Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

 

#92048

przez ~Jajcew ·
| Do ulubionych
Kojarzycie serial "Przyjaciele"? Była tam taka dziewczyna, która wszystkich biła i myślała, że to jest fajne. Dopiero gdy ktoś jej oddał, to stwierdziła, że jednak nie jest to fajne. Otóż ja też z taką miałem do czynienia.

Dla mojej byłej zabawne było bicie mnie po jajach. Podczas droczenia się, przekomarzania, nagle buch - z pięści w jaja. Ja się zwijam z bólu, a ona się śmieje, że to przecież było lekko.

Wytłumaczyłem jej, że to takie miejsce, że nawet delikatne uderzenie, które w innym miejscu nie zrobiłoby wrażenia, tutaj boli okropnie. Poprosiłem, żeby więcej tego nie robiła.

Po jakimś czasie zrobiła to znowu. Kolejny raz, tym razem bardziej dobitnie, wytłumaczyłem żeby tak nie robiła. Ona na to, że na pewno udaję, bo to niemożliwe żeby to tak bolało. Przecież było lekko! No to mówię:
- Jak jeszcze raz tak zrobisz, to ci oddam i zobaczysz jak to fajnie.
- Niby w co, jak ja nie mam jaj? Hahaha!

Gdy doszło do kolejnego razu, oddałem w splot słoneczny. Teraz oboje się zwijaliśmy - ja z bólu, a ona łapała oddech. Gdy już złapała, miała do mnie wielkie wyrzuty, że jak ja mogłem na nią rękę podnieść. Wytłumaczyłem ponownie, dodając, żeby sobie wzięła to co czuła po moim uderzeniu i pomnożyła razy tysiąc, to może zrozumie to co ja czuję po jej uderzeniu w jaja. Chyba dotarło, bo już nigdy mnie w jaja nie uderzyła.

Epilog i główna przyczyna, dlaczego tę historię piszę.

Kilka miesięcy później się rozstaliśmy, a jeszcze kilka miesięcy później zacząłem z nową partnerką. Była znalazła ją ostatnio w mediach społecznościowych i napisała jej, żeby na mnie uważała, bo jestem damskim bokserem. Opowiedziałem partnerce jak było naprawdę, a ona okazała pełne zrozumienie i skwitowała słowami:
- Ja na twoim miejscu już po pierwszym razie bym jej przy**bała.

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 107 (121)

#92041

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dowolne skrzyżowanie w dowolnym mieście.

Światła do lewoskrętu mogą być w dwóch wersjach:
1. pełny kolor - oznacza skrzyżowanie kolizyjne czyli należy liczyć się że auta z naprzeciwka mają pierwszeństwo
2. strzałka w lewo z kolorem- skrzyżowanie bezkolizyjne czyli skręcając w lewo macie pierwszeństwo

Notorycznie jestem świadkiem, jak kierowcy skręcając na strzałce czyli na skrzyżowaniu bezkolizyjnym (!), nagle się zatrzymują na środku tego skrzyżowania prowokując auto za nimi do nagłego hamowania i potencjalnej kolizji.

Pamiętajcie to uniwersalna zasada w Polsce.
Nie tłumaczy Was fakt, że nie znacie miasta.
Wy po prostu nie znacie przepisów...

skrzyżowanie

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 89 (105)

#92043

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Bareja wiecznie żywy, czyli "nie mamy pańskiego płaszcza i co nam pan zrobisz?"

Pod koniec zeszłego tygodnia Młoda pojechała na zawody. Duże. Ogólnopolskie. No dobra, w sumie to Mistrzostwa Polski. Kilkudniowe. Ponieważ z jej szkoły tańca różne osoby tańczyły w różne dni, dogranie transportu i noclegów tak, aby było jak najbardziej optymalnie, to było potężne wyzwanie logistyczne, któremu szkoła tańca sprostała. Dla historii ważne jest tylko to, że bus, który rano przywoził jedne osoby, po południu/wieczorem wracał z innymi osobami.

