Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#18607

przez (PW) ·
| Do ulubionych
W liceum chodziłam do klasy integracyjnej i wtedy poznałam "wspaniałą" panią nauczycielkę i wychowawczynię w jednym.
W telegraficznym skrócie: klasa integracyjna to taka, do której chodzą przynajmniej trzy osoby z orzeczoną niepełnosprawnością, nie może mieć więcej niż 20 osób, jest dofinansowywana, a osobom niepełnosprawnym przysługują dodatkowe godziny na nadgonienie materiału na przykład po operacji.

W mojej klasie był wspaniały chłopak, zawsze uśmiechnięty, zawsze koleżeński, ale z wyglądu zniekształcony przez chorobę, prawie pełnosprawny ruchowo, trochę opóźniony społecznie, z inteligencją trochę poniżej przeciętnej, choć w niektórych dziedzinach wybitny. Największy problem miał z mówieniem. Ze względu na chorobę mówił bardzo niewyraźnie, ale po tygodniu rozumiało się 90% tego, co mówił.
Szanowna pani wychowawczyni gdy się do niej odzywał ignorowała go, odmówiła odpytywania go, odnosiła się do niego ze wstrętem. Przez trzy lata nigdy nie potraktowała go przyjaźnie. Dodatkowo pod koniec trzeciej klasy liceum wezwała go do siebie i kategorycznie zabroniła mu podchodzić do matury wmawiając mu, że i tak sobie nie da rady, że jest do niczego, że matura jest dla mądrzejszych. A w mojej ocenie maturę podstawową, na te minimalne 30% zdałby spokojnie. Ważne jest to, że perspektywą matury bardzo się cieszył, a po tej rozmowie bardzo się załamał. Mimo naszych namów i interwencji u dyrekcji, do matury nie podszedł, bo za bardzo do serca wziął sobie słowa nauczycielki.

Czemu tej pani zależało żeby do matury nie podszedł? Nauczyciele z mojego liceum lubią chwalić się statystykami ("Bo 70% moich uczniów zdaje maturę na przynajmniej 80%.") i bała się, że ten chłopak jej statystyki popsuje.

Pomyślicie może, że w takim razie pani nauczycielka wybitna była. To teraz krótko i zabawnie o jej wybitności.
Lekcje z "Pana Tadeusza", pani nauczycielka zadaje pytanie:
- Co miał Jacek Soplica?
Ludzie strzelają, że kawałek ziemi, konia, celne oko... Sypią się jedynki, mimo że część odpowiedzi była przynajmniej poniekąd poprawna. Jaka byłą odpowiedź oczekiwana? "Jacek Soplica miał możliwość zarządzania głosami rodziny."
Dalej "Pan Tadeusz" - Jak miał na imię brat Jacka Soplicy?
Znów posypały się jedynki. W końcu nam wyjawiła. Według tej pani brat Jacka Soplicy miał na imię Sędzia.
Podczas omawiania "Cierpień młodego Wertera" pani nauczycielka wciąż mówiła, że popełni samobójstwo, najlepiej poprzez strzał w głowę. Poza tymi "drobnymi" osobistymi dywagacjami odpytywała nas dokładniej niż z jakiejkolwiek innej lektury. Zapowiedziała kartkówkę, dopytujemy więc jakiego typu pytania mogą się pojawić.
- Na przykład o to, co zostało włożone do trumny Wertera.
- Tam była ta różowa wstążka, prawda? - zapytała jedna z moich koleżanek.
- Nie różowa, a bladoróżowa, a to duża różnica! - obruszyła się nauczycielka.
Następnego dnia rzeczywiście pojawiło się pytanie o przedmioty w trumnie. Napisaliśmy więc jak jeden mąż o tej bladoróżowej wstążce. I co? I dostaliśmy połowę punktów, bo to nie była wstążka, a przepaska. Na teście pojawiło się również pytanie: Pod jakimi drzewami siadał Werter? Znów zgodnie napisaliśmy, że pod lipami. I znów szanowna pani obcięła nam punkty. Czemu? Bo poprawna odpowiedź to "Pod dwiema lipami". Tak, zdaniem tej pani "jaki" to pytanie o ilość.
Na szczęście ta pani już nie pracuje. Została wyrzucona po tym, jak skończyłam liceum.

Liceum

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 616 (646)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…