zarchiwizowany
Skomentuj
(11)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Mam w domu spory zwierzyniec - z racji tego, czasem trzeba sie też wybrac z ktorym do weterynarza, a ze wlasnego srodka lokomocji brak - skazana jestem na autobusy.
Od razu przepraszam za przydlugi wstep, ale pare rzeczy sadze ze wymagaja wyjasnienia.
1. Mam sobie kociaka - ot zwykła, bura "dachowka pospolita". Kociak miałten niefart urodzic się jako bezdomny -w zwiazku z czym "w pakiecie" dostal koci katar (choroba wirusowa atakujaca m.in. oczy). Miał wtedy okolo trzech tygodni, ale choroba byla juz tak zaawansowana, ze przy oczyszczaniu oczu z ropy, oczyscilo sie je wraz z galkami... Ślepota jednak nie przeszkadza mu w niczym. Wizualnie tragedii tez nie ma - ot waska szparka i costa rozowego jesli sie dobrze przyjrzec.
historia wlasciwa - kociak juz zdrowy, w wieku okolo 2 miesiecy, wiec wypadaloby zaszczepic - kot w transporter i do lecznicy. Obce dzwieki, zapachy w autobusie, wiec mikrus zaczal sie wydzierac i usilnie wydostac z transporterka. Obok mnie siedziala jakas babka, wiec spytalam ja czy nie bedzie jej przeszkadzalo jesli go wyjme - uspokoi sie wtedy. babka z poczatku stwierdzila ze nie ma zadnego problemu, ona TAK BARDZO KOCHA KOTY itp. Wyciagnelam kotusia, ten rozwalil mi sie na kolanach, odpalil swoj "motorek" i poszedl spac. Babka z kolei produkowala sie na temat swojej milosci do kotow. Trwalo to do momentu gdy ni rozlegl sie glosniejszy dzwiek i kot zaczal sie "rozgladac" (czyt: nasluchiwac obracajac glowa) Gdy babka zobaczyla mankament kota jej nastawienie zmienilo sie o 180 stopni. Podniesionym glosem zaczela komentowac ze TO powinno sie uspic, ze co za zycie TO ma, ze cos takiego jest meczeniem zwierzat, ze taki kociak powinien korzystac z zycia, bawic sie , a TO nawet tego nie moze. Proby wytlumaczenia, ze w niczym kotu slepota nie przeszkadza, tym bardziej ze nigdy nie widzial nie odnosily skutku. Przymknela sie dopiero gdy kot wyczail breloczek przy mojej torbie i zaczal sie nim bawic.
2. Jakis rok temu znalazlam stara jamnice z rozpadajacym sie guzem sutka - no to najpierw badania, a jakies dwa tygodnie pozniej - jazda na operacje. Pies na kolanach w autobusie, coby mi nikt go nie zdeptal, obok jakas babka, z poczatku tez "wielka milosniczka" dopoki sie nie dowiedziala o guzie. Najpierw wielkie gadanie ze lepiej uspic, po co operowac, bo sie przeciez rak zezlosliwi (taaa... jak sie czeka do w nieskonczonosc z usunieciem to nic dziwnego z potem sa przerzuty) potem gadanie ze pies stary, a to kosztuje, lepiej by na kosciol (!) dac. itp.
Swojej odpowiedzi tu nie zamieszcze bo sie po prostu nie nadaje.
A ogolnie - pies ma sie swietnie, przerzutow brak, wznowy brak i jest swiety spokoj z pisczeniem z bolu po nocach.
Kot z kolei ma aktualnie jakies pol roku i w sumie wyedl u niego jeden "mankament" - wedlug niego wszystko co szelesci nadaje sie do zabawy... gorzej jesli jest to akurat 3 nad ranem...
Od razu przepraszam za przydlugi wstep, ale pare rzeczy sadze ze wymagaja wyjasnienia.
1. Mam sobie kociaka - ot zwykła, bura "dachowka pospolita". Kociak miałten niefart urodzic się jako bezdomny -w zwiazku z czym "w pakiecie" dostal koci katar (choroba wirusowa atakujaca m.in. oczy). Miał wtedy okolo trzech tygodni, ale choroba byla juz tak zaawansowana, ze przy oczyszczaniu oczu z ropy, oczyscilo sie je wraz z galkami... Ślepota jednak nie przeszkadza mu w niczym. Wizualnie tragedii tez nie ma - ot waska szparka i costa rozowego jesli sie dobrze przyjrzec.
historia wlasciwa - kociak juz zdrowy, w wieku okolo 2 miesiecy, wiec wypadaloby zaszczepic - kot w transporter i do lecznicy. Obce dzwieki, zapachy w autobusie, wiec mikrus zaczal sie wydzierac i usilnie wydostac z transporterka. Obok mnie siedziala jakas babka, wiec spytalam ja czy nie bedzie jej przeszkadzalo jesli go wyjme - uspokoi sie wtedy. babka z poczatku stwierdzila ze nie ma zadnego problemu, ona TAK BARDZO KOCHA KOTY itp. Wyciagnelam kotusia, ten rozwalil mi sie na kolanach, odpalil swoj "motorek" i poszedl spac. Babka z kolei produkowala sie na temat swojej milosci do kotow. Trwalo to do momentu gdy ni rozlegl sie glosniejszy dzwiek i kot zaczal sie "rozgladac" (czyt: nasluchiwac obracajac glowa) Gdy babka zobaczyla mankament kota jej nastawienie zmienilo sie o 180 stopni. Podniesionym glosem zaczela komentowac ze TO powinno sie uspic, ze co za zycie TO ma, ze cos takiego jest meczeniem zwierzat, ze taki kociak powinien korzystac z zycia, bawic sie , a TO nawet tego nie moze. Proby wytlumaczenia, ze w niczym kotu slepota nie przeszkadza, tym bardziej ze nigdy nie widzial nie odnosily skutku. Przymknela sie dopiero gdy kot wyczail breloczek przy mojej torbie i zaczal sie nim bawic.
2. Jakis rok temu znalazlam stara jamnice z rozpadajacym sie guzem sutka - no to najpierw badania, a jakies dwa tygodnie pozniej - jazda na operacje. Pies na kolanach w autobusie, coby mi nikt go nie zdeptal, obok jakas babka, z poczatku tez "wielka milosniczka" dopoki sie nie dowiedziala o guzie. Najpierw wielkie gadanie ze lepiej uspic, po co operowac, bo sie przeciez rak zezlosliwi (taaa... jak sie czeka do w nieskonczonosc z usunieciem to nic dziwnego z potem sa przerzuty) potem gadanie ze pies stary, a to kosztuje, lepiej by na kosciol (!) dac. itp.
Swojej odpowiedzi tu nie zamieszcze bo sie po prostu nie nadaje.
A ogolnie - pies ma sie swietnie, przerzutow brak, wznowy brak i jest swiety spokoj z pisczeniem z bolu po nocach.
Kot z kolei ma aktualnie jakies pol roku i w sumie wyedl u niego jeden "mankament" - wedlug niego wszystko co szelesci nadaje sie do zabawy... gorzej jesli jest to akurat 3 nad ranem...
Bacie autobusowe vs zwierzeta
Ocena:
175
(219)
Komentarze