Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

 

#92222

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kto bierze udział w przetargach, często dla podmiotów samorządowych bądź spółek skarby państwa z cyrku się nie śmieje.

W moim regionie obsługiwałem dwa dosyć duże podmioty, już kilka lat bo w sumie jako chyba jedyny mam wszystkie wymagane certyfikaty. Druga najbliższa firma jest w Warszawie. Ostatnimi czasy odbyły się przetargi, a ten kto przy tym bierze udział wie że przetargi dla podmiotów państwowych najważniejszym kryterium jest cena. No i przetargi przegrałem. Zdziwiłem się bardzo, zadzwoniłem do klientów (jak robisz już kilka lat to masz dobre relacje) i powiedziałem, że w tym roku i w przyszłym jednak nie ja będę was obsługiwał, wygrał ktoś inny. Klient w szoku, ale co zrobić. Ale wiadomo tutaj nie mamy nic piekielnego, bo i po co pisać taką historię. Piekielność objawiła się dosłownie tydzień po wynikach.

Dostaje telefon od nieznajomego numeru.
[K]toś - Cześć, nie chcesz zrobić nam przeglądu maszyn tu i tu (dwie lokalizację z przegranych przetargów)
[J]a - Cześć? A z kim mam przyjemność?
[K] - Firma taka i taka, my wygraliśmy tam przetargi u Ciebie, a wiem że tam robiłeś, nie chciałbyś zrobić nam przysługi i wyskoczyć i zrobić tam przeglądów? Bo nam trochę daleko.
[J] - Witam, no nie kojarzę was z branży, bądź nawet imprez branżowych. Przysługę można zrobić koledze, a my się nie znamy. W sumie już inną robotę sobie ogarnąłem, więc nie bardzo, no chyba że dobrze zapłacicie.
[K] - A bo my (tutaj historia firmy która istnieje może pół roku, nic nie wnosi do historii), a ile chcesz?
[J] - XX,XXX zł netto.
[K] - O kur*a czemu tak drogo?
[J] - Drogo? To rynkowa cena, to wy ile możecie mi zapłacić?
[K] - X,XXX maksymalnie, żeby i nam coś zostało.
[J] - Hahahhaahhahahaha, nie wiem skąd się urwałeś, ale tam jest naprawdę sporo roboty i ta kwota nigdy Ci tego nie zrekompensuje.
[K] - Pier*olisz kilka godzin roboty a ty chcesz XX.XXXzł? Ci na głowę nic nie spadło?
[J] - Chłopie, nie spadło bo to nie kilka godzin, a kilka dni. Dodatkowo dwie noce, w nocy po jakieś 5-6 godzin i to po 23:00. Ty czytałeś ten przetarg? Tam wszystko było rozpisane. A jeszcze bym zapomniał. Tak z dobroci serca Ci powiem, że masz też wszystkie urządzenia odpalić na raz czy sieć wytrzyma i utrzyma działanie przez godzinę. Dodatkowo jak coś się skasztani przy przeglądzie, to ty musisz to naprawić. Tutaj mówię o przeglądzie w tej lokalizacji, w drugiej tylko praca po 15.30 bo nie chcą żeby to wpływało na pracę ludzi zatrudnionych. Jeżeli ty mi proponujesz X,XXXzł netto to powiedzmy że sobie chcesz zostawić 20% więcej to życzę powodzenia. Moim zdaniem ta kwota się nie opłaca. Ja do obydwu lokalizacji mam blisko. Do jednej maksymalnie pół godziny drogi do drugiej ponad godzinę, ale was zjedzą hotele i delegacja i przede wszystkim ludzie są potrzebni. Jeszcze raz powodzenia.
[K] - Cooo.... to jak to ogarnąć?
[J] - Wiedza kosztuje, dodatkowo zastanawia mnie czy masz certyfikację na tą i na tą maszynę bo to dosyć mocno sprawdzają, a wiem że sprawdzą.
[K] - Ja musze to przemyśleć, cześć.

Rozumiem, że chłopak chce się wbić na rynek, złapać dobrego klienta bo instytucje samorządowe czy powiązane z pieniędzmi rządowymi są mocno wypłacalne ale zaniżać cenę o około 50% od ceny rynkowej, dodatkowo nie czytając co trzeba zrobić jak jest rozpisane jak krowie na rowie. Ach, ludzie cały czas mnie zaskakują.

