Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

maggie

Zamieszcza historie od: 4 listopada 2011 - 23:09
Ostatnio: 11 grudnia 2017 - 12:23
O sobie:

Pan Bóg, jak wiadomo, tworzył świat przez bodajże tydzień, a potem spojrzał na swoje dzieło i powiedział: „Ooo ku*wa!”. A później dodał: „A, mam jeszcze chwilę, teraz zrobię coś naprawdę ładnego. Coś mnie godnego, coś zaprawdę w boskim wymiarze. Coś takiego, co jest autentyczną kwintesencją piękna i nie ma wad”. I zrobił kota.

  • Historii na głównej: 3 z 3
  • Punktów za historie: 1983
  • Komentarzy: 131
  • Punktów za komentarze: 920
 

#52266

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Matka bliskiej mi osoby jest w śpiączce.

Stan nieodwracalny, śpiączka pourazowa. To, że szukamy dla niej ośrodka, bo nie jesteśmy w stanie się nią zająć, to jedna rzecz. Problemem są... pieluchy.

Ogólnie, osobom w takim stanie, przysługuje 60 pieluch na miesiąc, które są refundowane. Aby je otrzymać, należy mieć odpowiednią receptę od lekarza rodzinnego chorego. Idzie się z tym do odpowiedniej placówki NFZ, wyrabiana jest specjalna karta, by nie biegać z receptami na kolejny miesiąc.

Piekielność polega na tym iż rodzinny odmówił wydania recepty. Dlaczego? Chora leży w szpitalu, gdzie czeka na przeniesienie do ośrodka. W myśl prawa, to szpital zapewnia pieluchy - tak, zapewnia, tylko że mają ich ograniczoną ilość na cały oddział, a wiadomo jak to jest u nas w szpitalach (oczywiście i tak pieluchy kupujemy tylko dla niej), więc chcieliśmy odciążyć oddział. Lekarz rodzinny zarzucił iż jest to oszukiwanie służby zdrowia.

Kiedy pacjentka trafi do ośrodka, jest wykreślana z listy pacjentów, więc już nie ma szansy na uzyskanie recepty, bo jest pod opieką ośrodka.

Jedyną opcją uzyskania recepty byłoby wzięcie Mamy choćby na JEDEN dzień do domu i w tym dniu uzyskać receptę - przecież nie byłaby już pod opieką szpitala, czyż nie? Tylko szkoda iż Ona musi mieć rurkę intubacyjną na stałe i opiekę medyczną całodobową.

Sumienne płacenie składek zdrowotnych w ciągu kilkudziesięciu lat pracy, a pod koniec życia nawet pieluch nie dostaniesz. NFZ..

nfz paranoja i znieczulica

Skomentuj (33) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 764 (856)

#21186

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia nie ma na celu urazić studentów UW, ani studentów pewnego kierunku.

Krótki wstęp: nie mieszkam w Warszawie, aczkolwiek mamy tam sporo znajomych i trochę familii, więc wybraliśmy się na jednodniowy wypad w styczniu do znajomych wraz z moim chłopakiem, gdzie on się spotkał ze studiującym tam kuzynem, a ja ze swoim dobrym kolegą.

Całą czwórką spotkaliśmy się przy bramie UW, stamtąd chłopak z kuzynem weszli na teren uniwersytetu by kuzyn mógł poodbijać sobie notatki na tamtejszym punkcie ksero (nie mam pojęcia gdzie to konkretnie jest, nigdy po terenie UW nie biegałam ), a ja zostałam pod bramą z kolegą, gdzie rozmawialiśmy, ludzi jak mrówek wokół nas. Po dobrych paru minutach widzimy chłopaków zataczających się ze śmiechu. Cóż się stało? Kiedy to już kuzyn skserował notatki i odeszli na bok by popakować papierzyska do toreb, do pani [E]kspedientki która stała za jakąś ladą obok, podszedł [S]tudent. Teczka ze skóry, płaszczyk, stylowy szaliczek i rzuca Ekspedientce na ladę jakieś papiery.

[S] Wszystko po dwa razy odbić.
[E] To jest ksero samoobsługowe, proszę pana.
[S] No to co?
[E] A to oznacza, że wrzuca pan pieniądze do maszynki SAM i SAM to kseruje.
[S] Masz mi skserować! Ty głupia, ja studiuję PRAWO, rób co ci każą, ty nieuku jeden!

W tym momencie moim znajomym szczęki opadły i gdzieś się poturlały. Ekspedientka spokojnym tonem odpowiada iż ksero stoi parę metrów od niego i że nie jest to jej obowiązek komuś kserować, skoro to ksero SAMOOBSŁUGOWE.

[S] Już tu nie pracujesz! Mój ojciec jest PROKURATOREM, zobaczysz, wylądujesz na śmietniku, ku*wo!
I uciekł po chwili, kiedy zrozumiał iż groźby nie robią na niej żadnego wrażenia.

Chłopaki pytają się pani czy wszystko w porządku, na to im pani odpowiada wesoło:
[E] Nie martwcie się, raz na jakiś czas są takie przypadki, już kilka razy miałam tracić pracę, ci studenci prawa jednak nie mają takich kontaktów jak rozpowiadają...

gdzieś na UW

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 635 (701)

#19417

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Piekielna karetka. Historia w 100% autentyczna, niestety ;/

Wychodziłam z korków, korepetytorka mieszka na takim dużym osiedlu domków jednorodzinnych, który był na obrzeżach mojego miasta, trzeba było jechać koło tego osiedla by dojechać do sąsiedniej wsi X, jakieś dwa kilometry dalej.
Przy owej drodze na tym osiedlu do tej wsi, już z daleka widzę zatrzymującą się karetkę przy osiedlowym sklepie, panowie ratownicy trochę dziwnie zaparkowali, bo ciutkę blokowali wjazd i wyjazd na owe osiedle, pomyślałam że może gdzieś obok mieli wezwanie?

Jednak spokojnie weszli do sklepu, wyszli z jakimiś napojami i musieli spotkać jakiegoś znajomego przy sklepie, bo wesoło zaczęli plotkować, ja sama weszłam do sklepu po coś i po wyjściu nadal panowie ratownicy stoją i gadają! Ponieważ czekałam przy owym sklepie na podwózkę do domu, słyszałam wesołą rozmowę owych panów. Po dobrych kilku minutach usłyszałam tekst:
- Dobra stary, jedziemy, bo pół godziny temu mieliśmy być już we wsi X.

Wsiedli i pojechali. Na sygnale.

piekielna karetka

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 470 (540)

1