Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

Poczekalnia

Tutaj trafiają wszystkie historie zgłoszone przez użytkowników - od was zależy, które z nich nie trafią na stronę główną, a którym się może poszczęścić. Ostateczny wybór należy do moderatorów.
poczekalnia

#90438

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ekologia

Obawiam się ze robią z nas debili.

1. Leki niewykorzystane i przeterminowane należy oddawać do apteki, tak? Mąż pojechał na zakupy, mówię mu żeby wziął stare leki, bo będzie obok apteki, a po porządkach w aptece zebrała się mała kupka. Wraca wkurzony „my leków nie przyjmujemy, najbliższy adres 3 osiedla dalej”.

2. „Produkujcie mniej plastików!” Aha, jasne, czyli jak w sklepie interesujący mnie produkt jest zapakowany w plastik, to mam go najpierw z niego wyciągnąć przed kupnem? To nie ja produkuje te opakowania, tylko producent. I za wywóz śmieci tez ja płace.

3 strefy Czystego Transportu. To mój faworyt. Jak doskonale rozumiem zamkniecie centrów miast - zwłaszcza starówek - na ruch samochodowy, tak nie rozumiem czemu całe miasta lub ich cześć maja być wyłączone dla transportu aut starszych niż X lat. Jeśli ktoś jeszcze starym autem to często ma to auto od nowości lub od 20 lat. Często nie chodzi o kasę na nowe auto, tylko przywiązanie i ekologię właśnie - bo jednak wyprodukowanie nowego samochodu to nie posadzenie ziemniaka… A jak słyszę okolejnym palącym się elektryku to mam ochotę skoczyć po kiełbaski na grilla…

Wiec sorry ale robią z nas debili i dojne krowy…

Ekologia

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 11 (41)
poczekalnia

#90437

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ekologia

Obawiam się ze robią z nas debili.

1. Leki niewykorzystane i przeterminowane należy oddawać do apteki, tak? Mąż pojechał na zakupy, mówię mu żeby wziął stare leki, bo będzie obok apteki, a po porządkach w aptece zebrała się mała kupka. Wraca wkurzony „my leków nie przyjmujemy, najbliższy adres 3 osiedla dalej”.

2. „Produkujcie mniej plastików!” Aha, jasne, czyli jak w sklepie interesujący mnie produkt jest zapakowany w plastik, to mam go najpierw z niego wyciągnąć przed kupnem? To nie ja produkuje te opakowania, tylko producent. I za wywóz śmieci tez ja płace.

3 strefy Czystego Transportu. To mój faworyt. Jak doskonale rozumiem zamkniecie centrów miast - zwłaszcza starówek - na ruch samochodowy, tak nie rozumiem czemu całe miasta lub ich cześć maja być wyłączone dla transportu aut starszych niż X lat. Jeśli ktoś jeszcze starym autem to często ma to auto od nowości lub od 20 lat. Często nie chodzi o kasę na nowe auto, tylko przywiązanie i ekologię właśnie - bo jednak wyprodukowanie nowego samochodu to nie posadzenie ziemniaka… A jak słyszę okolejnym palącym się elektryku to mam ochotę skoczyć po kiełbaski na grilla…

Wiec sorry ale robią z nas debili i dojne krowy…

Ekologia

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -1 (19)
poczekalnia

#90436

przez ~Sora ·
| było | Do ulubionych
Historie o spadkach przypomnialy mi, ze nie trzeba smierci i testamentu, aby sie pozrec z rodzenstwem o (potencjalny) spadek. Kupowalam mieszkanie 10 lat temu, gdy ceny byly zupelnie inne niz teraz. Ciezko pracowalam na wlasne M, na wklad wlasny i mieszkanie. Rodzice postanowili mi pomoc i dali 40 tysiecy zlotych, zebym mogla wziac wiekszy kredyt.

Wszystko byloby super, gdyby nie komentarz mojego brata:

- Ale wiesz, Cora, ze gdy rodzice umra i sprzedamy ich mieszkanie, Ty dostaniesz 40 tysiecy mniej?

Nie zartowal, mowil powaznie. Moi rodzic wtedy mieli ok 55 - 56 lat, wiec jeszcze daleko o mysleniu o takich sprawach.