PS. Okazało się, że nie ma wszystkich wymaganych certyfikatów, ma je jego poprzednia firma, na jego nazwisko ale musi posiadać też je jego firma.

Praca

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 125 (131)

#92214

przez ~Pomocnla ·
| Do ulubionych
Historia z przed kilku lat, dziś przez post na fb sobie o niej przypomniałam.

Razem z mężem zdecydowaliśmy, że weźmiemy psa ze schroniska. Mamy dom, mamy ogród i codziennie chodzimy na długie spacery, więc pies miałby z nami dobrze. Wybraliśmy młodego psa, 2 letniego, bardzo przyjaznego.

Wszystko załatwione, piesek trafił do naszego domu. Ja wzięłam tydzień urlopu by jakoś małemu pomóc ze zmianą miejsca. Trzeciego dnia byłam z psem w ogrodzie, brama zamknięta na zasuwę, więc piesek mógł szaleć. W pewnym momencie musiałam iść do WC, nie było mnie może 3min, wracam a psa nie ma. Przeszukałam najpierw ogród, potem dom, nic, jak kamień w wodę. Wzięłam smycz i pobiegałam go szukać po okolicy, bo może nie zauważyłam gdzieś dziury w płocie i piesek uciekł?

Biegając tak po okolicy, spotkałam sąsiadkę i pytam czy nie widziała psa ze zdjęcia. A ona na to, że tak i nawet go wypuściła z naszego ogrodu, bo myślała, że to jakaś przybłęda nam wlazła do ogrodu. Do dziś się do mnie nie odzywa, bo jak sama stwierdziła nie rozumie czemu byłam zła i nie miałam prawa krzyczeć na nią, bo ona jest 40 lat starsza. A tak poza tym nie uprzedziliśmy jej o naszych planach to skąd miała wiedzieć?

Piesek znalazł się następnego dnia w sąsiedniej wsi.

Ps. By otworzyć bramę sąsiadka musiała przełożyć rękę nad ogrodzeniem i odblokować takie zabezpieczenie, którego pies by nie był w stanie odbezpieczyć.

pies sąsiad

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 167 (177)

#92174

przez ~Woody ·
| Do ulubionych
Rok 2005. 13-letnia ja i moja siostra- maturzystka, postanowiłyśmy uczcić jej zdany egzamin dojrzałości w pobliskim barze. Siostra piwem, ja- sokiem bananowym. W pewnym momencie siostra, na potrzeby historii nazwijmy ją siostrą Bożenką, wyszła zapalić, ja zostałam w środku. Nie wiedzieć skąd i jak do mojego stolika dosiadło się dwóch mężczyzn. Nie wiem dlaczego nie spanikowałam, nie wiem dlaczego ich atencja łechtała moje ego. Nie wiem dlaczego wyciągnęłam starego Siemensa i podałam jednemu z nich mój numer telefonu.

Faktem jest, że nie należałam do piękności, a zainteresowanie ze strony płci przeciwnej zdecydowanie nie było czymś, czego doświadczałam na co dzień. Ba, to chyba był pierwszy raz, kiedy zostałam skomplementowana przez faceta. Faceta tylko nieco młodszego od mojej Mamy, aczkolwiek bardzo atrakcyjnego, przynajmniej w moich oczach. Wakacje upłynęły mi na pracach sezonowych, a wszystkie pieniądze, które zarobiłam przeznaczałam na doładowywania, żeby móc pisać z facetem z baru. Najpierw niewinnie, chociaż nie potrafiłam zrozumieć dlaczego zabronił mi mówić o sobie w domu.

Dopiero niedawno, w trakcie terapii, przypomniałam sobie, co działo się później. Że SMSy o treści "Wyobraź sobie że nasze usta zbliżają się do siebie, mój język pieści Twój", zaproszenia na sok i komentarze w stylu "dam Ci spróbować mojego soczku z mojego banana, jeśli będziesz grzeczną dziewczynką", które notabene nie miały wtedy dla mnie żadnego sensu, były jednymi z najbardziej niewinnych. Dziś czuję do siebie obrzydzenie, wtedy byłam dziewczyną z deficytami miłości- także ze strony rodziców. Dziś- jako mama 9letniej dziewczynki, nie ręczę za siebie, co zrobiłabym, gdyby taki mężczyzna pojawił się w życiu mojej córki.

