Przestawię wam pewną historią, którą podzieliła się ze mną koleżanka i jak się okazało (albo jak twierdzi koleżanka) - tylko ja nie przyklasnęłam jej uszami po jej wysłuchaniu.
Koleżanka opowiada, jak to było ostatnio na obiedzie z mężem.
Przy stoliku obok siedziało małżeństwo z dwójką dzieci, młodsze ok.2 lata, starsza ok. 4-5 lat. Otóż ta właśnie dziewczynka cały czas dość intensywnie wpatrywała się w koleżankę, robiła miny, pokazywała język. Rodzice zdawali się tego nie widzieć/nie zwracać uwagi.
Potem dziewczynka poszła do toalety, a gdy wracała otrzepywała ręce z wody i parę kropel skapnęło na koleżankę. Co zrobiła koleżanka? Niby przypadkiem oblała dzieciaka piwem.
Opowiadając mi to było taka z siebie dumna, że chyba była w szoku, gdy zapytałam jej czy ona na serio uważa, że ma się czym chwalić. Zapytałam czy nie uważa, że najpierw powinna zwrócić dziecku i rodzicom uwagę - gdyż chyba jest to pierwsze co robi dojrzały człowiek, a po drugie czy uważa, że oblewanie dzieciaka piwem jest adekwatną zemstą za kilka kropel wody, nawet przy założeniu, że dziecko zrobiło to specjalnie (gdyż sama znajoma przyznała, że była to raczej bezmyślność niż złośliwość).
Zdaniem koleżanki ja się czepiam, bo wszyscy inni słuchacze tej cudownej historii poparli jej zachowanie i uważają, że dzieciakowi się należało. Koleżanka uznała, że dała dzieciakowi lekcję, a z rodzicami nie miała zamiaru gadać, bo to na pewno patola, skoro pozwala dzieciakowi na takie zachowanie.
Koleżanka opowiada, jak to było ostatnio na obiedzie z mężem.
Przy stoliku obok siedziało małżeństwo z dwójką dzieci, młodsze ok.2 lata, starsza ok. 4-5 lat. Otóż ta właśnie dziewczynka cały czas dość intensywnie wpatrywała się w koleżankę, robiła miny, pokazywała język. Rodzice zdawali się tego nie widzieć/nie zwracać uwagi.
Potem dziewczynka poszła do toalety, a gdy wracała otrzepywała ręce z wody i parę kropel skapnęło na koleżankę. Co zrobiła koleżanka? Niby przypadkiem oblała dzieciaka piwem.
Opowiadając mi to było taka z siebie dumna, że chyba była w szoku, gdy zapytałam jej czy ona na serio uważa, że ma się czym chwalić. Zapytałam czy nie uważa, że najpierw powinna zwrócić dziecku i rodzicom uwagę - gdyż chyba jest to pierwsze co robi dojrzały człowiek, a po drugie czy uważa, że oblewanie dzieciaka piwem jest adekwatną zemstą za kilka kropel wody, nawet przy założeniu, że dziecko zrobiło to specjalnie (gdyż sama znajoma przyznała, że była to raczej bezmyślność niż złośliwość).
Zdaniem koleżanki ja się czepiam, bo wszyscy inni słuchacze tej cudownej historii poparli jej zachowanie i uważają, że dzieciakowi się należało. Koleżanka uznała, że dała dzieciakowi lekcję, a z rodzicami nie miała zamiaru gadać, bo to na pewno patola, skoro pozwala dzieciakowi na takie zachowanie.
Ocena:
100
(104)
Dobra, była historia o niemieckich kurierach, to i ja podzielę się historią powiązaną, która moim zdaniem jest piekielna.i przyprawia mnie od kilku dni o ból głowy.
Otóż prowadzę sklep internetowy i w miesiącu mam między 500, a 700 zamówień.
Mam podpisaną umowę z DHL i niemiecką pocztą (są to podmioty powiązane, ale jednak odrębne) na dwa produkty krajowe - paczki oraz tzw przesyłkę towarów. To drugie to przesyłki zdecydowanie tańsze, o maksymalnej wadze 1kg i wymiarach 35x25x5cm. Paczki mogą być bezpłatnie odbierane przez kuriera DHL, jednak przesyłka towarów obsługiwana jest przez niemiecką pocztę i muszą być samodzielnie dostarczone na pocztę, chyba, że ich liczba w roku przekracza 6000, wtedy jest możliwość podpisania nowej umowy, w której cena pojedynczej przesyłki nieznacznie wzrasta, ale są odbierane przez kuriera z siedziby firmy.
Od tego roku warunki obsługi tej usługi się zmieniły. Maksymalny wymiar zmieniono na 35x25x8cm, a usługę nazwano małą paczką i od tej pory odpowiedzialny jest za nią DHL, a nie poczta niemiecka. Jest to dla mnie osobiście spora różnica, gdyż już po pierwszych tygodniach widzę, że stosunek zwykłych paczek do małych paczek w wysyłanych przeze mnie zamówieniach zmienił z 30% do 70%, na 10% do 90%. Niby spoko, bo mogę klientom zaproponować tańszą przesyłkę (cena w stosunku do zeszłego roku wzrosła symbolicznie, nadal jest duża różnica między zwykłą paczką, a małą paczką).
Jest jednak jeden problem. Mimo, że jest to usługa obsługiwana przez DHL, nadal obowiązuje zasada, że te przesyłki muszą być osobiście dostarczane na pocztę. Problem? Problemem jest to, że przesyłki te na poczcie deponowane są w skrzynkach transportowych, do jednej skrzynki przy obecnych wymiarach wchodzą 2-3 paczki. Placówka pocztowa ma obowiązek przyjąć do 10 takich skrzynek, co daje liczbę 20-30 przesyłek. Biorąc pod uwagę, że przesyłki wysyłam 3 razy w tygodniu, a nie codziennie, zazwyczaj tych paczek mam więcej niż te 20-30. W związku z czym muszę liczyć albo na życzliwość pracownika placówki, który tych pojemników przyjmie więcej niż musi (a większość placówek to jakieś sklepy, które mają symboliczną przestrzeń na magazynowanie przesyłek pocztowych, więc mają problem nawet z tymi obowiązkowymi 10 pojemnikami).
