Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#85545

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zdarzyło się, że na mojego dziadka przyszła pora. 92 lata, więc wiek już piękny, ostatni rok przeżył chłopina w łóżku. Wiedział, że zbliża się koniec, ale był z tym pogodzony, ba, podchodził do sprawy wręcz optymistycznie. Mówił, że wreszcie spotka się ze swoimi kolegami, że jego mama na niego czeka. Wiele razy też mawiał, że niczego nie żałuje, przeżył swoje życie tak, jak chciał, miał kochającą żonę i trójkę dzieci, za wszystko jest wdzięczny Bogu. No i zmarło się chłopu z uśmiechem na ustach. Okazało się, że przed samą śmiercią dziadek podyktował babci listy do każdego z bliższej rodziny, taki osobisty. Babcia nam je przekazała po jego śmierci. List do mnie był bardzo piękny, naturalna rzecz, że się wzruszyłem. Ale byłem też szczęśliwy, bo wiedziałem, że dziadek też jest szczęśliwy. I teraz zaczyna się część właściwa opowiadania.

Obok moich dziadków mieszka stereotypowa pani "Jadzia". Wszystkich zna, wszystkich obgaduje, wszystko wie najlepiej. Kiedy dziadek umarł, postawiła sobie za punkt honoru podtrzymywanie na duchu babci (która nie dość, że trzymała się naprawdę najlepiej z nas wszystkich po śmierci dziadka, to jeszcze pomocą tej kobiety nie była zbyt zachwycona). Tylko jak to wyglądało: Chodź Krysiu do mnie, wypłaczesz się spokojnie, bo przecież widzę, że ci twoi to się nawet nie przejmują, a gdzież to tak, żeby po śmierci nie płakać. Albo: Krysia, ja nie wiem, ci twoi to tylko gadają, nic nie płaczą, a przecież jak śmierć jest, to trzeba płakać i milczeć (ona milczała tylko wtedy, gdy brała wdech przed kolejnym monologiem).

Ciało dziadka spoczywało wystawione w trumnie w domu, by rodzina mogła się pomodlić i pożegnać (taki zwyczaj w naszych stronach). Siedziałem przy trumnie dziadka i czytałem list od niego. Kiedy skończyłem, wyszedłem z domu na zewnątrz. Tak, jak wspomniałem wcześniej, byłem wzruszony. Po prostu się uśmiechałem. I wtedy właśnie zobaczyła mnie ta hetera, pani Jadzia, która bacznie obserwowała zza płotu, co się u nas dzieje. I się zaczęło:

- A ty co, cieszysz się, że Władek (dziadek) umarł?! Co, dobrze ci z tym, gówniarzu jeden?! Nie masz prawa się śmiać, masz płakać! Ty bękarcie, powiem Krysi, jakiego ma wnuka, wydziedziczy cię!
- Czy pani jest poje...a? (to było jedyne, co mi przyszło do głowy w tej chwili).

Skierowałem się w stronę bramy, by przejść się i pomyśleć. Tego, co Jadzia krzyczała za mną, nie będę tu pisał, bo poza wulgaryzmami nie krzyczała nic.

Dzień pogrzebu. My, czyli rodzina, stoimy z księdzem w pokoju przy trumnie, sąsiedzi i znajomi czekają przed domem (Jadzia w czarnej sukni i kapeluszu z woalką tak czarną, że nie wiem, czy coś przez nią widziała, stoi prawie w progu domu). Ksiądz skończył modły, trumna jest wynoszona, my wychodzimy. Ja trzymam babcię pod rękę, bo jej ciężko chodzić. Ale naglę zostaję prawie odepchnięty przez Jadzię, która łapię moją babcię za rękę i mówi:
- Krysia ja ci pomogę, zostaw tego gówniarza, on jest niegodny majestatu śmierci!
- Odejdź, kobieto! - mówię głośno, dalej trzymając babcię.
Już widzę, że przygląda się nam całe zgromadzenie. A Jadzia szarpię babcię, która próbuje coś powiedzieć i dalej swoje:
- Puszczaj ją gówniarzu! Ty nie masz prawa tu być, ty się śmiejesz, że Władek nie żyje, ty go zabiłeś! (!!!) Ja ci Krysi nie dam zabić! Wynoś się stąd!

W końcu babcia się przewraca. Mój ojciec już biegnie do niej (niósł trumnę, najpierw musieli ją wstawić do karawanu), ksiądz też już podchodzi. Ale babcia nagle wstaje sama szybciutko i jak nie przypier... Jadźce w twarz. Aż ją obróciło. Cisza zupełna. Ja stoję. Ojciec stoi. Ksiądz i reszta stoją. Jadzia gapi się zdumiona na babcię.
A ona tylko:
- Wynoś się.

Jadzia praktycznie wybiegła. Reszta ceremonii minęła bez zakłóceń.

pogrzeb babcia

Skomentuj (25) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 279 (289)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…