Szczęście w nieszczęściu- nie miałam koleżanek, które towarzyszyłyby mi w spotkaniu z tym facetem, a wrodzona nieśmiałość nie pozwoliła mi iść samej. Szczęście w nieszczęściu, że skończyło się tylko na wiadomościach. Szczęście w nieszczęściu nigdy nie zdążył mi pokazać "jakim zwierzęciem potrafi być". Marku, ochroniarzu z Tesco, do dziś pamiętam Twój ryj. Ryj, w który dziś naplułabym z dziką przyjemnością.

Uprzedzając komentarze- siostra widziała mnie rozmawiającą z nimi, nawet chwilę z nimi porozmawiała jak wróciła z papierosa. Mama nigdy się nie zainteresowała z kim tak gorączkowo piszę. A ten gnój, ten- z perspektywy czasu to wiem- ped&*fil- był najbliższą mi osobą przez prawie rok. Niemalże widziałam się w sukni z welonem z nim u boku.

Uważajcie na swoje dzieciaki. Szczególnie te ciche i niepozorne.

związek telefon

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (150)

#92212

przez ~jkhjkhgkhg ·
| Do ulubionych
Jeden z dwóch wielkich sklepów budowlanych w Polsce. Szumnie reklamuje się hasłami "zaprojektuj z nami łazienkę". Informują też, że oprócz samego projektu możesz wszystko u nich kupić i nawet wszystko ci zrobią. Tak się składa, że ja właśnie potrzebuję zrobić łazienkę od zera.

Kupiłem mieszkanie, łazienka jest w stanie tragicznym - wszystkie rury na widoku, brzydkie i mocno nadgryzione zębem czasu kafelki, stara wanna, kibel i mała umywalka rozmieszczone bez sensu i do tego stary, duży, toporny kaloryfer, który zajmuję mnóstwo przestrzeni (a łazienka mała) i też jest źle umiejscowiony.

Potrzebuję więc wszystko wywalić, skuć kafelki do gołych ścian (to zrobię sam) i zaprojektować od nowa, umieszczając wszystkie instalacje tak, by miało to sens.

Sklep oferuje takie usługi, więc myślałem że będzie to wyglądało tak, że przychodzą do mnie, oglądają łazienkę, ja mówię co chcę w niej mieć i mniej-więcej gdzie i jak, oni mówią czy to wykonalne czy nie, następnie robią projekt i dają do akceptacji, później wybieram jakie chcę elementy (jakie kafelki, umywalka, kibel, itd.), oni przychodzą, robią, ja płacę i dziękuję, do widzenia, łazienka zrobiona.

Ale gdyby tak było, to bym tutaj nie pisał.

Otóż w ich rozumieniu projekt oznacza, że mogę sobie wybrać kafelki i inne elementy, a oni mi narysują jak to będzie wyglądać. Czyli za 200 zł mogą mi namalować obrazek, bo projektem tego nie da się nazwać. Potem mogą mnie skontaktować z fachowcem, który mi to zrobi, a oni wezmą za to kilka procent prowizji. Ale, ale! Jeśli według fachowca projekt okaże się nierealny do wykonania, to nie poprawią mi go, tylko będę musiał im zapłacić kolejne 200 zł za następny projekt. Ich "projekt" nie uwzględnia też żadnej hydrauliki czy przenoszenia instalacji.

Czyli de facto mam im zapłacić 200 zł za bezwartościowy obrazek i kilka procent kosztu całego remontu za to, że dadzą mi numer telefonu do firmy remontowej. Śmieszne.

Tylko po co robią ludzi w konia, że projektują i wykonują łazienki, skoro w rzeczywistości malują obrazki i dają numery do fachowców?

sklep budowlany remont

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 143 (153)

#92207

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Dwa lata temu na dwóch ulicach w mojej okolicy powstały wyniesione przejścia dla pieszych. A więc powstała tam nowa nawierzchnia, oznakowanie, itp., itd. Koszt całości - ponad 400 tysięcy złotych.