Bracia i darowizna

Skomentuj (23) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 41 (49)
poczekalnia

#90435

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielna szkoła!
Wszyscy wiedzą, że jak uczeń zapomni na lekcję książki lub zeszytu to dostaje np. A jak to "np" się wyczerpie to jest już ocena niedostateczna. Tymczasem mam taką obserwację z gór. Wchodzę na szlak na Śnieżkę. Pogoda nie rozpieszcza, jest mgła i raczej zimno. Na górze będzie jeszcze zimniej. W plecaku dźwigam wodę, termos z herbatą, jedzenie, kurtkę, czapkę. Wszystko wykorzystałam. Mój 11-letni syn ma swój plecak z podobnym zestawem.

Na początku szlaku mijam wycieczkę szkolną. Kilka osób idzie bez plecaka, a ubrani są tylko w bluzę. Obok są nauczyciele i przewodnik górski i biorą te osoby w góry. Dlaczego pozwalają na brak przygotowania? Przecież to jest groźniejsze niż brak zeszytu na lekcji. Na miejscu tego przewodnika nie wyszłabym w góry z taką młodzieżą. A weryfikacja powinna się odbyć jeszcze przed wyjazdem spod szkoły. Wycieczka szkolna to okazja, aby dzieci lub młodzież nauczyć jak wyjść w góry. A potem GOPR musi sprowadzać takich dorosłych turystów w trampkach z Tatr.

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 32 (48)
poczekalnia

#90434

przez ~kikimolly ·
| było | Do ulubionych
Czasem widzę tu lub na facebooku różne historie o tym, jak rodzina kłóci się o spadek albo majątek i niestety do podobnej historii doszło w mojej dalszej rodzinie.
Ciocia i wujek posiadali domek na wsi i niewielkie dwupokojowe mieszkanie w pobliskim mieście. Dopóki ich dzieci mieszkały w domu rodzinnym, mieszkanie było wynajmowane. Potem przez jakiś czas zamieszkiwała w nim ich najstarsza córka, młodszy syn przeprowadził się na studia do stolicy województwa. Gdy najstarsza siostra przeprowadziła się z mężem na swoje, chęć zajęcia mieszkania wyraziła najmłodsza córka, na co rodzice przystali. Dziewczyna wówczas 22-letnia wprowadziła się tam ze swoim chłopakiem.
Niestety, wujek zmarł, a mieszkanie jego połowę mieszkanie odziedziczyła po części ciocia, a po części dzieci. Niestety, niewiele później ciocia A odkryła, że córka i jej partner bardzo zaniedbali mieszkanie, wyhodowali grzyba, poniszczyli wyposażenie. Usiłowała wymusić na nich niezbędne naprawy i większość dbałość o mieszkanie, na co córka odparła, że co się matka czepia, toż to jej (córki) własność.
I od tego zaczęła się wojna. Najmłodsza córka była święcie przekonana, że skoro jest ostatnia w kolejce, to mieszkanie przypadnie jej na własność. Jej mama i rodzeństwo mieli zgoła odmienne zdanie. Najmłodsza postanowiła w konflikt wciągnąć swoją ciocię, a moją mamę, która też wykazała się piekielnością, bo zaczęła usilnie namawiać swoją siostrę do podarowania córce mieszkania (moja mama zawsze uwielbiała moją kuzynkę z niezrozumiałych powodów). Konflikt trwał, aż w końcu najmłodsza kuzynka zaczęła matkę obwiniać za problemy w swoim związku, bo okazało się, że jej chłopak cały czas był przekonany, że mieszkanie niechybnie przypadnie im, a gdy okazało się, że może być inaczej, zaczął grozić partnerce zerwaniem.
Najmłodsza kuzynka zaczęła więc wywierać na matce presję, że skoro nie może dostać mieszkania, to chce chociaż dom na wsi po śmierci matki. O tyle było to przykre, że ciocia miała wtedy jakieś 55 lat, czyli babka całkiem młoda. Ciocia odparła, że na razie o śmierci nie myśli i nic nie będzie obiecywać. Co odparła kuzynka? Że przecież nie muszą czekać aż do śmierci, matka może już iść na wcześniejszą emeryturę i przeprowadzić się albo do swojej siostry (mojej innej cioci), która mieszka z mężem w sąsiedniej wsi w dużym domu albo najlepiej do jakiegoś domu opieki. Ciocia urażona tymi słowami poprosiła córkę o pójście na swoje - kazała wyprowadzić się z mieszkania, nie pozwoliła wrócić do domu. Powiedziała, żeby córka musi się nauczyć pokory.
I poniekąd tak się stała, gdyż córkę zostawił partner, a ze skromnej pensji mogła sobie pozwolić tylko na wynajem niewielkiego pokoju. Żyje bardzo skromnie i po początkowej fali złości na matkę, powoli zaczyna wykazywać oznaki zdrowego rozsądku i odnowiła kontakt z rodziną.

