Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#22491

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Historia o piekielności zarówno mojej jak i lekarza ;) (moze być długo)

W liceum, po rozstaniu się ze sportem, stwiedziłam, że muszę sie zająć czymś innym, bo trafi mnie przysłowiowy szlag ;p
Wybór padł na wolontariat, a dokładniej hospicjum i jego podopieczni. Trafiłam do rodziny, której Córeczka miała nowotwór. Rodzice nie chcieli, żeby Mała, przebywała w hospicjum, więc zrobili z jej pokoju "mini szpital".
Odwiedzałam ją regularnie, świetnie się dogadywałysmy, również z jej rodzicami miałam świetny kontakt. Dzień przed moimi 18 urodzinami, przyszłam do Małej umówiona na godzię 18. Ponieważ nikt nie otwierał mi drzwi, trochę się zaniepokoiłam i zaczęłam dzwonić do jej rodziców, którzy nie odbierali. Pełna złych przeczuć, chodziłam po domu jak lew w klatce, aż w końcu o godz 21 zadzwonił tel.- tata Małej, powiedział, że są w szpitalu, z Małą bardzo źle, czekają na transfuzję krwi, ale nie ma dawcy, obdzwaniają rodzinę, znajomych....

Pojechałam do szpitala, zaopatrzona w swoja książeczkę zdrowia itp, dotarłam ok. godziny 21 30, dawcy nadal nie ma, więc pytam lekarza czy może moja grupa podejdzie, lekarz patrzy mówi, że chyba cud bo się zgadza, robimy badania i próbę krzyżową, wszystko pasuje ale.....
Formalnie o godzinie 22, miałam jeszcze 17 lat, tak więc można oddać krew za zgodą rodzica, jako, że były to wakacje moi rodzice, na 2 końcu Polski, więc zgody nie będzie, błagałam, prosiłam, lekarz nieugiety... Szukamy dawcy dalej, modlac się, żeby w razie nieznalezienia go Mała dotrwała do 00, kiedy to bd miała dokładnie 18 lat.
Dawcy nie ma, Mała w coraz gorszym stanie, ale wybija godzina 0, kiedy to formalnie mam 18 lat. I tu zaczyna się piekielność lekarza, który DOPIERO zwrócił uwagę, że ważę 46 kg.... a krew można oddawać od 50.

Wszyscy bez wyjatku byliśmy wściekli. I znów chodzenie, błaganie, telefony do moich rodziców, że to na moją i ich odpowiedzialność, ale odpowiedź jedna NIE. Lekarz był nieugięty, ale ja się uparłam (uparty sportowiec, jest gorszy od faszysty ;p), stwierdziłam, że oddam tę krew choćby to była ostatnia rzecz w moim życiu. Weszłam do gabinetu lekarza, zapytałam go czy jeśli bd ważyć ok 50 kg pobiorą mi tą krew. Stwierdził, że "48 kg wystarczy, ale i tak w 2 godziny (tyle dawali Małej) nie przytyjesz 2 kg". Po tych słowach wybiegłam z gabinetu, powiedziałam rodzicom Małej, żeby dalej szukali dawcy, a ja już coś wymyślę.

Pokręciłam sie po korytarzu i dostałam "olśnienia" pobiegłam do całodobowego sklepu obok szpitala i kupiłam... 3 duże butelki wody mineralnej;), następnie usytuowałam się z tym dobytkiem, tuż pod gabinetem lekarza i zaczęłam pić :P
Lekarz, wywabiony rozmową rodziców Małej ze mną, wyszedł z gabinetu i zrobił oczy wielkości dna od szklanki, stwierdził, że mam natychmiast przestać itp, a ja z usmiechem "przecież nie przytyję, w 2 godziny 2 kg".
Popatrzył, jeszcze przez chwilę i widząc moją desperację, wziął mnie do gabinetu, ważyłam ponad 47 kg, w tym momencie lekarz, złąmał się, wpisał mi 49 kg, pobrali mi krew, w międzyczasie znaleziono jeszcze 2 dawców, a po jakimś czasie Mała wróciła do domu ;)

Czasem opłaca się być piekielnym, jeżeli w grę wchodzi inny człowiek ;] i przy okazji apel- jeżeli oddacie raz na jakiś czas troszkę krwi, naprawdę możecie pomóc;)

służba_zdrowia

Skomentuj (28) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 360 (390)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…