Rok temu powstały kolejne wyniesione przejścia jednej z tych ulic, koszt tym razem 800 tysięcy złotych.

W tym miesiącu ruszyła wymiana nawierzchni na obu wspomnianych ulicach. Max dwuletnie, wyniesione przejścia dla pieszych zostały sfrezowane do gołego podkładu razem z resztą nawierzchni.

Oczywiście - chodniki, latarnie itp. "przydawki" składające się po części na te inwestycje zostały nieruszone, ale serio, nie można było poczekać te 2 lata i zrobić nawierzchnię za jednym razem? Najłatwiej się wydaje publiczne pieniądze.

inwestycje pieniądze marnowanie

Skomentuj (5) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 113 (123)

#92202

przez ~Lukas123 ·
| Do ulubionych
Dyskusja o publikacji cen mieszkań przez deweloperów przypomniała mi sytuację sprzed 3 lat.

Był to okres, gdzie miałem już ustabilizowaną sytuację zawodową i zacząłem szukać mieszkania. Interesowało mnie jedno z osiedli z dwoma inwestycjami – jedna zakończona, druga startująca (obie inwestycje deweloperów z pierwszej dziesiątki).

W inwestycji zakończonej ceny mieszkań były ok 12.9 tys. za m2. Ceny przyzwoite, ale pozostały same nieustawne mieszkania. Przeszukałem więc inwestycje startującą, znalazłem mieszkanie z przyzwoitym układem. Ceny brak, musiałem zostawić kontakt. Zadzwoniła pewna Pani Piekielna, z którą rozmowa wyglądała mniej więcej tak:

P: Dzień doby, dzwonię od dewelopera x, bo zostawił Pan dane kontaktowe i prośbę o informacji o cenie mieszkania 2B. Cena wybranego mieszkania to 1.1 mln (dawało to ok 18.5 tys. za m2).

Ja: Dzień dobry, to bardzo wysoka cena, deweloper y na inwestycji xyz ma ceny w okolicach 13 tys. za m2.

P: W takim przypadku proponuję Panu mieszkanie na osiedlu zzz, mamy tam mieszkania w tej cenie.

Ja: Nie jestem zainteresowany, to osiedle jest 5 km dalej.

P: Ale proszę Pana, dojazd jest wyśmienity.

Ja: Faktycznie Państwa blok leży przy skrzyżowaniu, gdzie jedna ulica ma 4 pasy a druga 6. Hałas, zanieczyszczenia, przy bloku nie ma nawet kawałka trawnika, aby wyprowadzić psa (byłem wcześniej w okolicy).

P: Proszę Pana, po co trawnik, jak obok jest park.

Ja: Park nie jest obok, tylko 2 kilometry dalej. Nie mam ochoty na tą dyskusję, bo zaproponowana inwestycja wygląda jak chów klatkowy. Czy Pani chciałaby tam mieszkań?

P: Ja, nigdy! (tu zrozumiała, że szybciej powiedziała, niż pomyślała). Dziękuję w takim razie Panu za rozmowę.

Pani Piekielna nie próbowała mnie przekonać do mieszkania, o które pytałem, tylko chciała mi wcisnąć coś, czego mało kto chciał. Straciłem czas i do tej pory mam poczucie, że deweloperzy mają nas za idiotów, a słynny Tłumacz Deweloperski to nie żart, a konieczność.

Ostatecznie kupiłem segment pod miastem. Zapłaciłem 7 tys. za m2, mam kawałek ogródka, dużą powierzchnię, okno w kuchni i łazienkach. Do pracy 10 minut dłużej, ale dom wykończony z dobrych materiałów. Nie dajcie się w Waszej walce z deweloperami.

deweloper cena

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 131 (147)

#92210

przez ~sXer ·
| Do ulubionych
Koleżanka z zagranicy szuka pracy w Polsce i natknęła się na oszustwo, na które ja trafiłem grubo ponad 10 lat temu.