Zdałam sobie zatem sprawę, że należy szukać rozwiązania alternatywnego, skontaktowałam się więc z DHL, pytając czy mogą mi zrobić ofertę na cenę paczek z odbiorem. Po numerze klienta pracownik infolinii uzyskał dostęp do statystyk moich przesyłek z zeszłego roku i stwierdził, że takiej oferty nie może mi zrobić, bo w zeszłym roku nie miałam 6000 przesyłek (razem z paczkami zwykłymi miałam, z małych paczek brakowało mi 500 do pułapu 6000 w roku). Zwróciłam uwagę, że w tym roku z pewnością tych paczek będzie więcej, gdyż z roku na rok sklep się rozrasta, małe paczki wyprą trochę zwykłe paczki, więc podejrzewam, że pułap 6000 zostanie spokojnie osiągnięty. No to mam się zgłosić jak już te 6000 osiągnę. Alternatywnie zaproponowano mi płatny serwis odbioru poczty ze sklepu i w celu uzyskania oferty podesłano mi formularz kontaktowy.
Wypełniłam go i dostaję telefon z pytaniem, co ja wysyłam. Odparłam, że głównie chodzi o odbiór małych paczek, a tu zostałam poinformowana, że dany serwis zajmuje się tylko odbiorem przesyłek pocztowych, a za małe paczki odpowiedzialny jest DHL i z nimi mam rozmawiać. Na moją odpowiedź, że właśnie DHL mnie do nich przysłał, usłyszałam: "a to ja nie wiem".
Sytuacja więc wygląda tak, że mam za dużo przesyłek, aby zdawać je w placówce pocztowej. Mam ich za mało, aby odbierał je ode mnie kurier. Jeszcze hitem jest to, że pracownica jednego z punktów poleciła mi pojechać do głównej placówki pocztowej w mieście, gdyż tam mają duże powierzchnie magazynowe i nie powinno być problemu z przyjęciem większej ilości.
Tam jednak nie tylko mieli problem z przyjęciem większej ilości, ale mają problem z przyjęciem nawet obowiązkowej liczby 10 pojemników, a tamtym momencie przywiozłam ich 5 i pracownica stwierdziła, że warunkowo je przyjmie, ale mam więcej do nich nie przychodzić. Zapytałam czy ich nie obowiązuje regulamin, który przewiduje, że do 10 pojemników muszą przyjąć bez szemrania, na co kobieta stwierdziła, że ona nic o takim zapisie nie wie, poza tym oni nie są placówką pocztową, tylko placówką banku pocztowego z obsługą produktów pocztowych. Zapytałam więc, gdzie znajdę placówkę pocztową i usłyszałam:
- Nie ma już placówek pocztowych, są tylko placówki bankowe i parcel shopy. A taką ilością tych paczek to niech sobie pani jedzie do centrali do B (miasto 50 km dalej), tam może pani oddawać bez limitów.
Na ten moment wymogłam na DHL przygotowanie dla mnie oferty na odbiór małych paczek, gdyż jeśli sytuacja taka jaka jest, czyli, że muszę jechać do 2-3 różnych placówek, aby zdać zamówienia z jednego dnia, to po prostu muszę przejść do konkurencji i to nie jest groźba, tylko po prostu fakt.
Niestety, czasy niemieckie Ordnung muss sein dawno minęły...
Otóż prowadzę sklep internetowy i w miesiącu mam między 500, a 700 zamówień.
Mam podpisaną umowę z DHL i niemiecką pocztą (są to podmioty powiązane, ale jednak odrębne) na dwa produkty krajowe - paczki oraz tzw przesyłkę towarów. To drugie to przesyłki zdecydowanie tańsze, o maksymalnej wadze 1kg i wymiarach 35x25x5cm. Paczki mogą być bezpłatnie odbierane przez kuriera DHL, jednak przesyłka towarów obsługiwana jest przez niemiecką pocztę i muszą być samodzielnie dostarczone na pocztę, chyba, że ich liczba w roku przekracza 6000, wtedy jest możliwość podpisania nowej umowy, w której cena pojedynczej przesyłki nieznacznie wzrasta, ale są odbierane przez kuriera z siedziby firmy.
Od tego roku warunki obsługi tej usługi się zmieniły. Maksymalny wymiar zmieniono na 35x25x8cm, a usługę nazwano małą paczką i od tej pory odpowiedzialny jest za nią DHL, a nie poczta niemiecka. Jest to dla mnie osobiście spora różnica, gdyż już po pierwszych tygodniach widzę, że stosunek zwykłych paczek do małych paczek w wysyłanych przeze mnie zamówieniach zmienił z 30% do 70%, na 10% do 90%. Niby spoko, bo mogę klientom zaproponować tańszą przesyłkę (cena w stosunku do zeszłego roku wzrosła symbolicznie, nadal jest duża różnica między zwykłą paczką, a małą paczką).
Jest jednak jeden problem. Mimo, że jest to usługa obsługiwana przez DHL, nadal obowiązuje zasada, że te przesyłki muszą być osobiście dostarczane na pocztę. Problem? Problemem jest to, że przesyłki te na poczcie deponowane są w skrzynkach transportowych, do jednej skrzynki przy obecnych wymiarach wchodzą 2-3 paczki. Placówka pocztowa ma obowiązek przyjąć do 10 takich skrzynek, co daje liczbę 20-30 przesyłek. Biorąc pod uwagę, że przesyłki wysyłam 3 razy w tygodniu, a nie codziennie, zazwyczaj tych paczek mam więcej niż te 20-30. W związku z czym muszę liczyć albo na życzliwość pracownika placówki, który tych pojemników przyjmie więcej niż musi (a większość placówek to jakieś sklepy, które mają symboliczną przestrzeń na magazynowanie przesyłek pocztowych, więc mają problem nawet z tymi obowiązkowymi 10 pojemnikami).
