Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

 

#91675

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Zaczęła się jesień, a wraz z nią nieuchronny opad liści z drzew.

W mojej firmie szef nakazał dopilnowanie utrzymania porządku przed biurowcem i na placu. Rośnie tam kilka drzew i rzeczywiście liść ściele się gęsto.
Panowie ze służby porządkowej zorganizowali u swojego kierownika zakup niezbędnych narzędzi, a że firma aspiruje do miana nowoczesnej, to i sprzęt musi dorównać renomie zakładu. Kierownik kupił im spalinową dmuchawę do liści z najwyższej półki. Dzięki temu czyścili hektar placu raz-dwa i mieli czas na bardziej produktywne czynności.

Dziś przechodzę obok biurowca, a tam 3 panów ogarnia liście grabiami i miotłami.
Pytam:
- Co tam, dmuchawa Wam się zepsuła? A taka ładna była, amerykańska.
- Nie, odpowiedzieli, jest bunt na pokładzie.
Zatrzymałem się i dopytuję o ten bunt.

Okazało się, że dmuchawa tak hałasuje i emituje tyle spalin, że paniusie z biurowca skupić się nie mogą. A poza tym jest nieekologiczna i szkodliwa dla robaczków. Z taką skargą poszły do Dyrektora, a ten nakazał powrót do "silent mode" przy ogarnianiu placu.

Odkurzanie trwało pod oknami paniuś max 15 minut co drugi/trzeci dzień. Rzeczywiście nie do wytrzymania.
3 panów metodą ziemia-łopata-powietrze ogarnia plac jakieś pół dnia. Przynajmniej mają zajęcie (sarkazm).

Hiper dmuchawa z kosmiczną technologią wisi na kołku w magazynie.

Panie pracują w nieprzerwanym skupieniu (tiaaa, akurat).

liście jesień biurowiec

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (160)

#91690

przez ~matkanazakupach ·
| Do ulubionych
O przygodach na zakupach.

Mieszkam w miasteczku, o którym mieszkańcy mówią, że jest stanem umysłu, szczególnie dotyczy to kierowców i ich metod parkowania.

Jakiś rok temu. Ja w 8 miesiącu ciąży, z dwulatkiem, zaparkowałam pod supermarketem na miejscu dla rodzin z dziećmi.
Wracam do auta i dosłownie w mojej obecności jakieś auto podjeżdża i na chama parkuje między dwoma autami parkującymi na tych miejscach (czyli nie na miejscu parkingowym, tylko pomiędzy nimi). Parkuje z mojej lewej. Oczywiście, pan w praktyczny sposób zostawił po swojej lewej więcej miejsca, aby wygodnie wysiąść, blokując moje drzwi kierowcy. Wysiada i na luzaku chce iść do sklepu. Dodam, że owszem, wolnych miejsc parkingowych było niewiele, ale nawet w zasięgu mojego wzorku było ich kilka, całkiem niedaleko wejścia.

Wołam gościa i pytam jak ja mam jego zdaniem wejść do swojego samochodu. Wąsaty Janusz prycha tylko, że to nie jego wina, że te miejsca takie wąskie. Zwracam uwagę, że to nie jest miejsce parkingowe. Nagle Janusz zmienia zdanie, że skoro miejsca takie szerokie to można zaparkować, hehe, ekonomicznie, a nie z takim odstępem. Mówię do gościa, że to są specjalnie szerokie miejsca dla rodzin z dziećmi. Janusz zafurkotał, że robię problem z tyłka i mam sobie wsiąść od strony pasażera. Dopiero po mojej stanowczej zapowiedzi, że albo przeparkuje albo dzwonię na policję (nie mamy straży miejskiej), gość jak niepyszny wsiadł z powrotem do auta i co robi?

Jako, że równolegle do zajmowanego miejsca było wolne miejsce (także dla rodzin z dziećmi) oddzielone progiem, przejechał na chama przez ten próg niemal wjeżdżając w auto, które chciało tam zaparkować. Zmusił tamtego kierowcę do cofnięcia się i zadowolony opuścił pojazd. Między nim a tamtym kierowcą wywiązała się sprzeczka, a Janusz zadowolony argumentował, że kto pierwszy ten lepszy, trzeba sobie radzić i ogólnie ma wywalone.

Jak już mówiłam - stan umysłu...

zgorzelec

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 130 (136)

#91687

przez ~Cardetailing ·
| Do ulubionych
Kolejny raz przekonałem się że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu.