Jest ogłoszenie na stanowisko w administracji biurowej albo innej normalnej pracy, przychodzisz, a na miejscu mówią ci, że na to stanowisko nie masz odpowiednich kwalifikacji, ale chętnie zaproponują ci inne. To inne to chodzenie po domach i wciskanie ludziom jakiegoś gówna.

Chodzi o to, że jakby z góry napisali w ogłoszeniu, że chodzi o wciskanie gówna, to nikt by nie przyszedł, a tak myślą, że jak już ktoś przyszedł to może weźmie co dają.

Koleżanka ich wyśmiała, wyszła i rozesłała ostrzeżenia przed ich gównofirmą na wszystkich swoich grupach w mediach społecznościowych.

Myślałem, że takie rzeczy należą od dawna do przeszłości, a tu proszę. Że też nie udało się jeszcze tego skur**syństwa wytępić.

praca oszustwo

Skomentuj (4) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 122 (130)

#92209

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Mam znajomego, no może bardziej kolegę od czasu do czasu widujemy się na symbolicznym piwku. Tenże kolega jest kierownikiem utrzymania ruchu w jednej z większych firm produkcyjnych w regionie, taki wstęp w celu wyjaśniania.

Jakiś czas temu widzę że dzwoni do mniej wyżej wymieniony znajomy który pyta czy znalazłbym czas bo mają problem z dwoma maszynami, w głównej problem został już znaleziony, części zamówione ale trochę potrwa dostawa, jednak mają maszynę zapasową a ona nie wykazuję woli pracy. Osoba serwisująca powiedziała że nie ma czasu, przegląd za 2 czy 3 miesiące wtedy sprawdzi. Nie do pomyślenia. Maszyna w moich kompetencjach spojrzeć mogę. Kiedyś nawet przez tego znajomego składałem ofertę na obsługę przeglądową maszyn jednak odbiłem się ponieważ mają umowę z firmą lokalną od kilkunastu lat i są zadowoleni.

Przyjechałem, zacząłem badać pacjenta. Pierwszym problemem był brak reakcji na rozruch. Sprawdziłem połączenia kablowe, wszystko dobrze spięte, sprawdziłem napięcie, brak. Szukam skrzynki z bezpiecznikami od tej maszyny w okolicy. Skrzynki brak. Mimo że inne maszyny mają takie skrzynki. Idziemy do rozdzielni głównej, może akurat tam mamy podłączenie. Znalazłem schemat, czytam i nie mogę znaleźć akurat tego bezpiecznika. Dodatkowo wszystkie "heble" są w górze więc tutaj nie mamy problemu. Pytam czy mamy jeszcze jakąś zapasową rozdzielnie, starą czy cokolwiek. Jest jeszcze jedno pomieszczenie z bezpiecznikami. Tamta rozdzielnia jest jednak wyłączona na amen. Wracamy do maszyny i zaczynam myśleć o co chodzi. Powoli idę po kablu zasilającym w stronę ściany, szukam jakiś przerw sprawdzając czy znajdę też napięcie. Dochodzę już do ściany i kabel jest dosyć luźny, szarpnąłem raz, drugi i widzę końcówkę kabla w mojej ręce i zaizolowane przewody. Mamy przyczynę. Widząc takie kwiatki zacząłem dodatkową diagnostykę. Maszyna ta do pracy potrzebuje także wody, sporych ilości. Wedle DTR (Dokumentacja techniczno-ruchowa) urządzenia zasilanie w wodę powinno być zastosowane rurą nie palną czyli stalową, tutaj było PCV, odkręciłem tą rurę i tak samo zacząłem szarpać także tą rurą i ona także wypadła ze ściany.

Kolega kierownik poszedł po dyrektora zakładu, któremu został przedstawiony problem. Dyrektor czerwony ze złości, dzwoni do tego serwisu/firmy i mówi:
[D]yrektor: Czy wszystko działało podczas ostatnich testów w tej i tej maszynie?
[S]erwis - Tak oczywiście maszyna gra i buczy.
[D] - Czy podczas przeglądu maszyna się załączała i pobierała wodę?
[S] - No tak, wszystko jest w protokole po kontrolnym.
[D] - To dlaczego po wezwaniu innego serwisu w celu diagnozy znajdujemy nie podłączoną maszynę do zasilania, brak odpowiedniego połączenia wody i w sumie brak połączenia wody.
[S] yyyy.... bip bip bip.

