Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#16209

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Moja pierwsza praca, tuż po liceum. Poszłam na studia zaoczne,więc trzeba było na nie zarobić. Z braku kwalifikacji zatrudniłam się w sklepie spożywczo-różnistym, takim większym, samoobsługowym. Nie stałam na kasie, moim zadaniem było tylko dokładanie towaru i dbanie o porządek na hali sklepu.
Nie było tam do roboty NIC. Sklep był drogi i towar słabo schodził, więc nie było co dokładać. Potrafiłyśmy z dziewczynami przez pół godziny ściągać kartony z regałów (sklep nie posiadał magazynu, zapasowy towar ustawiany był na szczycie regałów z produktami przygotowanymi do sprzedaży) ciężkie kartony z sokami, żeby spod spodu wydobyć ten jeden karton, wyciągnąć z niego JEDEN sok, żeby dołożyć go na półkę... Bo nawet jak nie było nic do roboty, trzeba było udawać, że się pracuje.
Dziewczyny, które tam pracowały, były zadowolone. Z reguły starsze ode mnie, często z rodzinami na utrzymaniu, cieszyły się, że mają prace za 5zł na godzinę. Umowa zlecenie. Kiedyś, dokładając towar zauważyłam, że akurat w miejscu, którym pracowałam, produkty zaczęła wybierać kobieta, wokół której kręciła się trójka dzieci. Z racji tego, że zablokowali mi dostęp do półek, zastygłam z kartonem w ręku, czekając, aż skończą. Stałam tak z pół minuty, po czym dziewczyny zwróciły mi uwagę, że nie mogę sobie robić takich przerw w pracy, bo jest monitoring i szefowstwo patrzy... Chyba powinnam była stratować tą kobietę i jej dzieci, bo uniemożliwiała mi pracę...
Niektóre pracownice zachowywały się tak, jakby robiły co najmniej karierę menedżerską. Ania Ś. była "Królową konserw". Sama się tak nazywała, była z tego powodu ogromnie dumna, a każda półka, na której stały konserwy, była podpisana "Królestwo Ani Ś."...
Któregoś dnia rozmawiałam z szefową, kiedy przybiegła Ania Ś. i krzyczy:"Szefowo, szefowo, niech szefowa zobaczy, co znalazłam pod kasami!" - i pokazuję jakąś gazetę. "To jest WCZORAJSZA gazeta, kasjerki nie sprzątają pod kasami!" i z miną triumfatorki złapała się pod boki. Szefowa ją olała.
Samo szefowstwo też było piekielne. Było to małżeństwo. Od współpracowników dowiedziałam się, że nie lubią palenia. Oprócz tego, że całych 15min przerwy na 8 godzin pracy nie mogłam wykorzystać, jak chciałam (był CAŁKOWITY zakaz palenia, nie wolno było wyjść poza teren sklepu na dymka, BO NIE), to problemem było w ogóle posiadanie przy sobie papierosów. Otóż codziennie, przed wejściem do pracy, trzeba było dać do ometkowania towary, które miało się ze sobą, a które mogły się znajdować na sklepie, więc i papierosy. I nie miałam prawa mieć przy sobie tych papierosów. Więc nie dawałam ich do ometkowania, licząc na szczęście. Pomijam już fakt tak bezceremonialnego dawania do zrozumienia, że jesteś potencjalnym złodziejem.
Po trzech tygodniach moja kariera się zakończyła. Miała w głębokim poważaniu wyznaczony czas przerw, szłam na przerwę na tyle czasy, żeby móc w spokoju coś zjeść. Co kilka dni dzwoniłam też, że dzisiaj nie przyjdę (umowa zlecenie, ruchome godziny pracy), bo miałam totalnie dość. Gdy szefowa poinformowała mnie o zwolnieniu, byłam najszczęśliwszą osobą na świecie. Analizując ten okres czasu z perspektywy wiem, że gdybym tam została, nabawiłabym się pernamentnej depresji. Nigdy więcej.

Skomentuj (2) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 3 (45)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…