Prowadzę małą działalność zwaną auto detailingiem. Miałem zasadę że rodziny za mycie samochodu nie kasowałem, samo "dzięki" po prostu wystarczało. To samo tyczyło się mojego brata czy siostry żony i jej męża - takiego przyszywanego syna teściowej. Paweł, bo tak ma na imię jest z typu ludzi "zrób się głupi będziesz wolny". Wiecznie poszkodowany król fuszek budowlanych o ile takimi można nazwać podłączenie syfonu czy wywiercenie dziury pod kołki aby powiesić komuś lustro i skasować 150 PLN plus dojazd.

Paweł od ponad roku potrafił przyjechać bez zapowiedzi mimo iż wiedział, że klientów mamy na zapisy. Zawsze tłumaczył się że jest przejazdem mówiąc że ma coś ważnego do załatwienia licząc na to, że dostanie samochód przeznaczony dla klientów jeśli musiałby czekać więcej niż godzinę. Nigdy nie sprawdzałem po nim ile kilometrów przejechał czy ile paliwa wyjeździł, nie ma również w nim GPS. Po prostu dla mnie było logiczne, że jeżeli mam coś do załatwienia to załatwiam i wracam czekając na miejscu. Tego też nie robił, bo mówił że będzie czekał w domu.

Aż przyszedł ten dzień, gdy został użyczony mu samochód, ale został poinformowany że do 16 ma wrócić, bo samochód zostanie przekazany klientowi. Ja pojechałem tego dnia o 14 do domu, w firmie było jeszcze czterech chłopaków. Dzwonią do mnie parę minut po godzinie 16 mówiąc, że w samochodzie wskazówka jest na 1/4 baku paliwa, a są pewni że była ponad połowa. Też mnie to ruszyło, bo dwa dni wcześniej samochód osobiście sprzątałem i widziałem ile jest paliwa, a nikt samochodu nie ruszał. Decyzja oczywista wyciągajcie pieniądze z kasetki i trzeba będzie samochód zatankować przed wydaniem klientowi, a ja sobie Pawełka przypilnuje. Dodatkowo okazało się że Paweł był na tyle bezczelny, że miał pretensje do chłopaków przy odbieraniu swojego samochodu o to że środek nie jest wyczyszczony.

Do następnego spotkania Księcia długo czekać nie musiałem, widzieliśmy się u teściów. Po jednym piwie Paweł rozpoczął swoje mądrości, mówiąc że w ten sposób jak chłopaki postępują, to będą tracił klientów, bo klienta trzeba zadbać i czasami dać coś od siebie. Nie dając się wyprowadzić z równowagi odpowiedziałem, że jeśli ma jakieś zastrzeżenia do jakości usługi za którą nie zapłacił to niech zadzwoni do mnie a nie ma pretensji do pracowników.

Oczywiście nie muszę mówić, że zostałem upomniany przez moją teściową za to, że wypominam że robię to za darmo i nie powinienem takich rzeczy mówić. No taka moja teściowa już jest. Pawłowi złego słowa nie można powiedzieć za to on może gadać trzy po trzy i wszyscy będą mu przytakiwać bo się chłopak obrazi ze swoją żoną Anną i nie będą przyjeżdżać.
Stwierdziłem że głupszemu trzeba ustąpić i załatwię sprawę po swojemu w taki sposób, że dopiero w gównie namieszam.

Mimo z niezadowolenia z jakości wykonanej usługi, pojawił się 4 tygodnie później, bez zapowiedzi poinformowany, że najbliższe okienko mam za trzy godziny zapytał się czy dostanie samochód, bo tradycyjnie ma kilka spraw do załatwienia, a odebrałby samochód przed 18.

Zgodziłem się kolejny raz mając w głowie złowieszczy plan. Oczywiście wziąłem od razu przygotowany arkusz papieru który wypełniamy przy użyczeniu auta klientowi na którym zaznaczamy wszystkie uszkodzenia pojazdu, stan licznika, poziom zatankowania paliwa. Dodatkowo od siebie wsadziłem swój drugi telefon z odpaloną aplikacją której używam do jazdy na rowerze.