Zastanawia mnie jedno. Jakby nie siadła główna maszyna to dalej by walił w ch*ja czy jednak nie. Po co dla kilku no kilku set złotych ryzykować i bić przegląd nie podłączonej maszyny.

PS. Umowa rozwiązana, sprawa ma podobno oprzeć się o sąd.

PS2. Umowa podpisana:)

Praca

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 85 (91)

#92208

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję jako opiekunka osób starszych w domu opieki. Lubię moją pracę, ale czasami mam dość...

Nie zrozumcie mnie źle. Dobrze, że wreszcie zaczęło się mówić o godności, o poszanowaniu praw pensjonariuszy DPS-ów. Tylko w tym wszystkim giną prawa nas - pracowników.

Podopieczny może nas zwyzywać, obrażać, zignorować, a my... my nie możemy NIC.

Podopieczny może odmówić toalety/zmiany odzieży/kąpieli. No spoko, jego prawo, tylko dlaczego potem to MY dostajemy opieprz, że jest brudny i śmierdzi???

Podopieczny ma prawo odmówić spożycia posiłku. I potem opiekunki mają przechlapane, bo anemia...

Podopieczny ma prawo otrzymać PEŁNY posiłek, jaki serwują w DPS-ie. Nawet jeśli lekarz zalecił najprostszą dietę ŻM (żreć mniej), ale pani po trzech dniach śniadań bez zupy mlecznej i obiadów z jednego dania, a nie dwóch, zrobiła piekło, że ona za to płaci* i MA DOSTAĆ! Pani już ledwo się porusza z powodu otyłości, ale dalej żre, bo może. Bo ma prawo. Bo jej się należy.

Podopieczny nie ma prawa spożywać alkoholu na terenie DPS-u. Ha, ha, ha... Nawet jakbym kogoś zastała z półlitrówką w ręku, to NIC nie mogę zrobić. Tzn. mogę poprosić o oddanie do depozytu, bo ZABRAĆ nie mogę. To jego własność. Za to jak narąbany w sztok zarzyga podłogę, upadnie i coś sobie uszkodzi, to muszę posprzątać, opatrzyć rany, ululać w łóżku i co chwilę sprawdzać, czy wszystko z nim OK.

Podopieczny ma prawo do pełnej opieki medycznej. Minimum raz w tygodniu jest lekarz + regularnie zgłaszamy wizyty dla podopiecznych u specjalistów, których potrzebują. Lekarze zazwyczaj przepisują leki, no ten typ tak ma. Czasem drogie. "CO??? Ile? Nie zapłacę!". Ku*wa, leki wykupione, zażywa je od jakiegoś czasu, teraz przyszła faktura, a on nie zapłaci. Bo nie i uj.

Podopieczny ma prawo do odwiedzin rodziny. Nie ingerujemy, nie kontrolujemy, szanujemy prywatność. Tylko ręce nam opadają, jak przynoszą cukrzykowi tonę słodyczy. Albo ogólnie osobę z problemami gastrycznymi nafaszerują "pod korek" domowym żarciem tak, że potem nam non stop rzyga... A na koniec pretensje "no jak to się pogorszyło, jak wy się tu nimi opiekujecie???". Tak, informujemy, prosimy, tłumaczymy. Nie, nikt nie respektuje.

Co możemy? Wpisać do raportu dziennego/nocnego daną sytuację. Co nam to daje? Brak konsekwencji w przypadku, kiedy coś się stanie, bo jeśli zostało to porządnie opisane, to łaskawie nikt nie będzie za to obwiniał opiekunek...

*Odnośnie tego, że "ja za to płacę", to 100% naszych pensjonariuszy "płaci" w wysokości 70% swojej renty/emerytury. Resztę dopłaca gmina. Czyli państwo. Czyli my - ty i ja, z naszych podatków.

dom_opieki

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 103 (111)

#92150

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Za mną bardzo długi okres poszukiwania mieszkania, zakończony sukcesem i tak mi się zebrało jak to ludzie marzą o własnych czterech kątach, a nie mają zupełnie świadomości z czym to się wiąże. Szukaliśmy z partnerem czegoś z efektem wow, więc było trudno, ale ogólnie mieliśmy też dość jasne kryteria i było ich sporo. Pytaliśmy o koszty utrzymania, czynsz, na rynku wtórnym gdzie się dało prosiliśmy o rachunki za wszystko. Siłą rzeczy prowadziliśmy też dyskusje z osobami z naszego otoczenia, planującymi kupić nieruchomości i chwytaliśmy się za głowy.

