Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

malgo

Zamieszcza historie od: 31 marca 2015 - 20:28
Ostatnio: 16 sierpnia 2015 - 22:20
  • Historii na głównej: 2 z 4
  • Punktów za historie: 1306
  • Komentarzy: 51
  • Punktów za komentarze: 410
 

#66910

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W moim liceum nauczała straszna jędza, Pani B. Bali się jej wszyscy. Potrafiła tak upokorzyć delikwenta przed tablicą, że niejeden chlipał przez następne dwie lekcje. A sposób gnębienia uczniów był niezwykle perfidny. Wywoływała bez ostrzeżenia i niekoniecznie na początku lekcji. Zaczynała od oceny nie stanu wiedzy ale zdekoncentrowania delikwenta. Mojej przyjaciółce stojącej na miejscu kaźni, pod tablicą, powiedziała, że chyba puściła bąka tak od niej śmierdzi. Dziewczyna tak się speszyła, że nie była w stanie odpowiedzieć na żadne pytanie. Zawsze znalazła jakieś czułe miejsce, w którym zatapiała swe żądło i nie darowała nikomu.

Ponieważ była postrachem szkoły, była również w centrum zainteresowania swoich uczniów. Krążyły o niej legendy. Dziesiątki historyjek mniej lub bardziej prawdziwych. Jedna szczególnie przypadła mi do gustu.

Jeden z gnębionych, niejaki K., po ukończeniu szkoły został milicjantem. I legenda głosi, że na początku swej kariery zawodowej "pilnował" skrzyżowania. Pierwszą osobą jaką złapał na nieprawidłowym przechodzeniu przez ulicę była Ona, Pani B.
- Obywatelko, przeszła Pani na czerwonym świetle. Proszę o okazanie dowodu osobistego.
Postrach szkoły się nie poddawał.
- No co ty, K. nie poznajesz mnie?
- Ależ oczywiście, że poznaję. Dlatego obywatelko B. zapłacicie mandat w najwyższej możliwej wysokości.

Nie wiem czy to prawda. Ale wtedy, w szkole wierzyliśmy w to całkowicie. I to dawało nam ulgę i nadzieję na przyszły rewanż. Ne miałam szansy konfrontacji z Panią B. ale w wypadku innych piekielnych historii role się odwróciły.

Szkoła

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 357 (455)
zarchiwizowany

#66859

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mały sklep w którym uwielbiam robić zakupy. Pakuję siatki, kieruję się do wyjścia i staję jak żona Lota.
Do sklepu wtarabanił się babsztyl z rowerem i beztrosko zaparkował na środku przejścia uziemiając przy okazji babcię z kulą. Na uwagę towarzyszącej babci kobiety łaskawie babsztyl przeparkował rower blokując tym razem dostęp do koszyków sklepowych. Zawrzało we mnie. Nie wytrzymałam.
- Nie przesadziła Pani, do sklepu z rowerem?!
O dziwo babsztyl nie widział problemu.
- Przecież go przestawiłam!

Drodzy cykliści, róbcie tak dalej. Wtedy wszyscy was znienawidzą.

Rowerem

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 129 (305)
zarchiwizowany

#66845

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia 66843 przypomniała mi moją.
Jechałam tramwajem, gdy zaczepiła mnie cyganka z przerośniętym niemowlakiem w ramionach. Zdziwicie się ale chciała parę groszy na mleko dla dziecka.

Parę razy zdarzyło mi się w analogicznych sytuacjach zareagować przychylnie. Kupić Panu gorącą kawę zimą, wykupić starszej Pani lekarstwa w aptece a raz chłopakowi postawiłam naleśniki. W odpowiedzi na ich grzeczną formę prośby.
Ale cygankom w środkach komunikacji miejskiej nie daję.

Cyganka była namolna i na moją ostateczną odpowiedź negatywną zostałam obdarzona wieloma ciekawymi przymiotnikami. Postanowiłam, że nie będę dawała ale też nie będę gadała.

Parę dni później analogiczna sytuacja. Ja oczywiście nie odzywam się. Ale młoda kobieta bez moich doświadczeń zaczęła głośno mówić.
- Niech mnie Pani nie dotyka, proszę odejść, nie dam Pani ani grosza.
Na to cyganka zaczęła napierać na kobietę i ostrym, i agresywnym głosem rzekła.
- A bo co! - szykując się zapewne do dosadnego określenia cech osobowych kobiety, jej zawodu i nie wiadomo czego jeszcze.
Na to z tyłu wagonu rozległo się piekielne.
- A bo gów... Wypie... Bo jak cię...
Cyganka zniknęła błyskawicznie. I zrobiło się dużo, dużo luźniej.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 224 (294)

#66260

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Przy skrzynkach na listy leżała od wczoraj korespondencja adresowana na inny adres. Inna ulica, inny kod pocztowy. Zgadzało się miasto i kraj. Korespondencja z Poznania, z Niemiec i innych krajów. Parę listów, na które ktoś czekał. Ja ostatnio też czekałam i listy do mnie nie dotarły, w tym jedna bardzo ważna faktura. Nic dziwnego, że jak dzisiaj spotkałam listonosza ucieszyłam się.

- Pomylił się Pan. Nie ta ulica.

Listonosz się nie ucieszył. Przyznał, że przesyłki są objęte "opieką" jego pracodawcy, ale odmówił zabrania ich. Nagadałam, że załatwię to inaczej i miałam zamiar złożyć na niego skargę. W domu usiadłam do komputera. Chciałam wiedzieć jak złożyć reklamację, gdzie zadzwonić i zgłosić, że ludzie jeszcze wysyłają listy i ktoś na nie czeka.

I wiecie co? I nic. Nie mogę złożyć reklamacji, bo nie jestem nadawcą ani adresatem.
Zebrałam kupkę biednych listów i zastąpiłam listonosza. Odniosłam przesyłki pod właściwy adres. Tam też się nikt nie ucieszył.

- Niech Pani powrzuca do skrzynek pocztowych - powiedział stary portier - i po co Pani się fatygowała?

Byłam uparta. Portier niechętnie połączył mnie z jednym z adresatów. O nareszcie ktoś się zainteresował!
Zszedł do mnie i z szeroko otwartymi oczami wysłuchiwał, że to może ważne listy, że może korespondencja z banku, że może jakieś dane osobowe... Trzeba to jakoś wyjaśnić, załatwić, naprawić...

Patrząc w jego szeroko otwarte, jasne oczy straciłam nadzieję. Co prawda, przyznał, że gdyby nie dostał tej faktury miałby kłopot.
Podziękowania przyjęte choć nie były wyrażone werbalnie.

Jak znajdziecie biedne, źle dostarczone listy, to nie omijajcie ich obojętnie na klatce schodowej. Może to list od mojej córki, na który czekałam albo faktura, którą muszę pilnie zapłacić. Albo mój wyciąg z banku.
Czekam na rewanż.

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 385 (463)

1