Księciu wrócił grubo po godzinie 18. Odbiór pojazdu wyglądał analogicznie jak jego wydanie, spisanie kilometrów, zaznaczenie poziomu paliwa w baku. Pawełek przejechał samochodem ponad 100 km reakcja moja była krótka: weź jeszcze sobie te kluczyki, jedź na stacje zatankować to co wy jeździłeś. Myślał że żartuję i zaczął się śmiać, powtórzyłem jeszcze raz, dopiero za drugim razem zrozumiał że nie żartuję. Wrócił ponownie zatankowanym samochodem, idąc dumnie do biura myśląc, że oddam mu pieniądze po okazaniu paragonu. Nic bardziej mylnego– wystawiłem mu jeszcze rachunek za mycie jego pojazdu. Wiecie dlaczego?

Okazało się że ta parówa biorąc samochód ode mnie jeździł na jednej z aplikacji kurierskich rozwożących jedzenie. Jak się to wydało? Po wcześniejszej sytuacji z nim pracownik zauważył jak wyciąga zieloną torbę termiczną z samochodu. Patrząc przy jakich numerach budynków w mieście parkował samochód, okazało się, że to były to restauracje

Rodzina

Skomentuj (13) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 164 (178)

#91583

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na Marketplace, stronie sprzedażowej połączonej z Facebookiem co jakiś czas odzywa się osoba chcąca kupić wystawiony przedmiot.

Od razu jest, że opłaci kuriera, tylko żebym podała adres email. Wczoraj taka zaczęła do mnie pisać, wysłałam link do olx z tą konkretną ofertą, 20 zł bez wysyłki. Osoba poprosiła mnie o adres email. Wysłałam zmyślony. Za moment dostałam potwierdzenie przelewu z banku Pekao na 20 zł. Na jakiś dziwny numer konta. I pytanie czy dostałam maila. Piszę, że nie więc przyszedł mi jakiś dziwny link. Odpisałam, że nie otwiera się i proszę o adres wysyłki.

W połowie rozmowy ta niby osoba zaczęła się do mnie zwracać w stylu 'dostałeś?', gdzie mam w profilu żeńskie imię.

W innym takim przypadku profil z polskich danych zmienił sobie potem na takie zapisane cyrylicą.

Marketplace Facebook

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 108 (122)

#91685

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Moja firma daje pracownikowi możliwość zamówienia sobie potrzebnego do pracy sprzętu przez specjalny portal.

Na początku września złożyłem dwa zamówienia w odstępie dwóch dni. Pierwsze doszło po niecałym tygodniu, na drugim zależało mi mniej więc sprawdzałem status raz w tygodniu i ostatecznie o nim zapomniałem.

Na początku października szykując się do 3 tygodniowego urlopu przypomniałem sobie o tym nieszczęsnym zamówieniu. Spytałem człowieka odpowiedzialnego za akceptację o co chodzi.

Okazało się, że moja firma wypowiedziała właśnie umowę temu dostawcy sprzętu ze względu na opóźnienia w dostawie. A co do mojego zamówienia to zostałem przekierowany do innej osoby.

Osoba, do której zostałem przekierowany przekierowała mnie jeszcze dalej, uroki korporacji. W końcu dostałem zapewnienie, że ktoś zajmie się sprawą. Jeszcze raz napisałem kiedy jestem na urlopie i kiedy wracam.

Wróciłem dzisiaj, 28 października. Na mailu znalazłem info, że moje zamówienie zostało wysłane 11 października. 16 października kurier nie zastał mnie w domu (a to niespodzianka) i przekierował paczkę do punktu UPS. Niestety, nie raczył napisać, do którego. Dzwoniłem na infolinię UPS - pani nie znajduje przesyłki po adresie, a numer przesyłki nie jest zgodny z numeracją stosowaną przez UPS.

Poinformowałem osobę z mojej firmy, napisałem maila do dostawcy. 10 minut później dostałem info odnośnie numeru przesyłki i punktu odbioru (na szczęście 15 minut piechotą ode mnie a nie na drugim końcu miasta). Więc prawdopodobnie happy end. Ale już się nie dziwię, że moja firma rozwiązała umowę z tym dostawcą.

firma

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 121 (129)

#91669

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Na pewnej wsi, już chyba nawet nie w Polsce „B” – jak to się mówi – ale w Polsce „C”, jest sobie patusiara alkoholiczka, która znęca się nad swoją teściową, mieszkającą razem z nią. Nie w tym sensie, że ją bije, przynajmniej o takich zdarzeniach nic nie wiem, ale przejęła całkowitą kontrolę nad jej życiem, „rządzi” nią i praktycznie ją ubezwłasnowolniła – chociaż formalnie ubezwłasnowolnienia oczywiście nie ma. Zabiera jej wszystkie pieniądze i wydaje według własnego uznania, nie jeździ z nią do lekarza mimo tego, że jej stan zdrowia jest kiepski i wymaga leczenia. Z lekarzem przez kilka lat konsultowała się – w imieniu teściowej – wyłącznie przez telefon, podając mu np. wymyślone wyniki pomiarów ciśnienia (ponieważ ciśnieniomierz się zepsuł, a po co kupować nowy, skoro to kosztuje), a nawet przepisane w tych telefonicznych poradach leki podawała według własnego uznania, odstawiając te, które uznała za „niepotrzebne”. Oprócz tego znęca się psychicznie.