Busy były zamówione jakieś dwa miesiące wcześniej, bo później to nie ma szans, nie wiem czemu tak wygląda ta branża, ale jak nie zamówisz odpowiednio wcześniej, to potem ci pozostaje tylko koleo.pl albo coś w tym stylu. Nie ma i już, fizycznie nie ma, wszystkie są zamówione, w transporcie. No właśnie, wszystkie...

Siedzę sobie spokojnie w domu, zerkam a to na stronkę z wynikami, a to na powiadomienia na grupie i widzę, że dzieciaki nie dotarły. Bus się zepsuł, na szczęście już tylko godzinkę drogi od miejsca docelowego, trenerka wyjechała swoim prywatnym samochodem po dziewczyny (cztery osoby) i dotarły. Fajnie, tylko że to był bus, którym wieczorem miało wracać osiem osób... No zepsuty i uj, firma przewozowa poprzestała na tej informacji, radźcie sobie sami.

Ku*wa. Z noclegami kwestia wyglądała mniej-więcej tak samo jak z busem, tzn. co zarezerwowane, to nasze, o dodatkowych miejscach możesz pomarzyć. Już nie wspominam o kosztach, bo każdy rodzic zapewne by zapłacił za dodatkowy nocleg, ale miejsc po prostu NIE MA. Ponad 500 km odległości, 6 godz. drogi, nie każdy może pojechać po dziecko. W sumie to chyba nikt nie mógł, nawet zmotoryzowani. Firma przewozowa się wypięła, bus zepsuty i koniec dyskusji, nie mamy innego, żeby podstawić.

Gdyby nie trenerka-cudotwórczyni, to nie wiem, jak byśmy wybrnęli z tej sytuacji. Dała kluczyki do swojego prywatnego samochodu jednemu z opiekunów (który i tak miał wracać tego dnia z dziewczynami busem) i załatwiła jakiegoś swojego znajomego, który poświęcił te "naście" godzin, żeby przyjechać i zapewnić transport. Wracali na dwa samochody osobowe.

"Nie mamy dla pani busa i co nam pani zrobi?". No nie wiem, najłagodniejsze co mogę wymyślić, to częściowy zwrot kosztów, bo usługa, za którą zapłaciliśmy, nie została w pełni wykonana. Opłacony był transport "do" i "z powrotem", tego dnia było tylko "do".

I nie wiem, czy to tylko moja wielkopańska fanaberia, że uważam, iż mimo dużego popytu na tego rodzaju usługi firma powinna jednak mieć "na stanie" choć jeden pojazd, który może wysłać w takiej właśnie awaryjnej sytuacji? Czy też jednak pokornie powinniśmy przyjąć do wiadomości, że zepsuł się i radźcie sobie?

IDO

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 69 (83)

#92016

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dobra, naprawdę nie traktuję Piekielnych jako bloga pt. "moja depresja", ale po prostu muszę, bo jak to nie jest piekielne, to nie wiem co...

Mam naprawdę bardzo racjonalne podejście do życia. Jak jestem chora, to biorę leki, żeby się wyleczyć, nie? I dlatego nigdy nie rozumiałam ludzi, którzy zaprzestają brania leków (owszem, głownie psychotropowych), bo "już mi lepiej", "chyba mi przeszło" itp. Odszczekuję. Rozumiem. I nie wiem, co mam robić.

Psychiatra przepisała mi leki. Grzecznie wykupiłam, w sumie to musiałam czekać aż dojdzie zamówienie, bo "na stanie" w aptece nie było, no ale mam. Biorę. Jedne rano, drugie wieczorem, po tygodniu mam zwiększyć dawkę. To było tydzień temu, w środę.

Środa - jeszcze OK.

Czwartek rano - o, działają, wreszcie poczułam głód, hurra! Du*a. Co z tego, że w żołądku mnie "skręca", jak każdy kęs "rośnie" mi w ustach i mimo dokładnego gryzienia staje mi w gardle, mam wrażenie, że duszę się każdym kęsem... No ale plecy nie bolą, fajnie, zamiast rozrywającego bólu lekki dyskomfort w okolicy lędźwiowej, spoko.