Zdałam sobie zatem sprawę, że należy szukać rozwiązania alternatywnego, skontaktowałam się więc z DHL, pytając czy mogą mi zrobić ofertę na cenę paczek z odbiorem. Po numerze klienta pracownik infolinii uzyskał dostęp do statystyk moich przesyłek z zeszłego roku i stwierdził, że takiej oferty nie może mi zrobić, bo w zeszłym roku nie miałam 6000 przesyłek (razem z paczkami zwykłymi miałam, z małych paczek brakowało mi 500 do pułapu 6000 w roku). Zwróciłam uwagę, że w tym roku z pewnością tych paczek będzie więcej, gdyż z roku na rok sklep się rozrasta, małe paczki wyprą trochę zwykłe paczki, więc podejrzewam, że pułap 6000 zostanie spokojnie osiągnięty. No to mam się zgłosić jak już te 6000 osiągnę. Alternatywnie zaproponowano mi płatny serwis odbioru poczty ze sklepu i w celu uzyskania oferty podesłano mi formularz kontaktowy.
Wypełniłam go i dostaję telefon z pytaniem, co ja wysyłam. Odparłam, że głównie chodzi o odbiór małych paczek, a tu zostałam poinformowana, że dany serwis zajmuje się tylko odbiorem przesyłek pocztowych, a za małe paczki odpowiedzialny jest DHL i z nimi mam rozmawiać. Na moją odpowiedź, że właśnie DHL mnie do nich przysłał, usłyszałam: "a to ja nie wiem".
Sytuacja więc wygląda tak, że mam za dużo przesyłek, aby zdawać je w placówce pocztowej. Mam ich za mało, aby odbierał je ode mnie kurier. Jeszcze hitem jest to, że pracownica jednego z punktów poleciła mi pojechać do głównej placówki pocztowej w mieście, gdyż tam mają duże powierzchnie magazynowe i nie powinno być problemu z przyjęciem większej ilości.
Tam jednak nie tylko mieli problem z przyjęciem większej ilości, ale mają problem z przyjęciem nawet obowiązkowej liczby 10 pojemników, a tamtym momencie przywiozłam ich 5 i pracownica stwierdziła, że warunkowo je przyjmie, ale mam więcej do nich nie przychodzić. Zapytałam czy ich nie obowiązuje regulamin, który przewiduje, że do 10 pojemników muszą przyjąć bez szemrania, na co kobieta stwierdziła, że ona nic o takim zapisie nie wie, poza tym oni nie są placówką pocztową, tylko placówką banku pocztowego z obsługą produktów pocztowych. Zapytałam więc, gdzie znajdę placówkę pocztową i usłyszałam:
- Nie ma już placówek pocztowych, są tylko placówki bankowe i parcel shopy. A taką ilością tych paczek to niech sobie pani jedzie do centrali do B (miasto 50 km dalej), tam może pani oddawać bez limitów.
Na ten moment wymogłam na DHL przygotowanie dla mnie oferty na odbiór małych paczek, gdyż jeśli sytuacja taka jaka jest, czyli, że muszę jechać do 2-3 różnych placówek, aby zdać zamówienia z jednego dnia, to po prostu muszę przejść do konkurencji i to nie jest groźba, tylko po prostu fakt.
Niestety, czasy niemieckie Ordnung muss sein dawno minęły...
sklepy_internetowe
Ocena:
82
(90)
Na początku lat 90 ubiegłego wieku pracowałem w małej firmie produkcyjnej. Akurat otworzyliśmy się na prywatyzację i zostaliśmy kupieni przez Niemca. Dla mnie - młodego - i wielu pracowników starszej daty to było pierwsze zetknięcie z zachodnią cywilizacją na wyciągniecie ręki.
Przyjechał gościu (Roland) lat około 30. Sprawił na nas pozytywne wrażenie - miły, przedsiębiorczy, uśmiechnięty. Opiszę kilka piekielności z tej firmy.
Na przywitanie nowy właściciel zorganizował piknik zapoznawczy. Ja akurat w nim nie uczestniczyłem, więc opiszę przebieg z zasłyszanych relacji.
Roland wynajął mały ośrodek nad jeziorem na popołudniowe spotkanie całej załogi przy ognisku. Zorganizował kiełbaski, pieczywo i - najważniejsze - piwo. Dużo piwa. Niemieckie i w puszkach. Szwedzki stół się uginał.
Przyjechała ekipa - 25 osób z produkcji i 5 z biura. Roland próbował zacieśnić więzy, ale z powodu bariery językowej mógł porozmawiać tylko z dyrektorem i jednym kolegą z produkcji. Reszta się wyraźnie izolowała, jakby bojąc się słyszeć obcą mowę. Biurowi jeszcze jako-tako trzymali poziom, a tymczasem produkcyjni...
Przyszli, wypili po piwie-dwa-trzy, porechotali pomiędzy sobą, doszli do wniosku że tu są za wysokie progi dla nich więc przenoszą imprezę, ale skoro zaopatrzenie jest darmowe to żal żeby się zmarnowało. Każdy po kolei podchodził do stołu, brał kilka kiełbas i piwa ile mógł unieść i pomieścić po kieszeniach po czym z uśmiechem udali się na działkę kolegi Stefana.
Roland oniemiał. Pytał dyrektora o co tu chodzi, co zrobił nie tak? Nie mieściło mu się w głowie, że tak można.
Siara na całej linii.
c.d.n.
Przyjechał gościu (Roland) lat około 30. Sprawił na nas pozytywne wrażenie - miły, przedsiębiorczy, uśmiechnięty. Opiszę kilka piekielności z tej firmy.
Na przywitanie nowy właściciel zorganizował piknik zapoznawczy. Ja akurat w nim nie uczestniczyłem, więc opiszę przebieg z zasłyszanych relacji.
Roland wynajął mały ośrodek nad jeziorem na popołudniowe spotkanie całej załogi przy ognisku. Zorganizował kiełbaski, pieczywo i - najważniejsze - piwo. Dużo piwa. Niemieckie i w puszkach. Szwedzki stół się uginał.
Przyjechała ekipa - 25 osób z produkcji i 5 z biura. Roland próbował zacieśnić więzy, ale z powodu bariery językowej mógł porozmawiać tylko z dyrektorem i jednym kolegą z produkcji. Reszta się wyraźnie izolowała, jakby bojąc się słyszeć obcą mowę. Biurowi jeszcze jako-tako trzymali poziom, a tymczasem produkcyjni...