Przez jakiś czas teściowa (która mieszkała na tej samej posesji, ale w oddzielnym budynku) jakoś funkcjonowała samodzielnie, chociaż coraz gorzej, ale w końcu zaniedbania w leczeniu spowodowały, że w dość dramatycznej sytuacji trafiła do szpitala. Patusiara oczywiście nawet nie skontaktowała się z lekarzami w szpitalu, aby zorientować się, co konkretnie teściowej dolega. Nie obchodziło to jej do tego stopnia, że nawet nie wiedziała kiedy będzie wypis. Zaskoczył ją telefon ze szpitala, że teściowa jest właśnie wypisywana i wieziona do domu.

Faktem jest, że po tej sytuacji teściowa była już na tyle zniedołężniała, że wymagała opieki non stop. I wtedy się zaczęło na dobre. Patusiara zdecydowała (oczywiście nie pytając teściowej), że zabiera ją do swojego domu i tam się będzie nią „opiekować”. „Opieka” polegała między innymi na tym, że teściowa, która wśród licznych schorzeń ma nietrzymanie moczu, była regularnie pouczana, że „ma nie szczać do pampersa” tylko chodzić do toalety, i opieprzana za to, że po nocy łóżko było przesikane. Bo oczywiście patusiara – wbrew radom osób trochę bardziej doświadczonych w opiece nad chorymi, nie zgadzała się na zakładanie na noc podwójnego pampersa, bo to za drogo.

W trakcie „opiekowania” się nią przez patusiarę teściowa po krótkim czasie trafiła ponownie do szpitala, tym razem był to już stan zagrażający życiu, który patusiara oczywiście zignorowała, i dopiero interwencja innej osoby, która akurat była u niej w domu, spowodowała wezwanie pogotowia.

Oszczędzę wam dalszego opisu zachowań patusiary, bo nie to jest w tej sytuacji najbardziej piekielne. Takie patusiary są zapewne wszędzie. Najbardziej piekielne jest poparcie instytucjonalne dla tej patusiary i jej zachowań.

Po tym, jak drugi raz teściowa trafiła do szpitala, na wsi pojawiła się jej córka, mieszkająca na drugim końcu Polski, która, mimo że jej relacje z matką nie były dobre, bo matka praktycznie wygoniła ją z domu w dość młodym wieku i przez całe życie preferowała syna (czyli męża tej patusiary, też alkoholika, już nie żyje, zapił się na śmierć), zdecydowała się praktycznie z dnia na dzień rzucić całe swoje życie i przyjechać zająć się matką, aby ta przez ostatnie może miesiące, może lata swojego życia miała przynajmniej zapewnioną właściwą opiekę, spokój i aby nikt się nad nią nie znęcał. Udało jej się po ciężkich bojach doprowadzić do tego, że patusiara „wypuściła” teściową i ta wróciła do swojego domu, córka dom wysprzątała, odświeżyła, jest tam teraz czysto, pachnąco (wcześniej pierwsze, co się czuło wchodząc, to smród moczu z przesikanej pościeli), matka wreszcie była na wizytach u lekarzy, ma właściwie podawane leki, posiłki, wyraźnie się uspokoiła, odżyła i jej stan poprawił się w oczach.

I wiecie co? Miejscowy GOPS, którego zadaniem powinno być dbanie o dobro osób znajdujących się pod jego opieką, ma za złe córce, że przyjechała i się „wtrąca”. Tylko szuka pretekstu, żeby się do niej o coś przyczepić (mimo, że kiedy znacznie wcześniej córka rozmawiała przez telefon z GOPS-em, panie z GOPS-u mówiły jej, że ma obowiązek opieki nad matką i równocześnie zniechęcając ją do przyjazdu, bo ich zdaniem patusiara opiekowała się teściową dobrze i wszystko było OK). Podobna jest postawa wójta. Wszyscy mają o patusiarze jak najlepsze zdanie, bo patusiara aktywnie działa w Kole Gospodyń Wiejskich i jest tam „duszą towarzystwa” (to znaczy na każdej imprezie organizowanej przez to koło upija się w sztok). I żadne argumenty ich nie przekonują. Cały ten urząd gminy to jakieś siedlisko jeb**ej patologii.

