Historia miała miejsce w nadmorskim mieście, a dokładniej - na plaży. Zrobiliśmy sobie z Mężem miniwakacje i postanowiliśmy solidnie wygrzać się na plaży. Jakimś pokrętnym splotem okoliczności na rzeczonej plaży spotkałam swoich studentów - aura sprzyjała letnim rozrywkom, więc kwiecie polskiej edukacji właśnie grało w siatkówkę. Przywitali mnie gromkim "dzień dobry, pani doktor!".
Warto tu nadmienić, że jestem bardzo młodą nauczycielką, więc i moje relacje z niewiele młodszymi studentami są dość serdeczne.
Po krótkiej rozmowie wróciłam do leniuchowania na ręczniku. Ze słodkiego niebytu wyrwało mnie delikatne szarpnięcie. Jakaś starowinka [S] ze skupioną miną i śmiertelną powagą zagaiła:
[S]: Przepraszam, pani doktór...
[Ja]: Ale, proszę pani, ja nie... (nie dane było mi dokończyć)
[S]: Bo ja tu mam takie wysypkie i nie wiem czym ją wywabić!
W tym momencie Mąż mój umierał już na wewnętrzną głupawkę, a owa kobieta, nieskrępowana zupełnie obecnością kilku tysięcy plażowiczów... podwinęła letnią suknię, rozkraczyła nogi i w swej całej okazałości zaczęła demonstrować mi bąble na pachwinie.
Muszę przyznać, że zdębiałam, jednak wrodzone poczucie humoru nie pozwoliło mi przepuścić takiej okazji. Interweniowałam.
[Ja]: Proszę nasmarować maślanką. Powinno pomóc.
[S]: Dziękuję stokrotnie, pani doktór!
Zadowolona kobieta odeszła pod swoją parasolkę i wróciła do lektury Faktu.
Jestem doktorem polonistyki.
Warto tu nadmienić, że jestem bardzo młodą nauczycielką, więc i moje relacje z niewiele młodszymi studentami są dość serdeczne.
Po krótkiej rozmowie wróciłam do leniuchowania na ręczniku. Ze słodkiego niebytu wyrwało mnie delikatne szarpnięcie. Jakaś starowinka [S] ze skupioną miną i śmiertelną powagą zagaiła:
[S]: Przepraszam, pani doktór...
[Ja]: Ale, proszę pani, ja nie... (nie dane było mi dokończyć)
[S]: Bo ja tu mam takie wysypkie i nie wiem czym ją wywabić!
W tym momencie Mąż mój umierał już na wewnętrzną głupawkę, a owa kobieta, nieskrępowana zupełnie obecnością kilku tysięcy plażowiczów... podwinęła letnią suknię, rozkraczyła nogi i w swej całej okazałości zaczęła demonstrować mi bąble na pachwinie.
Muszę przyznać, że zdębiałam, jednak wrodzone poczucie humoru nie pozwoliło mi przepuścić takiej okazji. Interweniowałam.
[Ja]: Proszę nasmarować maślanką. Powinno pomóc.
[S]: Dziękuję stokrotnie, pani doktór!
Zadowolona kobieta odeszła pod swoją parasolkę i wróciła do lektury Faktu.
Jestem doktorem polonistyki.
plaża miejska
Ocena:
999
(1063)
Komentarze