rodzina

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 47 (53)
poczekalnia

#90426

przez ~Zrezygnowana ·
| było | Do ulubionych
Możecie mi wytłumaczyć, o co chodzi z tym upartym siedzeniem na miejscu w autobusie aż do samego przystanku?
Ostatnio mam coraz więcej takich sytuacji: siedzę na miejscu obok okna i chcąc wstać przed swoim przystankiem, nie jestem wypuszczana przez osoby siedzące obok, bo "też zaraz wysiadają". Może nie byłoby w tym nic piekielnego, ale zwykle wstaję odpowiednio wcześniej, ponieważ jeżdżę na tzw. portmonetkę, więc muszę odbić kartę po wejściu i przed opuszczeniem pojazdu. Nie robię tego tuż przed samym przystankiem, bo wtenczas dosyć dużo osób tłoczy się do wyjścia i dostać się do czytnika graniczy z cudem, dodatkowo autobus wchodzi w dość mocny zakręt i nie chcę wówczas gramolić się z siedzenia.
Piszę o tym, ponieważ dzisiaj miała kolejna taka sytuacja, gdzie kobieta mimo mojego uprzejmego "przepraszam" wiedziała lepiej kiedy mi wolno wstać. Mimo tego, podjęłam próbę wyjścia z siedzenia, a pani nie przesunęła nóg ani o centymetr, co spowodobało, że spadłam z podwyższenia i boleśnie uderzyłam się w biodro.
Chyba nie pozostaje mi nic innego jak zwyczajnie taramować ludzi w autobusie, bo co to w ogóle za tłumaczenie, że ktoś również wysiada na tym przystanku? Przecież kiedy ktoś prosi o przepuszczenie to to się zwyczajnie robi, a nie uparcie siedzi do samego przystanku.

komunikacja_miejska

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 30 (58)
poczekalnia

#90425

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Szanowne współpasażerki i współpasażerowie. Co jest z Wami nie tak?!

Problem mam praktycznie tylko z paniami. Co jadę gdzieś dalej koleją, zawsze, ale to zawsze trafi się jakaś pasażerka, która napakowała sobie bagażu więcej, niż potrafi unieść. I oczekuje, że będę jej to nosił, wkładał do wagonu, wyjmował, ładował na półkę, zdejmował. I jak odpowiem "nie", bo na przykład przejechałem ponad tysiąc kilometrów różnymi środkami transportu mając tylko 4h na sen po drodze, to zaraz wielkie oburzenie i obraza majestatu. Podobnie, gdy po tym jak zwykłe "nie mogę" nie zadziała całkiem zgodnie z prawdą powiem, że następna tura mojej rehabilitacji na kręgosłup pod koniec września, więc sorry, proszę spytać w październiku, regularnie jest "ale jak to?! Pan taki młody i silny i nie pomoże?!" często od pań na oko znacznie młodszych ode mnie.

Drugi problem, czasami nawet zgodzę się pomóc. Ot, mam lepszy dzień, spałem, kręgosłup mnie nie boli a pani pyta grzecznie, bez roszczeniowości w głosie. Wtedy zwykle proszę po prostu się odsunąć i dać mi tą walizkę włożyć, zdjąć, wystawić itp. I nie dotykać. I co? I jajco. W połowie przypadków i tak pchają się z łapami w najmniej odpowiednim momencie. Ostatnio, walizka grubo ponad 50kg, chcę poprawić chwyt żeby waliza nie zleciała, a nie mogę, bo idiotka się wbiła z łapami i mnie blokuje. A jakby jej te 50kg spadło na łeb, to pewnie próbowałaby robić z tego moją winę :/

A więc szanowne panie*, mam dla was rewolucyjną propozycję. Pakujcie do pociągu tylko tyle, ile możecie unieść. Od nadmiaru są firmy kurierskie. Im możecie zapłacić i od nich wymagać. A przypadkowy mężczyzna ma pełne prawo nie móc. Albo zwyczajnie nie mieć ochoty.