I co zrobić w takiej sytuacji?

patologia alkoholizm GOPS

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 157 (169)

#91678

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dobra, chyba ja byłam piekielna.

Pracuję jako opiekunka osób starszych w Domu Opieki. Jak sama nazwa wskazuje, moją pracą jest OPIEKA nad pensjonariuszami - mam ich umyć, ubrać, nakarmić a także zadbać o porządek w szafeczce przyłóżkowej, szafie i na stoliku. Reszta - zwłaszcza podłoga - mnie nie obchodzi, od tego są pokojowe. Oczywiście nikomu korona z głowy nie spadnie, jak wytrze z podłogi rozlaną przez podopiecznego herbatę (zanim pokojowa przyjdzie tam umyć podłogę) czy coś w tym stylu, jednak ostatnio podopieczny mnie zdenerwował.

Miałam nockę, wchodzę na toalety wieczorne (te przed snem) do jednego z pokoi, jeden z panów przyzywa mnie władczym gestem. On akurat jest w pełni "samoobsługowy", więc zdziwiłam się, co może ode mnie chcieć. Wskazał palcem pod łóżko "TAM!!!". Już mi się lekko ciśnienie podniosło, ale schylam się lekko (może upadło mu coś bardzo potrzebnego, facet na wózku inwalidzkim, nie sięgnie), nic nie widzę, więc pytam grzecznie, co ma być "tam"? "NO TAM!!!". OK, schylam się bardziej, aaa, widzę. Nie wiem jakim cudem wpadł mu pod łóżko serek homogenizowany i to w taki sposób, że wywalił się z opakowania przy samej ścianie.

Mogłam się wczołgać pod to łóżko, ale po pierwsze, nie stwarzało to dla niego niebezpieczeństwa - nie poślizgnie się na tym, ani do rana jakiejś straszliwej bomby biologicznej z tego nie będzie, a po drugie uczciwie przyznaję, że po prostu mi się nie chciało. Więc grzecznie tłumaczę, że rano przyjdą pokojowe i to posprzątają, bo bez problemów sięgną tam mopem. "TY! SPRZĄTNIJ!". Bardziej zrezygnowana niż wkurzona powiedziałam mu "wie pan co, ale ja myję d*py, nie podłogi". I wyszłam.

Lubię moją pracę, serio. Ale czasami "nie strzymam".

dom_opieki

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (199)

#91653

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Widziałem w sklepie jak starszego faceta złapał atak silnego kaszlu.

Cóż, zdarza się.

Atak był tak silny, że facet musiał się o coś oprzeć.

Ale czy musiał opierać o skrzynki z kalafiorami i pluć na nie?

Smacznego.

sklep

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 105 (119)

#91681

przez (PW) ·
| Do ulubionych
IKEA Janki kilka dni temu.

Pojechałem z wujem i jego synem na zakupy. Oni brali jakieś tam meble, a ja kilka pierdół.

Doszliśmy do kasy ciągnąc za sobą obładowany wózek. Z racji płatności gotówką, odpadły kasy samoobsługowe. Trzeba było ustawić się w jedynej, długiej kolejce.

Nie minęła minuta a otwarta została kolejna kasa do której czym prędzej ruszyłem.

Co istotne najpierw ustawiły się tam dwie pary, które wcześniej nie stały w żadnej kolejce, za nimi facet który stał gdzieś tam przede mną w poprzednim wężyku, a zaraz za mną starsze małżeństwo, które w poprzedniej kolejce było przede mną.

Wujas z synem doczłapali się do mnie dopiero po chwili z racji na trudności w operowaniu wózkiem z meblami.

Żeby stanąć koło mnie krewni musieli przecisnąć się koło małżeństwa.

Wujek powiedział do starszej pary:
- przepraszam, my stoimy przed państwem

Po czym wskazał na mnie. Ja zaś potwierdziłem, że jesteśmy razem.

No i się zaczęło. Nie będzie słowo w słowo ale sens zachowany.

Stara Baba (SB): NO PEWNIE. MY JESTEŚMY WAMI, W TAMTEJ KOLEJCE BYLIŚMY PRZED WAMI.