Przyszli, wypili po piwie-dwa-trzy, porechotali pomiędzy sobą, doszli do wniosku że tu są za wysokie progi dla nich więc przenoszą imprezę, ale skoro zaopatrzenie jest darmowe to żal żeby się zmarnowało. Każdy po kolei podchodził do stołu, brał kilka kiełbas i piwa ile mógł unieść i pomieścić po kieszeniach po czym z uśmiechem udali się na działkę kolegi Stefana.
Roland oniemiał. Pytał dyrektora o co tu chodzi, co zrobił nie tak? Nie mieściło mu się w głowie, że tak można.
Siara na całej linii.
c.d.n.
praca zachód impreza
Ocena:
128
(146)
Coś widzę, że będzie teraz moda na diety i odchudzanie, więc dodam ;)
Mam 40 lat.
Jestem otyła.
Jestem pod opieką psychiatry i psychologa.
Postanowiłam, że 1 grudnia będzie pierwszym dniem. Powolutku zaczęłam wyłączać trzy składniki i teraz, po kilku tygodniach ważę 10 kg mniej. Także zaraz przyjdzie ten moment, kiedy trzeba będzie też się więcej ruszać. To jest u mnie pierwsze rozdroże, więc wiem, że muszę podjąć dobrą decyzję.
Postanowiłam, że nie dam się zwariować i raz na kilka dni pozwolę sobie na coś "zakazanego". Po tym jednak nie zagłębiam się w poczuciu winy, tylko dalej trwam. Dzięki terapii.
Zarwałam na jakiś czas kontakt z rodzicami, ponieważ moja mama widząc mnie z batonikiem mówiła "jak tak, to Ty nigdy nie schudniesz". Było mi bardzo przykro. Dodatkowo uszczypliwości typu: "A co jadłaś w święta? Na pewno pierogi co?" Miałam dość tłumaczenia się i braku wsparcia.
Zdiagnozowano mi ADHD, które wiele osób uważa za bardzo modne. Nie macie pojęcia jak trudno jest mi powstrzymać się od jedzenia, kiedy mój mózg pragnie stymulacji. A niestety nie mam o tym z kim porozmawiać oprócz psychiatry i psychologa.
I teraz najgorsze: ludzie w moim otoczeniu ciągle mówią mi, że jestem otyła. W różnych sytuacjach i z różnym wydźwiękiem. Zaczęłam się zastanawiać, po co mi to mówią? Czy brzydzą się moim wyglądem? Czy chcą mnie po prostu obrazić? W pracy, w rodzinie, ze znajomymi...
I wtedy do mnie dotarło. Chcą po prostu sobie ulżyć, żebym nie czuła się lepsza od nich będąc na diecie.
Zaczęłam od: dlaczego mi to mówicie? No wiem, i co w związku z tym? Niestety nie dostałam odpowiedzi, tylko odchodzenie ze śmiechem. Dotarło do mnie, że to jest po prostu przedszkole i zmieniłam sposób obrony.
Na pytanie "czemu wyglądam tak grubo?" (w łagodniejszej wersji), nie mówię nic, tylko patrzę się głęboko w oczy pytającego. Wtedy dostaję "co, widzę że nie tylko świnka, ale i głucha świnka?". Kiedy następuje cisza, odpowiadam: "Nie jestem głucha, słyszałam Cię. Dałam Ci po prostu możliwość, żebyś się poprawiła". (Tak, zazwyczaj to kobiety mają ze mną problem). I wiecie, że to działa?? Nigdy wcześniej nie byłam tak grzecznie i profesjonalnie asertywna). Jeszcze kilka miesięcy temu załamałabym się, wróciła do domu, i przed telewizorem zajadałabym słodycze.
Czyli generalnie uczę się "wyrzucać" ludzi ze swojego życia bez jakiejkolwiek winy.
Ale po długich spacerach z psem, czeka mnie jeszcze siłownia, a tam boję się pójść jak cholera. Jeszcze nie jestem na tyle silna, aby wejść pomiędzy całą rzesz wysportowanych ludzi.
Podsumowując: bądźcie silni, to wasze życie :)
A dla ciekawych, trzy składniki to cukier, mąka i alkohol.
Mam 40 lat.
Jestem otyła.
Jestem pod opieką psychiatry i psychologa.
Postanowiłam, że 1 grudnia będzie pierwszym dniem. Powolutku zaczęłam wyłączać trzy składniki i teraz, po kilku tygodniach ważę 10 kg mniej. Także zaraz przyjdzie ten moment, kiedy trzeba będzie też się więcej ruszać. To jest u mnie pierwsze rozdroże, więc wiem, że muszę podjąć dobrą decyzję.
Postanowiłam, że nie dam się zwariować i raz na kilka dni pozwolę sobie na coś "zakazanego". Po tym jednak nie zagłębiam się w poczuciu winy, tylko dalej trwam. Dzięki terapii.
Zarwałam na jakiś czas kontakt z rodzicami, ponieważ moja mama widząc mnie z batonikiem mówiła "jak tak, to Ty nigdy nie schudniesz". Było mi bardzo przykro. Dodatkowo uszczypliwości typu: "A co jadłaś w święta? Na pewno pierogi co?" Miałam dość tłumaczenia się i braku wsparcia.
Zdiagnozowano mi ADHD, które wiele osób uważa za bardzo modne. Nie macie pojęcia jak trudno jest mi powstrzymać się od jedzenia, kiedy mój mózg pragnie stymulacji. A niestety nie mam o tym z kim porozmawiać oprócz psychiatry i psychologa.
I teraz najgorsze: ludzie w moim otoczeniu ciągle mówią mi, że jestem otyła. W różnych sytuacjach i z różnym wydźwiękiem. Zaczęłam się zastanawiać, po co mi to mówią? Czy brzydzą się moim wyglądem? Czy chcą mnie po prostu obrazić? W pracy, w rodzinie, ze znajomymi...