Piątek. Głodna jestem jak cholera, ale jedzenie jw. Oprócz tego silne zawroty głowy, ucisk w klatce piersiowej i ogólne osłabienie powodujące, że pójście do łazienki jest wyzwaniem ponad siły.

Tu mała dygresja - ktoś mi powiedział "nie czytaj ulotek, zwłaszcza o skutkach ubocznych, bo sobie to wkręcisz i będziesz to miała!". No więc nie czytałam, dopiero przy zawrotach głowy (naprawdę silnych!) zerknęłam do ulotki. No tak, jest...

Piątek wieczór. Boli nawet leżenie w łóżku, do niczego innego nie jestem zdolna, po raz kolejny gratuluję sama sobie, że poprosiłam psychiatrę o L4, bo w życiu nigdy (takie głupie powiedzonko) nie dałabym rady w takim stanie pójść do pracy. Młoda chodzi po zakupy i wychodzi z psem, no ale jak jest na treningu a Kruszyna piszczy, że MUSI wyjść, to idę, zastanawiając się, czy wrócę do domu...

Piątek wieczór cd. Pie*dolę, nie biorę tego świństwa!

Sobota - bz.

Niedziela - bz.

Poniedziałek - bz.

Wtorek - trochę lepiej. Poszłam się wykąpać, bo oprócz opisanych wcześniej dolegliwości było mi cały czas zimno i co chwile oblewałam się zimnym, lepkim potem. O kąpieli marzyłam gdzieś od soboty, nie byłam w stanie.

Dzisiaj - dużo lepiej. Te cholerne leki chyba już się wypłukały z organizmu...

Piekielność? NIKT mnie nie uprzedził. Kurde, czy ktoś mi powie, w jaki sposób mam pracować, nie potrafiąc wstać z łóżka? Dobra, nawet jakbym się jakoś "pozbierała" i dojechała do pracy, to cienko widzę wykonywanie obowiązków, kiedy zataczam się, przewracam i mam mocno "błędne" spojrzenie. Czy lekarz nie powinien uprzedzić, że coś takiego może wystąpić?

Aha, nie ogłaszam całemu otoczeniu, że "mam depresję", ale akurat jedna z moich koleżanek z pracy wiedziała, a że miała córkę z podobnymi problemami, to mnie uświadomiła, że przepisywanie leków to loteria. Ojej, źle działają? No to zmienimy... Podobno pół roku jej ustawiali, zanim była w stanie normalnie funkcjonować. Ku*wa, nie mam pół roku. Muszę pracować.

Nie wiem, co mam robić. Serio.

depresja

Skomentuj (46) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 120 (152)

#92045

przez ~chomix ·
| Do ulubionych
W kamienicy, w której mieszkam rozpoczął się remont elewacji. No spoko, takie rzeczy muszą być robione, wszystko zapowiedziane i ok. Remont miał rozpocząć się z początkiem kwietnia.

Piekielność pierwsza. Postawiono przy zatoczce parkingowej pod kamienicą znak z zakazem parkowania od 1.04. Przez tydzień od tej daty nie działo się nic - parkować nie można, choć nic się nie dzieje, a dodam, że kamienica w centrum, więc o miejsca parkingowe ciężko. Po tygodniu zjawili się robotnicy, rusztowanie stawiali 3 dni. Potem znowu kilka dni ich nie było. Całodobowy zakaz parkowania obowiązuje więc od blisko 3 tygodni.

Wczoraj praca ruszyła z kopyta. Taaaa... może nie do końca z kopyta. Tak się składa, że mieszkam na parterze. Wczoraj dosłownie robotnicy przyszli, pokręcili się po rusztowaniach. Pogoda ładna, więc miałem otwarte okna, jednak zamknąłem je, bo po pierwsze panowie przynieśli sobie głośniczki, żeby umilić sobie pracę muzyczką, po drugie, co chwilę było słychać wulgarne okrzyki. Około południa zauważyłem, że jeden z robotników dosłownie bezczelnie gapi mi się przez okno do mieszkania, w związku z czym dość ostentacyjnie zaciągnąłem zasłony i słyszę za chwilę równie ostentacyjny krzyk:
- Wuj zasłonił sobie okno, hehe!