-------------------------------
* Panów robiących takie numery to też dotyczy, ale takich nie spotykam.

kolej komunikacja_miejska podróże

Skomentuj (18) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 36 (78)
poczekalnia

#90417

przez ~zamotana ·
| było | Do ulubionych
Jestem osobą o dośc wybuchowanym charakterze i w przeszłości zdarzało mi się bardzo nieprzyjemnie reagować na wszelkie stresujące sytuacje. W ramach pracy nad sobą staram się nie denerwować drobnostkami i hamować niemiłe uwagi. Wychodzi nieźle, wyszło mi też dziś, ale jednak sytuacja mnie męczy na tyle, że mam ochotę w poniedziałek zadzwonić do tej osoby i dosadnie wyrazić swoje zdanie.
Zacznijmy od tego, że ponad rok temu przeprowadziliśmy się do innego miasta czy też miasteczka powiatowego - mieścina taka sobie, na tyle mała, że często widuje się te same twarze, ale też na tyle duża nie zna się większości ludzi i jest spory wybór usługodawców.
Włosy mam trudne i jestem dość wymagającą klientką, nie oszczędzam na usługach fryzjerskich i szukam najlepszych salonów. Tak też krótko po przeprowadzce trafiłam pod nożyce pani Kasi, podobno niedoścignionej w swoim fachu.
Pierwsza wizyta - efekt wow, dokładnie tak, jak chciałam. Druga wizyta - podobnie. Trzecia wizyta ja plus pięciolatek nieprzepadający za fryzjerami - pani i jego ujarzmiła i oboje wyszliśmy zadowoleni. Parę dni temu przejeżdżając koło salonu spontanicznie postanowiłam umówić całą rodzinę na ścięcie - każdemu z nas już by się przydało. Pierwsze co mnie zaskoczyło - pani Kasi już podczas zapisywania terminu była wyjątkowo nieprzyjemna. Przykładowo:
- A kiedy pani chce ten termin?
- A kiedy miałaby pani coś wolnego?
- NO ALE KIEDY PANI CHCE?
- Może być nawet jutro
- Pff, jutro, dobre sobie! W czwartek może pani przyjść na 10!
- Dobrze, ale mąż może tylko w soboty, to ja przyjdę w czwartek, a męża i syna może pani zapisać na sobotę?
- Sobotę? W soboty tu mamy tu komunię! Pani wie, co tu się będzie działo!
- Yyy... nie wiem?
- Hmm... no to może być na 8!
- Dobrze, to ja na 10 w czwartek, a syn i mąż w sobotę na 8, tak?
- No tak chyba powiedziałam?!
- No tak...
Dawna ja rzuciłaby babie, że łaski bez jak ma być taka chamska, ale nowa ja podziękowała grzecznie i wyszła.
Moja wizyta przebiegła jako tako bezproblemowo, ale pani Kasia przez cały czas była dość obcesowa, zwracała się do mnie tylko, żeby mnie ustawić na zasadzie "pani trzyma głowę prosto" "do myjki". Poza tym nie sposób było nie słyszeć, jak pani Kasia rozmawia z koleżanką o swoich problemach małżeńskich - i na karb tegoż zrzuciłam jej niemiłą postawę. Postawa postawą, ale efekt tym razem był nie do końca zadowalający - kolor wyszedł inny niż zwykle, a włosy zostały ścięte krócej niż ustalałyśmy. Najgrzeczniej jak umiałam zwróciłam pani Kasi na to uwagę - sama nawet nie zapytała po skończonej robocie czy efekt mi się podoba. Pani Kasia ku uciesze koleżanki rzuciła żarcikiem, że kolor wyszedł inny, bo pewnie mam okres, a włosów ścięła tyle, ile trzeba było, żeby się pozbyć zniszczonych końcówek. Zrobiło się niemiło, ale hamowałam się jak mogłam - skwitowałam tylko, że jestem trochę zawiedziona, bo zawsze było super, a tym razem co najwyżej ok. Co pani Kasia na to? "no, nie zawsze da się każdego zadowolić".
W domu powiedziałam mężowi, że wolałabym już tę jego i syna wizytę odwołać, bo zraziłam się do pani Kasi. Mąż jednak potrzebował cięcia praktycznie na już, bo po weekendzie ma mieć ważne spotkanie w pracy, a nieco zarósł. Synowi grzywka już do oczu leci - machnęliśmy ręką, stwierdziliśmy, że z prostym cięciem męskim pani Kasia sobie poradzi, a potem najwyżej poszukamy nowego fryzjera.
Dziś chwilę przed ósmą dotarliśmy do salonu - zamknięte. Grzecznie odczekaliśmy do 8 i jeszcze parę minut, a następnie zadzwoniłam do pani Kasi - przecież mogło się zdarzyć, że zapomniała, żle się zrozumiałyśmy czy cokolwiek innego.
- dzień dobry, iksińska z tej strony, mąż i syn mają na 8 termin na ścięcie, ale stoimy przed salonem i zamknięte
- No bo ja dopiero jadę - tonem pełnym pretensji
- Tak, ale my byliśmy umówieni na 8, prawda?
- No tak, ale ja dopiero jadę! Zaraz będę!