I wtedy do mnie dotarło. Chcą po prostu sobie ulżyć, żebym nie czuła się lepsza od nich będąc na diecie.
Zaczęłam od: dlaczego mi to mówicie? No wiem, i co w związku z tym? Niestety nie dostałam odpowiedzi, tylko odchodzenie ze śmiechem. Dotarło do mnie, że to jest po prostu przedszkole i zmieniłam sposób obrony.
Na pytanie "czemu wyglądam tak grubo?" (w łagodniejszej wersji), nie mówię nic, tylko patrzę się głęboko w oczy pytającego. Wtedy dostaję "co, widzę że nie tylko świnka, ale i głucha świnka?". Kiedy następuje cisza, odpowiadam: "Nie jestem głucha, słyszałam Cię. Dałam Ci po prostu możliwość, żebyś się poprawiła". (Tak, zazwyczaj to kobiety mają ze mną problem). I wiecie, że to działa?? Nigdy wcześniej nie byłam tak grzecznie i profesjonalnie asertywna). Jeszcze kilka miesięcy temu załamałabym się, wróciła do domu, i przed telewizorem zajadałabym słodycze.
Czyli generalnie uczę się "wyrzucać" ludzi ze swojego życia bez jakiejkolwiek winy.
Ale po długich spacerach z psem, czeka mnie jeszcze siłownia, a tam boję się pójść jak cholera. Jeszcze nie jestem na tyle silna, aby wejść pomiędzy całą rzesz wysportowanych ludzi.
Podsumowując: bądźcie silni, to wasze życie :)
A dla ciekawych, trzy składniki to cukier, mąka i alkohol.
dieta odchudzanie psychika
Ocena:
170
(186)
Pewnie otworzę puszkę Pandory odnośnie wszelkiego rodzaju opinii w internecie (albo odnośnie jakości usług medycznych), ale jest pewne zjawisko, niewiarygodnie dla mnie frustrujące, objawiające się przy szukaniu rożnej maści specjalistów branży medycznej.
Generalnie z mojej obserwacji wynika, że na niektórych portalach z opiniami na temat lekarzy działa to nawet nieźle - przykładem jest tutaj ten najpopularniejszy portal na Z L, choć mam wrażenie, że trzeba się naprawdę postarać, żeby mieć tam średnią poniżej 5 gwiazdek. Natomiast zarówno w mapach, jak i innych stronach podobnych do Z L spotykam się z tym, że lekarze i placówki mają bardzo niskie opinie i kiedy rozwijam te opinie, żeby sobie poczytać co poszło nie tak, dowiaduję się, że ktoś wystawił jedną gwiazdkę, bo „lekarz był niemiły”.
Rekordzistami w takich opiniach są szpitale, które nie przekraczają z reguły 3 gwiazdek w ocenie na 5, a większość opinii dotyczy niesmacznego jedzenia lub opryskliwej pielęgniarki. I w momencie kiedy staję przed problemem medycznym i szukam specjalisty, któremu mogę zaufać, mam nie lada zagwozdkę, bo takie opinie nie są w żadnym stopniu pomocne.
Ja rozumiem, że niektórzy oceniają po prostu całość „usługi”, że lekarz nie powinien być nieuprzejmy i jest to słuszna uwaga, która powinna obniżać ocenę, ale jeśli merytorycznie było ok, to chyba wystawianie 1/5 jest srogą przesadą.
Niedawno bliska mi osoba dostała diagnozę bardzo złośliwego raka, miotaliśmy się między kilkoma placówkami, bo nie da się dotrzeć do wartościowych opinii przebijając się przez tysiące komentarzy o niesmacznym jedzeniu. Szczerze, g*wno mnie obchodzi jakie jest jedzenie i czy personel jest uprzejmy, jeśli tylko dobrze wyleczą coś trudnego do wyleczenia.
Generalnie z mojej obserwacji wynika, że na niektórych portalach z opiniami na temat lekarzy działa to nawet nieźle - przykładem jest tutaj ten najpopularniejszy portal na Z L, choć mam wrażenie, że trzeba się naprawdę postarać, żeby mieć tam średnią poniżej 5 gwiazdek. Natomiast zarówno w mapach, jak i innych stronach podobnych do Z L spotykam się z tym, że lekarze i placówki mają bardzo niskie opinie i kiedy rozwijam te opinie, żeby sobie poczytać co poszło nie tak, dowiaduję się, że ktoś wystawił jedną gwiazdkę, bo „lekarz był niemiły”.
Rekordzistami w takich opiniach są szpitale, które nie przekraczają z reguły 3 gwiazdek w ocenie na 5, a większość opinii dotyczy niesmacznego jedzenia lub opryskliwej pielęgniarki. I w momencie kiedy staję przed problemem medycznym i szukam specjalisty, któremu mogę zaufać, mam nie lada zagwozdkę, bo takie opinie nie są w żadnym stopniu pomocne.
Ja rozumiem, że niektórzy oceniają po prostu całość „usługi”, że lekarz nie powinien być nieuprzejmy i jest to słuszna uwaga, która powinna obniżać ocenę, ale jeśli merytorycznie było ok, to chyba wystawianie 1/5 jest srogą przesadą.
Niedawno bliska mi osoba dostała diagnozę bardzo złośliwego raka, miotaliśmy się między kilkoma placówkami, bo nie da się dotrzeć do wartościowych opinii przebijając się przez tysiące komentarzy o niesmacznym jedzeniu. Szczerze, g*wno mnie obchodzi jakie jest jedzenie i czy personel jest uprzejmy, jeśli tylko dobrze wyleczą coś trudnego do wyleczenia.
Internet i placówki medyczne
Ocena:
130
(140)
Jestem właścicielem 4 pokojowego mieszkania.
Postanowiłem zarobić i je wynająć. Zgłosiło się małżeństwo. Umowa podpisana na 5 lat u notariusza. Przyszli, obejrzeli i zadali pytanie dlaczego są tylko gołe ściany. Odpowiedziałem, że kwestia umeblowania należy do wynajmującego gdyż każdy ma różne gusta.