A to dopiero początek remontu, który teoretycznie ma się skończył po majówce...
Już to widzę...

remont budowlancy elewacja

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 110 (118)

#92040

przez ~Sora ·
| Do ulubionych
W swoim czasie jeździłam naprawdę intensywnie na rowerze, konkretnie góralu. Zdarzyło się, że coś z nim się stało, spadł mi łańcuch i coś tam jeszcze - nagła sytuacja, więc udałam się do najbliższego serwisu... aby dostać opierdziel, że przychodzę z brudnym rowerem.

Następnym razem, jak rower mi padnie 10 km od domu, będę miała ze sobą sprzęt do czyszczenia.

Rower

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 107 (117)

#92038

przez ~Przekletedzieckodiabla ·
| Do ulubionych
Przychodzi taki moment, że obecna praca nie wystarcza. Wtedy pora na zmianę. W mojej obecnej firmie pracuję już 4 rok i niestety ani nie dostałam awansu ani podwyżki, mimo faktu, że udało mi się samodzielnie poprowadzić zespół pod nieobecność naszej team-liderki (nazwa jak w korpo, w rzeczywistości kierowniczka), gdy ta poszła na L4 i wróciła do nas po 6 miesiącach. W tym czasie dopięliśmy projekt na ponad 2 mln złotych. Ona widziała dla mnie przestrzeń dla jej zastępcy, ale jej rekomendacja nie została uznana przez Zarząd. Dlatego zaczęłam rozglądać się za nową pracą.

Wiedziałam, że od mojej ostatniej rekrutacji rynek się zmienił i pierwsze zmiany to mechanizmy AI. Niektóre firmy wprost pisały o tym, że ich używają i przez to proszą o czystą formę CV, bez żadnych grafik i zdjęć. Wymaga to utworzenia kolejnego CV i w tym momencie mam na swoim dysku 4 różne wersje swojego CV (po polsku i angielsku, nazwijmy graficzne i dwa czyste PDFy). Gorzej gdy firma nie informuje o takim fakcie, bo automatycznie CV jest odrzucane (a przynajmniej tak to uzasadniono w pierwszym przypadku). Możesz więc być super fachowcem, ale nie znasz algorytmu i odpadniesz bez otwarcia CV.

Inna sprawa, która bardzo mnie zraziła, to wymóg CV w formie video. Pracuję z nowymi technologiami i wiem jakie możliwości mają. Wystarczy 30 sekund nagrania i AI może wygenerować nasz głos. Zrobiłam kiedyś test na moim mężu- zupełnie nie poznał, że to nie jestem ja. Dlatego gdy zobaczyłam ten wymóg, i to na stanowiskach, które nie wymagają obecności w mediach społecznościowych lub pracy z video czy innym kreatywnym aspekcie, aż mnie zmroziło.

Jedna z firm, do której chciałam zaaplikować, na moją prośbę o realne spotkanie przed taką aplikacją video, odmówiła, mówiąc, że dzięki video lepiej poznają kandydata i to pozwoli im na lepszą selekcję kandydatów. Na pytania co do przechowywania danych i ich zabezpieczenia nie uzyskałam odpowiedzi. Zrezygnowałam więc z aplikowania, mimo dopasowania w 100% do mojego doświadczenia i umiejętności.

Wymagania, jakie podano w niektórych ogłoszeniach też były bardzo szerokie. Jakby jedna osoba miała zastępować cały sztab ludzi. Od funkcji managerskich (zarządzanie zespołem), kontakt z klientem, weryfikację i negocjację umów (chyba od tego powinni być prawnicy, nie osoba techniczna), przygotowanie oferty, projektowanie (rzeczy branżowych), nadzór nad przepływem i archiwizacją dokumentów. Bez określonych proporcji czasowych, czy realnego wykonywania tych zadań.

