Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#13863

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Sama nie wiem, kto w tej historii był piekielny - ja, czy menadżer restauracji. W każdym razie skończyło się piekielną głodówką do wieczora.

Bractwo rycerskie, do którego należę zostało poproszone przez instytut historii o uświetnienie Dni Nauki na rynku miejskim. Nagrodą, prócz czci i chwały miały być karnety na posiłek do restauracji przy rynku. Uświetnianie polegało na staniu i ładniewyglądaniu, od czasu do czasu faceci pookładali się mieczami, kobiety potańczyły ewentualnie porozpaczały nad zabitymi. Niby nic, ale zgłodnieć można, a półgodzinna przerwa to nie tak wcale dużo czasu na posiłek. Na szczęście restauracja, która miała nas przyjąć była praktycznie przy naszym namiocie. Nadmieniam, że na wpół samoobsługowa - papu można było praktycznie dostać na wynos, niemniej jednak w środku było jeszcze sporo miejsc. Kolejka taka sobie, czyli jest dobrze. Zamawiamy.
Nie wydadzą posiłku, bo z tych karnetów możemy jeść tylko przy stolikach na zewnątrz, a tam nie ma już miejsc (wiadomo, pogoda ładna - wszyscy klienci siedzą na słoneczku). Do ręki zawiniętego w papierek nie dostaniemy, bo nie.
Pytam dlaczego.
Bo bałagan by się zrobił i nie wiedzieliby, kto je "z karnetu" a kto normalnie płaci.
Głód narasta, przerwa się kończy, wołamy menadżera.
Ten potwierdza wersję pani wydającej posiłki - nie ma opcji, bo się zrobi bałagan. Trzeba czekać na zwolnienie stolika na zewnątrz.
Pytam więc po pierwsze po jakiego grzyba mieliby to odróżniać. Płaci się i tak "z góry", nieważne czy gotówką czy kuponem, zabiera papu i już. Ale nie, bo nie.
Kwestia numer dwa: Przecież wszyscy "bractwowi" są ubrani w rekonstrukcje ciuchów z XV wieku. Wiem, nie każdy zna się na modzie ale nawet bystry inaczej odróżni przecież dżinsy i T-shirt od wełnianej sukni z trenem i rękawami wycierającymi chodnik. Pytam menadżera grzecznie, czy coś z nim nie tak, że ma z tym problem.
Tutaj zapieklił się, poprosił mnie o podanie imienia i nazwiska oraz nazwy bractwa, bo on "powie prezydentowi miasta, że się awanturujemy, i już nigdy nie zostaniemy zaproszeni na żaden festyn".
Dobrze, że nie poskarżył się jeszcze mamusi.

Północna Ryba na rynku dawnej stolicy

Skomentuj (10) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 544 (642)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…