Po okresie najmu wypowiedziałem umowę. Lokatorzy się wkurzyli i poniszczyli wszystko co się da. Powiedziałem, że odliczę im to z kaucji. Myśleli że kaucja nie pokryje strat. Dopiero gdy uświadomiłem ich, że to co zniszczyli należało do nich, a mi kaucja pokryje straty... takich bluzgów nie słyszałem od jego żony pod adresem męża gdy zorientowali się co zrobili.
Mieszkanie ponownie wynająłem z gołymi ścianami. Ciekawe czy kolejni lokatorzy będą tak samo inteligentni.
Postanowiłem zarobić i je wynająć. Zgłosiło się małżeństwo. Umowa podpisana na 5 lat u notariusza. Przyszli, obejrzeli i zadali pytanie dlaczego są tylko gołe ściany. Odpowiedziałem, że kwestia umeblowania należy do wynajmującego gdyż każdy ma różne gusta.
Po okresie najmu wypowiedziałem umowę. Lokatorzy się wkurzyli i poniszczyli wszystko co się da. Powiedziałem, że odliczę im to z kaucji. Myśleli że kaucja nie pokryje strat. Dopiero gdy uświadomiłem ich, że to co zniszczyli należało do nich, a mi kaucja pokryje straty... takich bluzgów nie słyszałem od jego żony pod adresem męża gdy zorientowali się co zrobili.
Mieszkanie ponownie wynająłem z gołymi ścianami. Ciekawe czy kolejni lokatorzy będą tak samo inteligentni.
mieszkanie wynajem kaucja
Ocena:
144
(170)
Idą święta więc będzie o odchudzaniu.
Jestem szczupła zawdzięczam to intensywnej diecie i ćwiczeniom. Jestem dumna z efektów jakie przynosi moja ciężka praca nad sylwetką. Nie mam dobrych genów, można wręcz powiedzieć, że genetyczne jestem paśnikiem. Niestety mam ostatnio wrażenie, że tylko ja chodzę na siłownię, wszyscy inni wygląd zawdzięczają genom. Mam też poczucie, że mówienie o ćwiczeniach jest żenującym tematem o którym się nie wspomina w towarzystwie.
Ukoronowaniem moich wniosków nich będzie wspomnienie ostatniego spotkania ze znajomymi. Na stole były sałatki, alkohol i ciasto. Z zadowoleniem skubałam chudą sałatkę, gdy nagle padło hasło- spróbuj serniczka. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie jem słodyczy. Z pozoru zwyczajna odpowiedź natychmiast uruchomiła całe towarzystwo. No i się zaczęło, ruszyła fala pytań. Moja krótka wypowiedź, że dam o formę, dlatego nie chcę jeść ciasta nie spotkała się ze zrozumieniem. Towarzystwo argumentowało, iż jestem szczupła, mogę sobie pozwolić (jestem szczupła bo sobie nie pozwalam), no tylko mały kawałeczek, usłyszałam wręcz, że jestem nietowarzyska bo nie chcę robić tego co inni. Oczywiście rozgorzała się dyskusja z której jasno wynikło, że jestem dziwadłem bo jako jedyna ćwiczę, naturalne wszyscy w towarzystwie jedzą co chcą w dowolnej ilości.
Oczywiście ta kwestia nie dotyczyła otyłej koleżanki, bo z kolei jej waga wynika z choroby (na pewno nie ogromnej ilości chipsów, które pochłania na potęgę). Ostatecznie otyła koleżanka się na mnie obraziła, gdyż nie jedząc ciasta na pewno czynię aluzję w stronę jej wagi.
Mam poczucie, że lepiej przyznać się do odmiennej orientacji niż do diety.
Jestem szczupła zawdzięczam to intensywnej diecie i ćwiczeniom. Jestem dumna z efektów jakie przynosi moja ciężka praca nad sylwetką. Nie mam dobrych genów, można wręcz powiedzieć, że genetyczne jestem paśnikiem. Niestety mam ostatnio wrażenie, że tylko ja chodzę na siłownię, wszyscy inni wygląd zawdzięczają genom. Mam też poczucie, że mówienie o ćwiczeniach jest żenującym tematem o którym się nie wspomina w towarzystwie.
Ukoronowaniem moich wniosków nich będzie wspomnienie ostatniego spotkania ze znajomymi. Na stole były sałatki, alkohol i ciasto. Z zadowoleniem skubałam chudą sałatkę, gdy nagle padło hasło- spróbuj serniczka. Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, że nie jem słodyczy. Z pozoru zwyczajna odpowiedź natychmiast uruchomiła całe towarzystwo. No i się zaczęło, ruszyła fala pytań. Moja krótka wypowiedź, że dam o formę, dlatego nie chcę jeść ciasta nie spotkała się ze zrozumieniem. Towarzystwo argumentowało, iż jestem szczupła, mogę sobie pozwolić (jestem szczupła bo sobie nie pozwalam), no tylko mały kawałeczek, usłyszałam wręcz, że jestem nietowarzyska bo nie chcę robić tego co inni. Oczywiście rozgorzała się dyskusja z której jasno wynikło, że jestem dziwadłem bo jako jedyna ćwiczę, naturalne wszyscy w towarzystwie jedzą co chcą w dowolnej ilości.
Oczywiście ta kwestia nie dotyczyła otyłej koleżanki, bo z kolei jej waga wynika z choroby (na pewno nie ogromnej ilości chipsów, które pochłania na potęgę). Ostatecznie otyła koleżanka się na mnie obraziła, gdyż nie jedząc ciasta na pewno czynię aluzję w stronę jej wagi.
Mam poczucie, że lepiej przyznać się do odmiennej orientacji niż do diety.
dieta figura
Ocena:
143
(173)
Historia o nadużyciach przy naprawie telefonów już zniknęła, ale mnie zainspirowała do opisu od strony klienta.
Mój tata, człowiek w zaawansowanym wieku, niedowidzący, i z niepełnosprawną dłonią (każdy z tych elementów widoczny) wybrał się do punktu usługowego po baterię do pilota i poprosił od razu o wymianę, co panu zajęło jakieś 15 sekund. Bateria kosztowała jakieś 10 złotych, a za wymianę zażyczył sobie około 90 zł. Przy czym o cenie poinformował po wykonaniu usługi, wcześniej nie sugerował, że będzie to sporo kosztowało, albo, że nie jest chętny do wymiany. Tata oznajmił, że na taka kwotę przygotowany nie był, na co pan poświęcił kolejne 15 sekund, baterię wyjął i sprzedał osobno za wspomniane 10 zł.