Plaga B2B to następna bolączka systemu. Chyba na każdej rozmowie słyszałam delikatną sugestię, aby być na kontrakcie. Nie wiem czy to ze względu na to, że jestem kobietą po 30 roku życia i teoretycznie mogę chcieć mieć bombelka, czy to już normalna praktyka dla każdego.

rekrutacja cv wymogi absurd

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 141 (151)

#92035

przez ~jkhghjkgjg ·
| Do ulubionych
Szukanie partnerki na portalach randkowych, cóż za niesamowite doświadczenie!

Jestem jakiś czas po zakończeniu długiego związku i chciałbym kogoś poznać. Niczego nie zakładam z góry, chciałbym spotykać się, rozmawiać, wspólnie spędzać czas i zobaczyć, jak się to dalej rozwinie.

Tymczasem opowiem o trzech najciekawszych przypadkach.

1. Kobieta o dwóch twarzach.

Na początku wszystko było dobrze, relacja się fajnie rozwijała, zbliżaliśmy się do siebie emocjonalnie, ale był stały dystans fizyczny. Żadnego przytulania, całowania, trzymania za rękę, itd. Ewidentnie tego unikała. Twierdziła, że ma lęk przed bliskością fizyczną, chodzi na terapię i potrzebuje więcej czasu, by się "otworzyć". Ok, rozumiem, nie ma pośpiechu. Ale! Zmieniała się o 180 stopni jak się napiła.

Kiedy pierwszy raz poszliśmy na piwo, to byłem w szoku. Zupełnie inna kobieta. Sama się do mnie przytulała, całowała mnie i ogólnie była bardzo czuła. Kolejne spotkanie, tym razem bez alkoholu - znowu dystans i oziębłość. Następne spotkanie, z alkoholem - znowu było miło. I tak za każdym razem. Jakbym się spotykał z dwiema różnymi kobietami. Próbowałem z nią o tym rozmawiać. Twierdziła, że jej zależy na mnie i jestem dla niej ważny, ale ona już tak ma i nic na to nie poradzi. Musiałem więc zadać sobie pytanie: czy chcę budować relację z kobietą, która potrzebuje się upić żeby w ogóle chciała mnie dotknąć? Odpowiedziałem sobie, że nie. Tak też znajomość się zakończyła.

2. Szybka i bezkompromisowa.

Tutaj od początku było pięknie. Mnóstwo czułości i namiętności, bliskość fizyczna i emocjonalna, zainteresowanie sobą nawzajem, itd. Wszystko ładnie się rozwijało, aż po miesiącu znajomości zaproponowała mi, żebym się do niej wprowadził, żebyśmy żyli razem i wspólnie wychowywali dwójkę jej dzieci z poprzedniego związku. O dzieciach wiedziałem od początku i nie miałem nic przeciwko, ale kurka wodna, nie po miesiącu znajomości!

Powiedziałem jej, że to trochę za wcześnie i dobrze by było jakbyśmy jeszcze trochę bliżej się poznali. Ona na to, że szuka kogoś poważnego i zdecydowanego, a nie chłopca, i że albo się decyduję albo ona będzie szukać dalej. Zdecydowałem się na opcję drugą, oczywiście. Na koniec jeszcze się nasłuchałem jak to ja jej czas zmarnowałem i wiarę w mężczyzn odebrałem.

3. Ultra konserwatywna z podejściem księżniczki.

Tutaj tylko pisaliśmy, bo do spotkania nie doszło. Większość tematów to było jej narzekanie na facetów, kobiety i cały gatunek ludzki. Na facetów - że nie szanują kobiet, że każdy chciał ją tylko do łóżka zaciągnąć, a jak się orientował że się nie uda, to zrywał znajomość. Na kobiety - że uprawiają seks z facetami bez ślubu. Na ludzkość - że schodzi na psy, upadek wszelkich zasad i moralności, itd. Mnie też się oberwało, bo pytała mnie o poprzedni związek, a potem krytykowała mnie i byłą, jak mogliśmy mieszkać razem bez ślubu.