Pani Kasia pojawiła się kilka minut później - minęła nas bez słowa, otworzyła drzwi - zastanawiałam się chwilę, wejść czy nie? W końcu każdy potrzebuje chwilii na ogarnięcie się nim przyjmie klienta. Chwilę tak postaliśmy, po czym pani Kasia wyjrzała ze środka i krzyknęła zniecierpliwiona do męża:
- No niech pan wchodzi!

Szczęśliwie mąż nie ma skomplikowanych wymagań - bo pani Kasia nawet nie zapytała, co sobie życzy, tylko od razu przystąpiła do ścinania, więc mąż sam z siebie zaznaczył jaką fryzurę chce, na co pani Kasia burknęła tylko:
- no dobrze, ja wiem, co robię

Ścinanie syna - poszło gładko, bo młody był tak przerażony wściekłą miną pani Kasi i jej gwałtownymi ruchami, że siedział jak mysz pod miotłą. Do tego, w międzyczasie do salonu weszła koleżanka pani Kasi z córką "komunistką" i pani Kasia serdecznie i wylewnie przeprosiła je za opóźnienie, miała poślizg, bo zaspała. Zostawiła nasze dziecko na fotelu i rzuciła się do robienia koleżance kawy. Na koniec, gdy mąż chciał zapłacić i podał pani Kasi banknot 200zł, ta wściekła wycedziła, że niby z czego ma mu wydać. Ja już ledwo wytrzymuje, żeby nie wybuchnąć, a mąż proponuje płatność kartą. Pani Kasia burczy, że terminal nienaładowany i każe mężowi zaiwaniać do sklepu 300m rozmienić pieniądze. Już nawet mój mąż, jako człowiek spokojny, lekko marszczy brwi, bo ton fryzjerki wskazywał na to, że rozmawia ze swoim parobkiem, a nie z klientem. Koleżanka pani Kasi zaproponowała rozmienienie pieniędzy, za co otrzymała od pani Kasi kwieciste podziękowanie. Wyszliśmy - musiałam zapalić, choć robię to tylko bardzo okazjonalnie. Mąż machnął ręką, że byliśmy ostatni raz i po co się denerwować. Przytaknęłam mu, ale szczerze? Do teraz nie wychodzi mi to z głowy. To nie był "gorszy dzień" pani fryzjerki. Może ma problemy osobiste, ale szczerze? Co mnie to obchodzi? Szczególne, że z jej strony nie było żadnych przeprosin za słabe wykonanie usługi na moich włosach albo za dzisiejsze spóźnienie. Zachowanie jakby łaskę robiła, że wykonuje swoją pracę. Mąż każe się nie złościć - ale czuję, że tym razem muszę jej wygarnąć, bo bez tego chyba nie zaznam spokoju.