Koniec historii, ale zadziwienie zostało.
Mój tata, człowiek w zaawansowanym wieku, niedowidzący, i z niepełnosprawną dłonią (każdy z tych elementów widoczny) wybrał się do punktu usługowego po baterię do pilota i poprosił od razu o wymianę, co panu zajęło jakieś 15 sekund. Bateria kosztowała jakieś 10 złotych, a za wymianę zażyczył sobie około 90 zł. Przy czym o cenie poinformował po wykonaniu usługi, wcześniej nie sugerował, że będzie to sporo kosztowało, albo, że nie jest chętny do wymiany. Tata oznajmił, że na taka kwotę przygotowany nie był, na co pan poświęcił kolejne 15 sekund, baterię wyjął i sprzedał osobno za wspomniane 10 zł.
Koniec historii, ale zadziwienie zostało.
uslugi
Ocena:
163
(171)
Moja lepsza połowa mieszkała przez jakiś czas w niewielkiej mieścinie w Niemczech. Jako, że możliwości zakupów były tam dość ograniczone, dużo zamawiała w internecie.
Ostatnio przy okazji jakichś problemów z dostawą paczki, żonka opowiedziała mi o paru sytuacjach, jakie miała wtedy z kurierami i sąsiadami.
Ogólnie w Niemczech zazwyczaj sklepy oferują jeden rodzaj dostawy. Paczkomaty, o ile dobrze zrozumiałem, są raczej rzadkością i rządzą się nieco innymi prawami niż w Polsce, za to można zamawiać do punktów odbioru, ale nie każdy sklep oferuje taką opcję. Żona więc zazwyczaj zamawiała na adres i na początku dawała okejkę na odstawienie paczek pod drzwiami. Po tym jednak jak jedna z paczek zginęła spod drzwi, zrezygnowała z tej opcji. Wiązało się to z tym, że paczki w przypadku, gdy kurier nie zastał jej w domu albo lądowały w punktach odbioru albo u sąsiadów. I z tym wiąże się kilka piekielnych sytuacji, jakie ją spotkały.
1. Paczka zostawiona o sąsiadki. Żona kilka dni z rzędu usiłowała paczkę odebrać, jednak sąsiadka nigdy nie otwierała. Żona w końcu zostawiła kartkę w drzwiach z prośbą o telefon, gdy sąsiadka będzie w domu, aby mogła podejść i odebrać swoją paczkę. Kartka wesoło tkwiła w drzwiach kolejne kilka dni. Po kontakcie z firmą kurierską okazało się, że generalnie oni mają w regulaminie, że w razie W mogą zostawić paczkę o sąsiadów, więc można im naskoczyć. Żona pogodzona ze stratą zamówiła towar ponownie. Sąsiadka zadzwoniła miesiąc później. Gdy żona przyszła po paczkę, sąsiadka przyznała, że wzięła paczkę i tego samego dnia wyjechała na miesiąc. Nie widziała w swoim zachowaniu nic złego, a wręcz się obraziła, bo ona chciała dobrze, a dostała pretensje i już nigdy nie przyjmie dla nikogo paczki. Może to i lepiej.
2. Żona zastaje w skrzynce kartkę, że paczka znajduje się u sąsiada. Po odwiedzinach ten stwierdził, że owszem, paczkę teoretycznie przyjął, ale tak naprawdę kazał ją postawić pod drzwiami żony, bo on nie ma miejsca w domu. Paczka oczywiście zaginęła. Wartość znikoma, a sąsiad był mocno starszym człowiekiem, więc żona nie robiła problemów, jedynie poprosiła, aby więcej tak nie robił, na co sąsiad stwierdził, że babom to się nie dogodzi.
3. Chyba najbardziej bezczelna akcja. Otóż jedna z sąsiadek przyjęła paczkę dla żony, gdy żona po nią przyszła sąsiadka zażądała 5€ za przechowanie paczki. Żonka odmówiła zapłacenia i twardo żądała wydania paczki grożąc wezwaniem policji. Kobieta splunęła jej pod nogi i rzuciła w nią paczką, wyzywając od polskich prostytutek. A była to pani o typowo polskich nazwisku.
Co ciekawe, po około 2 latach mieszkania tam, żona przeprowadziła się w inną część miasta. I tam już nie było problemu ani ze znikającymi paczkami ani z sąsiadami mającymi problem z oddaniem przyjętej paczki.
A dodałem, że czynsz w pierwszym mieszkaniu był z jakichś przyczyn wyjątkowo atrakcyjny.?
Ostatnio przy okazji jakichś problemów z dostawą paczki, żonka opowiedziała mi o paru sytuacjach, jakie miała wtedy z kurierami i sąsiadami.
Ogólnie w Niemczech zazwyczaj sklepy oferują jeden rodzaj dostawy. Paczkomaty, o ile dobrze zrozumiałem, są raczej rzadkością i rządzą się nieco innymi prawami niż w Polsce, za to można zamawiać do punktów odbioru, ale nie każdy sklep oferuje taką opcję. Żona więc zazwyczaj zamawiała na adres i na początku dawała okejkę na odstawienie paczek pod drzwiami. Po tym jednak jak jedna z paczek zginęła spod drzwi, zrezygnowała z tej opcji. Wiązało się to z tym, że paczki w przypadku, gdy kurier nie zastał jej w domu albo lądowały w punktach odbioru albo u sąsiadów. I z tym wiąże się kilka piekielnych sytuacji, jakie ją spotkały.