Osoba A wynajmuje mieszkanie, celując w czynsz nieprzekraczający 2000 zł. Jeszcze z partnerem patrzyła na domy po 200m2 za 750 tys. do całkowitego remontu. Partner miał mieć rzekomo dużo pieniędzy odłożonych, ale oszczędności te miały wystarczyć na zakup, ale już nie remont. Każde z nich wychowywało się w bloku, zero styczności z remontowaniem, zero technicznych umiejętności, trochę takie yolo, jakoś to będzie (ludzie koło 50. z dziećmi).

Osoba B zaczęła szukać mieszkania, raczej małego, żeby kredyt się zmieścił tak do 2000. Przeglądamy oferty, mówię "ej bo to jest nieocieplona kamienica, ogrzewanie elektryczne", odpowiedź B: "to co?". Ogólnie zero świadomości jak wysokie mogą być koszty ciepła w takim mieszkaniu.

Osoba C kupiła małe mieszkanie od dewelopera w prestiżowej lokalizacji miasta wojewódzkiego. Pytam o czynsz, on nie wie. "Stary tam jest recepcja 24/7, siłownia i nie wiadomo co jeszcze. Wiesz że to wszystko na utrzymaniu mieszkańców, wliczone w czynsz?" On nie wie, nie interesował się, chciał jak najszybciej kupić, zanim ceny pójdą w górę. Do tego dochodzą oczywiście absurdy sprzedawców. Jeden fliper zrobił w mieszkaniu bojler na 50l i opowiadał, że trzy osoby spokojnie wezmą prysznic na tym. Oczywiście wystarczy wygooglować ile wody schodzi na jeden prysznic i już wiadomo, że to kłamstwo, ale jak ludzie nie pytają o rachunki, to o to pewnie też nie. Deweloper wystawia mieszkanie za 11-12 tys. z metra, rynek wtórny w tej okolicy 8.5, ale pierwotny mniej więcej te 11. Pytam o konkretne mieszkanie, 14.500 za metr. Tłumaczę, że mieszkanie fajne, nawet byśmy się zastanawiali (choć po namyśle kompletnie nieustawne), ale ono nigdy nie będzie tyle warte, a jeszcze trzeba je urządzić. I odpowiedź "jak kogoś stać, to kupi". Nie dodałam już, że "jak jest kretynem, to owszem".

Minął rok, mieszkanie stoi dalej wolne, deweloperzy powoli schodzą z cenami, już w okolicy są ceny z rynku pierwotnego 8.5k. Chyba się bogaty naiwniak nie trafił. Wiecie, były zasadne wątpliwości czy rynek w okolicy kiedykolwiek dojdzie do 14 tys. za metr, a jeszcze urządzenie, ewentualnie koszt kredytu - biznes życia. Ogólnie ja wchodząc w te poszukiwania czułam się niekompetentna i brałam chętnie rodziców czy kogoś bardziej doświadczonego na oględziny, bo byłam pewna, że coś przegapię. Tymczasem ludziom nawet nie przychodzi do głowy, że instalacje mogą być do wymiany, stare drewniane okna mogą być nieszczelne, a pod boazerią nie wiadomo co siedzi. Ogólnie jestem zwolennikiem rynku wtórnego, bo nowe bloki są budowane w chowie klatkowym, bez ogólnodostępnych parkingów, z bezsensownymi układami i ekspozycją na północ w salonie i innymi tego typu problemami. A przy tym są droższe, przynajmniej w moim mieście.

Ale naciągactwo deweloperów to jedno, a drugim problemem jest to, że sami się wpędzamy w coś, czego nie jesteśmy w stanie utrzymać.

Mieszkaniówka

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 123 (141)

Podziel się najśmieszniejszymi historiami na
ANONIMOWE.PL

Piekielni