fryzjerka kasia

Skomentuj (9) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 56 (72)
poczekalnia

#90409

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Korkodawca po raz kolejny.
Oczywiście oprócz korkodawania uczę w szkole i tu zaobserwowałem pewien problem. A mianowicie problemem tym jest pogłębiająca się niezdolność do czytania ze zrozumieniem. To nie tak, że tego nie było wcześniej, ale cierpieli na to głownie posiadacze opinii lub orzeczeń o licznych dys (może poza dyskopatią). Teraz jest to zgroza, zmora i Grunwald skrzyżowany z Sajgonem. Jeśli treść przekracza cztery linijki, to pacjent czytając czwartą już nie pamięta, co było w pierwszej i drugiej. Stąd nagminne obliczanie obwodu zamiast pola i na odwrót, mylenie wierzchołków bryły z krawędziami, mylenie ostrosłupa z graniastosłupem (i na odwrót). Wiem, co mówię, bo w mojej szkole było osiem egzaminów próbnych, a ja je wszystkie sprawdzałem. Oprócz tego często pojawia się odpowiedź na niezadane pytanie, bo pacjent nie skojarzył jakie to pytanie w rzeczywistości było.
Nie jestem takim EUgeniuszem żeby sformułować odpowiedź na pytanie dlaczego tak się dzieje, ale widzę, że komunikacja pomiędzy młodymi odbywa się na maksymalnie skróconym (co do treści) poziomie. Epistolografia nie istnieje, komunikacja jest skrócona do minimum, rozumienie treści komunikatu leży. Ja sam generując polecenie dla uczniów muszę je skracać i upraszczać, bo inaczej nie zostanie zrozumiane.
I taki autentyk na zakończenie: "Chyba cię Q... kocham" - odpowiedź: " Pier... isz. Ale ja chyba też" O tempora! O mores!

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 38 (54)
poczekalnia

#90407

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Miał być komentarz do historii #90403, ale...

Ale jak mnie wkurza podejście wykazywane przez niektórych komentujących - że wg nich to, że coś, co powinno funkcjonować nie funkcjonuje jak należy, to jest ok, bo przecież można przewidzieć, przemyśleć, zaplanować, przygotować pierdyliard planów na wypadek x, y i z...

No właśnie... nie.

Coś, co powinno działać, ma działać - i kropka. A jeśli nie działa, to jest to wina systemu i osób, które za ten system odpowiadają, a nie osoby, która chce z danej opcji czy urządzenia skorzystać i nie może.

To właśnie przez takie podejście w tym kraju chyba nigdy nie będzie normalnie.

Ostatnio też po przelocie przez niemal pół świata zderzyłam się z polską komunikacją - najpierw Kraków, gdzie automatom na bilety na kolejkę z lotniska nie podobała się opcja płatności kartą - chyba na zasadzie "nie bo nie", bo teoretycznie możliwość taka była, tyle że po próbie zapłaty wywalało transakcję... ale ok, był też automat w kolejce, działał bez zarzutu.

Potem nadal Kraków, tym razem pkp... opóźnione jak stąd do wieczności, znikające z tablicy odjazdów (mimo że pociąg nie odjechał), oczywiście komunikatów o opóźnieniu próżno nasłuchiwać z ledwo zrozumiałej szczekaczki dworcowej, gdzie pani mamrotała jakby chciała połknąć własny język, w dodatku wszystkie komunikaty tylko po polsku - no dla mnie spoko, ale pewnie tak z połowa osób czekających na dworcu na ten i inne pociągi to były osoby z zagranicy, które stały i patrzyły i nic nie rozumiały.

A wisienką na torcie był przyjazd do słynnej podkarpackiej stolicy innowacji (podróż z Krakowa - 160 km - w sumie ponad 4 godziny), która wita przyjezdnych remontem dworca... co jest zrozumiałe, remonty muszą być robione, ale czy naprawdę nie dało się zrobić choćby wąskiego przejścia nawet z płyt czy czegoś, po którym da się toczyć walizkę? Zaiste, innowacyjne podejście, witać podróżnych tumanami kurzu i kamieniami...

podróże pkp polska kraków rzeszów

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 41 (51)

Podziel się najśmieszniejszymi historiami na
ANONIMOWE.PL

Piekielni