. Umowa sprzedaży miała postać umowy kredytowej. Dodam tylko, że firma zapewniała mi jednego klienta w tygodniu, a resztę prezentacji miałem wykonać u osób wskazanych przez tegoż klienta.

I tak się zastanawiam, czy nie powinno się stosować kar za zamieszczanie nieprecyzyjnych ogłoszeń?

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 362 (372)

#70310

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O InPoście, kurierach i takich tam. Od razu zaznaczam, że nie będzie to typowy lament o tym jak to olewają swoją pracę. Sam jako kurier w owym przybytku pracowałem.

A oto dlaczego "pracowałem", a nie "pracuję".
[K]- Kierownik
[J]- Ja w myślach :)
Poszukiwania pracy. Na jednym z portali odpowiadam na ogłoszenie z dziedziny kierowca/kurier. Oddzwaniają.

[K]- Zapraszamy jutro na godzinę 7:00.

No ok, nazajutrz wybieram się. Wita mnie kierownik. Opowiada, pokazuje co i jak. Pyta skąd pochodzę. Mówię, że z miasta X.

[K]- Ok, prawdopodobnie będziesz jeździł w tym rejonie. Pierwsze dwa tygodnie potraktujemy jako okres szkoleniowy, będziesz jeździł z drugim bardziej doświadczonym kierowcą, poznawał teren przyuczał się do zawodu, jednak za ten okres zapłacimy ci trochę mniej". (Dodam tylko, że pracować miałem na umowę-zlecenie)

[J]- "W miarę to logiczne, biorę tą robotę".

Po trzech dniach:

[K]- Dziś pojedziesz na inny rejon, bo tamten kierowca ma samochód zastępczy, w którym szwankuje zamek, trzeba mu pilnować gdy będzie dostarczał przesyłki.

[J]- "No jak mus to mus".

Od tej pory nie jeździłem już z przesyłkami w swoje rodzinne strony. Rzucano mnie prawie codziennie na różne rejony z innymi kierowcami, tak że nie dane mi było dobrze poznać terenu.
Po dwóch tygodniach, które miały być szkoleniowe, pytam kierownika:

[J]- Kierowniku szkolenie się skończyło, chciałbym w końcu ruszyć sam, dostać swój stały rejon i rozpocząć pracę pełną parą"

[K]- Na razie będziesz jeździł w załogach dwuosobowych, gdyż nie mamy wystarczająco dużo samochodów aby móc obsadzić całą załogę"

[J]- Kiedy to nastąpi?

[K]- Nie wiem.

[J]- A kiedy podpiszemy umowę?

[K]- Jak zaczniesz jeździć sam i zobaczymy jak sobie radzisz.

kurierzy

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 364 (390)

#61432

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Gimnazjum, dobrych kilka lat temu.
Był sobie uczeń (U1) - lekko niepełnosprawny, nic poważnego.
Do tej samej klasy uczęszczał drugi uczeń (U2) - chłopak wyjątkowo agresywny, a i do nauki smykałki nie miał.

U2 zaczął wyzywać U1 od kalek itp. Jako że U1 był inteligentny i ripostę miał ciętą odpowiedział mu coś w stylu: "Wolę być kaleką fizycznym niż umysłowym" (nie pamiętam dokładnie). Jak nietrudno zgadnąć U2 odpłacił się dotkliwym pobiciem (skończyło się bodajże na złamanym nosie). Jenak nie na tym piekielność polegała. Jak zareagowały władze szkoły? Wezwano karetkę? Nie (po co "robić aferę" i narażać dobre imię szkoły). Wyciągnięto konsekwencję z U2? Nie- uwaga do dziennika wystarczy.

I wisienka na torcie: po całej sytuacji na lekcję wpada szkolna pedagog i przy całej klasie zwraca się do U1:
- Wiesz, że tak nie można mówić?

Skomentuj (30) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 639 (683)

1