Ja już naprawdę jestem zmęczony zachowaniem starszych osób. Wiek wiekiem, ale nie upoważnia ich to do roszczeniowości. Kiedyś pewnie bym to przemilczał, ale dziś po prostu wdaje się w pyskówki.

(J)a: Proszę Pani to jest nowa kolejka do innej kasy. Byłem tutaj przed Państwem, proszę przepuścić mojego wujka.

SB do faceta który stał przede mną i do swojego męża: NO TAK BO W TYM KRAJU JAK ZWYKLE WSZYSTKO TAK. KTO PIERWSZY TEN LEPSZY NO PEWNIE.

J: Jeśli Pani nie odpowiada to trzeba było zostać w tamtej kolejce.

Wujek przecisnął się między nimi, brat cioteczny pchał wózek. Niestety na rozkaz SB jej mąż zagrodził drogę chłopakowi i złapał za wózek.

Tu już Wuj się zdenerwował. Dosadnie, w żołnierskich słowach kazał facetowi się odsunąć. W odpowiedzi wujek usłyszał kilka wyzwisk i został przez starszego Pana popchnięty. Zaczęli się szarpać, po krótkiej chwili udało się ich rozdzielić.

Niewzruszona kasjerka poprosiła o spokój i zaprosiła nas do kasy, na szczęście była już nasza kolej.

SB jeszcze odgrażała się pod nosem, jej mąż z kolei chciał się z nami spotkać na zewnątrz.

Cóż. Starsi państwo nie mieli dużo zakupów. Gdyby nas uprzejmie zapytali o to czy możemy ich przepuścić nikt nie robiłby problemów.

Ikea

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (131)

#91680

przez ~Jasiedostosuje2 ·
| Do ulubionych
Historia jednej z użytkowniczek o słowach: ja się dostosuję, przypomniały mi kilka moich przypadków tego jak są one irytujące w połączeniu z późniejszymi pretensjami.

Sytuacja 1: Sylwester
Organizowaliśmy z mężem Sylwestera. Każdy miał przynieść coś co będzie pić i jakieś jedzenie, a ja zapewniłam posiłko ciepłe oraz szampana o północy. Takie zasady mamy wśród znajomych. Zapytałam się na grupie o alergie i nietolerancje pokarmowe i preferencje- czy zrobić jakiś bigos, czy zupę, czy rollsy, czy pizzę. Dużo osób odpisało mi, że im to obojętne.

Na miejscu wyszło, że barszczu dwie osoby nie lubią, inna zje "ale trochę bo nie przepada", mam jednego gościa (wtedy nowy partner od koleżanki, którego wtedy spotkałam z 3 razy), który ma nietolerancję glutenu i jedyne co jadł całą imprezę, to placki kukurydziane. Gdybym wiedziała,to zrobiłabym wcześniej rozważane kieszonki z tortilli.

Sytuacja 2: wyjazd z przyjaciółmi
Większą grupą umawialiśmy się na wyjazd na namioty. Dwie pary zostawiły wszystko nam, bo one się dostosują, włącznie z terminem. Gdy trzeba było zapłacić zaliczki, nagle okazało się, że jednak się nie dostosują, bo to jednak za daleko/będzie za zimno na namiot/oni znają lepsze miejsce/akurat w ten weekend to ciotki babci pies ma urodziny i wszyscy muszą przyjechać. Do tego pretensja,że miał to być budżetowy wyjazd (wtedy wyszło nas około 250 zł na parę+jedzenie za 3 dniowy wyjazd).

Sytuacja 3: prezent na ślub dla znajomych

Tu akurat ja byłam tą co się dostosuję. Napisałam, że jeśli prezent nie przekroczy 100 zł na parę, to mi jest obojętne co im kupimy, bo nie znam ich tak dobrze, jak osoba, która prezent im miała kupić. Znajomi to sąsiedzi, z którymi dopiero znaliśmy się niecały rok i głównie spotykaliśmy się na planszówkach i spacerach z psami.
Od organizatorki prezentu dostałam propozycję, która trochę przekraczała budżet (dosłownie parę złotych) z pytaniem czy to dla mnie ok. Odpisałam jej, że nie ma problemu. Za chwilę dostałam ścianę tekstu, że organizatorka się cieszy, bo już jedni jej napisali, że się wycofują. A też mieli się dostosować.

Skomentuj (7) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (121)

Podziel się najśmieszniejszymi historiami na
ANONIMOWE.PL

Piekielni