Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#11972

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historie Zaszczurzonego o różnych głupich wezwaniach karetki sprawiły, że zaczęłam się zastanawiać, czy raz jedyny, kiedy karetkę wezwano do mnie, nie był czasami dla panów ratowników właśnie takim idiotycznym wezwaniem. Będzie długo.
Słowem wstępu, kiedy mam miesiączkę, mam potworne bóle brzucha, do tego dochodzi gorączka, bóle głowy i ogólnie "nie ruszać się z łóżka, leżeć, nie nadwyrężać".
W tegoroczny Dzień Kobiet (aż za dobrze pamiętam datę) ból osiągnął apogeum. Skończył mi się Ketonal, recepty na kolejny nie dostałam (nie miałam jak jechać do swojej pani doktor, a przypadkowa lekarka stwierdziła, że "później na ból głowy będę brać"). Rano zamiast radośnie pobiec na literaturę USA, leżałam na łóżku i jęczałam z bólu - nie byłam w stanie pójść nawet do toalety.
Mój współlokator nie wytrzymał jęków, zadzwonił po mojego chłopaka, ten po przyjeździe - mimo moich niemrawych protestów - wezwał pogotowie.
Najpierw dyspozytornia. Miła pani wypytała o wszystko, dowiedziała się, że mam okres, że nie jestem w ciąży, że to nie od wyrostka i raczej nie od nerek, stwierdziła, że przyjęła zgłoszenie i wysyła karetkę. Za jakieś dwadzieścia sekund oddzwoniła jeszcze, zeby zapytać o moje nazwisko i wiek, bo nikt nie podał.
Minęło jakieś piętnaście minut, przyjechała karetka, trzech panów wpada i widzi leżące na łóżku nieszczęście w piżamie z Kubusiem Puchatkiem. No to badanie.
Najpierw na plecy, jeden z panów pomacał brzuch, prawie dostał kopa, jak trafił na podbrzusze, na szczęście się uchylił. Sprawdził jeszcze nerki (musiałam przy tym zabiegu siedzieć, więc jeden mnie opukiwał, drugi trzymał, żebym w miarę siedzącej pozycji była) Zmierzyli temperaturę, tętno, ciśnienie, w międzyczasie zrobili wywiad środowiskowy ("rodziła pani już dzieci?"), zarządzili zastrzyki.
Na mój jęk, czy wszyscy muszą patrzeć wywalili lokatora i chłopaka do kuchni, sami zostali.
Jeden z panów przygotował dwie strzykawki z podejrzanymi płynami (ręce mu się trzęsły niesamowicie), dwóch (!) dokonywało zastrzyków - jeden kłuł, drugi patrzył.
Później tylko poinformowali, że leki zaczną działać po półgodzinie, jeśli się nie polepszy, zapraszają na oddział ginekologii przy ulicy takiej i takiej. Poprosili o podpis, zebrali się, z uśmiechem życzyli powrotu do funkcjonalności.
Bilans? Pięciu mężczyzn w mieszkaniu o poranku w Dzień Kobiet, nieobecność na literaturze i zdziwienie pani prowadzącej, kiedy dostała kopię wezwania pogotowia jako usprawiedliwienie. I - co najgorsze - ból tyłka przez trzy tygodnie.

I w dalszym ciągu zastanawiam się, czy panowie ratownicy nie mają mnie do tej pory za piekielną.

Ratownicy medyczni

Skomentuj (17) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 81 (193)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…