Miała też dziwne podejście do relacji. Twierdziła, że to facet i tylko facet ma się starać, zabiegać o kontakt i organizować wspólny czas. Ona pierwsza się nie odezwie, niczego nie zaproponuje, nie wymyśli tematu do rozmowy - od tego jest facet. Efektem tego wszystkiego było, że miała 40 lat i nigdy nie była w związku. Mimo wszystko wydawała się ciekawą osobą, więc chciałem się z nią spotkać i poznać na żywo. Umówiliśmy się raz - w ostatniej chwili odwołała, bo coś tam. Drugi raz - to samo. Do trzech razy szuka i oczywiście za trzecim razem to samo. Tutaj urwałem kontakt. Pewnie kolejnemu facetowi narzekała też na mnie.

związki kobiety

Skomentuj (15) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 160 (174)

#92036

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W tym roku stuknęła mi trzydziestką.
Coraz częściej słyszę pytania o dziecko. Głównie moi rodzice naciskają. Są nachalni do tego stopnia, że ograniczyłam z nimi kontakt.

Przykłady?

1. Nie stać nas po prostu na dziecko. Rodzice zarzekają się, że nam pomogą. Znając ich, to na obietnicach się skończy. Poza tym bałabym się zostawić maleństwo pod ich opieką.
2. A co jak po wychowawczym nie wrócę do pracy? Przecież dają 800+, nie?

3. W mojej rodzinie jest duża liczba poronień i chorób genetycznych (rozszczep kręgosłupa, mukowiscydoza, zespół Edwardsa). Jest bardzo duże ryzyko, że moje dziecko urodzi się chore. Zdaniem rodziców nie powinnam na to patrzeć i o tym nie myśleć.

4. Moje zdrowie jest słabe, w dodatku od wielu lat zmagam się z ciężką depresją. Biorę sporo leków, które wpływają min. na płód. Zdaniem rodziców powinnam to wszystko odstawić i zajść w ciążę.

5. "Urodzisz dziecko to minie ci ta twoja "depresja", zobaczysz!".

6. "Nie czujesz instynktu macierzyńskiego? To nic, poczujesz jak urodzisz"

Takich tekstów jest więcej.

Dlaczego to piszę? Wczoraj rozmawiałam z mamą. Ta zaczęła mi jak zwykle wypominać, że jej koleżanki są już babciami a ona nie! Wyraźnie podkreśliła, że ona przed trzydziestką miała już męża i dziecko (mnie).
Nie było w tym nic dziwnego, ale przez całe moje dzieciństwo słyszałam, że zniszczyłam jej życie.
W tym roku daruję sobie wyjazd do rodziny na Wielkanoc.

Dzięki, mamo.

Skomentuj (26) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 117 (131)

#92031

przez ~Motherppw ·
| Do ulubionych
Po prostu muszę tutaj to dodać, bo już mi się ulewa.
Mam niepełnosprawne dziecko, komisja przyznała nam ważny punkt 7 i inne dodatki. Jednakże coby tak różowo nie było, pieniążków nadal nie mogę otrzymać dzięki paniom z MOPSu.

Dlaczego? Aktualnie czekam MIESIĄC na listowne potwierdzenie faktu, że nie pobieram zasiłku macierzyńskiego (tzw. Kosiniakowe) by pójść tam złożyć kolejny podpis, iż nie będę się odwoływać.
Oczywiście papierów z komisji nam nie przyjęto, bo nie, bo muszę najpierw na ten list czekać. Naprawdę nie można takich rzeczy od ręki załatwić? Mops mam dosłownie 1 km dalej.

Nie chcę narzekać, ale naprawdę wszystko bardzo dużo kosztuje i chciałabym zapewnić dziecku jak najlepsze warunki, a tu jest taki problem by list wysłać...

Mops

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 104 (120)

Podziel się najśmieszniejszymi historiami na
ANONIMOWE.PL

Piekielni