1. Paczka zostawiona o sąsiadki. Żona kilka dni z rzędu usiłowała paczkę odebrać, jednak sąsiadka nigdy nie otwierała. Żona w końcu zostawiła kartkę w drzwiach z prośbą o telefon, gdy sąsiadka będzie w domu, aby mogła podejść i odebrać swoją paczkę. Kartka wesoło tkwiła w drzwiach kolejne kilka dni. Po kontakcie z firmą kurierską okazało się, że generalnie oni mają w regulaminie, że w razie W mogą zostawić paczkę o sąsiadów, więc można im naskoczyć. Żona pogodzona ze stratą zamówiła towar ponownie. Sąsiadka zadzwoniła miesiąc później. Gdy żona przyszła po paczkę, sąsiadka przyznała, że wzięła paczkę i tego samego dnia wyjechała na miesiąc. Nie widziała w swoim zachowaniu nic złego, a wręcz się obraziła, bo ona chciała dobrze, a dostała pretensje i już nigdy nie przyjmie dla nikogo paczki. Może to i lepiej.
2. Żona zastaje w skrzynce kartkę, że paczka znajduje się u sąsiada. Po odwiedzinach ten stwierdził, że owszem, paczkę teoretycznie przyjął, ale tak naprawdę kazał ją postawić pod drzwiami żony, bo on nie ma miejsca w domu. Paczka oczywiście zaginęła. Wartość znikoma, a sąsiad był mocno starszym człowiekiem, więc żona nie robiła problemów, jedynie poprosiła, aby więcej tak nie robił, na co sąsiad stwierdził, że babom to się nie dogodzi.
3. Chyba najbardziej bezczelna akcja. Otóż jedna z sąsiadek przyjęła paczkę dla żony, gdy żona po nią przyszła sąsiadka zażądała 5€ za przechowanie paczki. Żonka odmówiła zapłacenia i twardo żądała wydania paczki grożąc wezwaniem policji. Kobieta splunęła jej pod nogi i rzuciła w nią paczką, wyzywając od polskich prostytutek. A była to pani o typowo polskich nazwisku.
Co ciekawe, po około 2 latach mieszkania tam, żona przeprowadziła się w inną część miasta. I tam już nie było problemu ani ze znikającymi paczkami ani z sąsiadami mającymi problem z oddaniem przyjętej paczki.
A dodałem, że czynsz w pierwszym mieszkaniu był z jakichś przyczyn wyjątkowo atrakcyjny.?
kurierzy sąsiedzi
Ocena:
120
(128)
Będzie o piekielnym znajomym. Znajomy jest dobrym człowiekiem, jak trzeba przyjedzie pomoże, doradzi. Jak każdy człowiek ma wady, jego wadą są lepkie rączki i nagminne śmiecenie.
Któregoś razu widziałem jak lekko wstawiony sączył sobie piwko koło bloku (czego również nie powinien robić) w którym mieszka nikomu nie wadząc, gdy widzę a tu w najlepsze wywalił pustą butelkę dokładnie pod okno własnego mieszkania. Na moje pytanie czemu nie wywalił do kosza odpowiedział że przyjdą sprzątaczki i sprzątną, od tego one są. Masakra, nic nie dało jemu tłumaczenie że będzie to leżeć jakiś czas i szpecić widok, a one nie są od tego aby po nim sprzątać. Próba perswazji odbiła się niczym od muru. Podobnych przypadków ma całą masę ale teraz nie o tym.
Kolejną rzecz z jakiej jest dumny to podkradanie rzeczy. To tu w pracy jakieś małe narzędzie weźmie bo po co będzie kupował własne skoro w pracy u niego mają tego sporo, przecież nie zbiednieją, tak mówi. To jak z innej firmy współpracującej ktoś coś zostawi, zapomni to od razu trafia do niego. No bo przecież jak by było im potrzebne to by zabrali. Normalny człowiek by takie coś przechował i oddał, lub jak miał by kontakt do tej firmy to by zadzwonił i powiadomił o czymś takim. Ale nie on, wydaje mi się że nawet jest z tego faktu dumny że ma coś na czyjś koszt. Człowieka nie zmienisz, nic nie dadzą żadne argumenty.
Najlepszym podsumowaniem tego jest jego narzekanie że wszyscy kradną, a zwłaszcza w urzędach i polityce. No super jeśli on tu na dole drabiny społecznej robi takie rzeczy i nie widzi w tym problemu, następnie zdziwienie że inni robią to co on tylko na większą skalę. Całe szczęście nie ma szans aby przebić się wyżej, bo kolejny musiał by szukać azylu.
Któregoś razu widziałem jak lekko wstawiony sączył sobie piwko koło bloku (czego również nie powinien robić) w którym mieszka nikomu nie wadząc, gdy widzę a tu w najlepsze wywalił pustą butelkę dokładnie pod okno własnego mieszkania. Na moje pytanie czemu nie wywalił do kosza odpowiedział że przyjdą sprzątaczki i sprzątną, od tego one są. Masakra, nic nie dało jemu tłumaczenie że będzie to leżeć jakiś czas i szpecić widok, a one nie są od tego aby po nim sprzątać. Próba perswazji odbiła się niczym od muru. Podobnych przypadków ma całą masę ale teraz nie o tym.
Kolejną rzecz z jakiej jest dumny to podkradanie rzeczy. To tu w pracy jakieś małe narzędzie weźmie bo po co będzie kupował własne skoro w pracy u niego mają tego sporo, przecież nie zbiednieją, tak mówi. To jak z innej firmy współpracującej ktoś coś zostawi, zapomni to od razu trafia do niego. No bo przecież jak by było im potrzebne to by zabrali. Normalny człowiek by takie coś przechował i oddał, lub jak miał by kontakt do tej firmy to by zadzwonił i powiadomił o czymś takim. Ale nie on, wydaje mi się że nawet jest z tego faktu dumny że ma coś na czyjś koszt. Człowieka nie zmienisz, nic nie dadzą żadne argumenty.
Najlepszym podsumowaniem tego jest jego narzekanie że wszyscy kradną, a zwłaszcza w urzędach i polityce. No super jeśli on tu na dole drabiny społecznej robi takie rzeczy i nie widzi w tym problemu, następnie zdziwienie że inni robią to co on tylko na większą skalę. Całe szczęście nie ma szans aby przebić się wyżej, bo kolejny musiał by szukać azylu.
blok złodziejaszek
Ocena:
117
(135)