zarchiwizowany
Skomentuj
(4)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Widziałam na portalu kilka historii rankingowych, więc stworzyłam swoją.
Wiadomo - na większości uczelni wyższych w Polsce trwa aktualnie sesja. Jak sesja - to wcześniej musiało być ganianie po wszelakich magistrach, doktorach i profesorach, coby otrzymać wpis w indeksie. Ale niektórzy wykładowcy są taaacy wredni, że wpisów na czas nie dają.
Ranking (a właściwie spis) zachowań, jakie udało mi się zaobserwować przez trzy semestry. Całe szczęście, w większości przypadków sposoby nie zadziałały:
1. Na stypendium - jak mi Pani nie da wyższej oceny, to stracę/nie dostanę stypendium. Tylko od pani oceny to zależy - zadziałało. Laska stypendium nie dostała, ocena wyższa była.
2. Na znajomego dziekana - czyli typowe, szczeniackie "Jak mi pani nie da zaliczenia, to poskarżę się profesorowi X. Mój tata go zna". Nie zadziałało - prof. X przebywał w sąsiednim pokoju i wszystko słyszał :)
3. Na nieuleczalną chorobę - laska o kulach, chora na stwardnienie rozsiane. Biadoliła profesorce (która w gruncie rzeczy była spoko babką - kto to widział podchodzić do egzaminu 6 razy bez konsekwencji w postaci np. dwói z pierwszego terminu?) o tym, że jest w stanie agonalnym, że umrze niedługo i nie podejdzie do drugiego terminu. Zadziałało. Umierająca studentka po roku od wspomnianego wydarzenia ma się świetnie :)
4. Na szpital - bo ja w szpitalu byłam, i dlatego nie podeszłam do pierwszego terminu... Wypis ze szpitala? Ale po co? - nie zadziałało.
5. Na wrednych (bo wymagających) rodziców - czyli typowe "Rodzice mnie zabiją, wywalą z chaty, odetną internet, zabiorą komórkę". W większości przypadków wypowiadane już po otrzymaniu oceny, w studenckim gronie, dla żartów. Znalazł się chłopak, który wypowiedział to profesorowi w twarz. Nie zadziałało.
6. Na "później" - "To Psorka mi się podpisze na karcie i w indeksie, a ja doniosę tą zaległą pracę później, na następny dyżur". Działało tylko w przypadku wykładowcy z historii nr 3. Na innych nie robiło większego wrażenia. Woleli kolejność "zaległa praca - wpis".
7. Na dojazd - nie mam połączenia, nie zdążę, PKP/autobus/UFO się spóźniło. Działało połowicznie. Ciekawostka - tą metodę stosowali najczęściej studenci mieszkający w mieście uniwersyteckim, mający piechotą max 30 minut na uczelnię.
Tylko raz zastosowała ją studentka mieszkająca na drugim końcu Polski. Rozgrzeszenie i wpis dostała (kosztem przedłużonej sesji egzaminacyjnej) - jak już mieszkała w akademiku.
Tyle kojarzę. Jak sobie przypomnę o innych "sposobach na wyłudzenie autografu", to dodam.
"Nie ma spiny -są drugie terminy" :)
Wiadomo - na większości uczelni wyższych w Polsce trwa aktualnie sesja. Jak sesja - to wcześniej musiało być ganianie po wszelakich magistrach, doktorach i profesorach, coby otrzymać wpis w indeksie. Ale niektórzy wykładowcy są taaacy wredni, że wpisów na czas nie dają.
Ranking (a właściwie spis) zachowań, jakie udało mi się zaobserwować przez trzy semestry. Całe szczęście, w większości przypadków sposoby nie zadziałały:
1. Na stypendium - jak mi Pani nie da wyższej oceny, to stracę/nie dostanę stypendium. Tylko od pani oceny to zależy - zadziałało. Laska stypendium nie dostała, ocena wyższa była.
2. Na znajomego dziekana - czyli typowe, szczeniackie "Jak mi pani nie da zaliczenia, to poskarżę się profesorowi X. Mój tata go zna". Nie zadziałało - prof. X przebywał w sąsiednim pokoju i wszystko słyszał :)
3. Na nieuleczalną chorobę - laska o kulach, chora na stwardnienie rozsiane. Biadoliła profesorce (która w gruncie rzeczy była spoko babką - kto to widział podchodzić do egzaminu 6 razy bez konsekwencji w postaci np. dwói z pierwszego terminu?) o tym, że jest w stanie agonalnym, że umrze niedługo i nie podejdzie do drugiego terminu. Zadziałało. Umierająca studentka po roku od wspomnianego wydarzenia ma się świetnie :)
4. Na szpital - bo ja w szpitalu byłam, i dlatego nie podeszłam do pierwszego terminu... Wypis ze szpitala? Ale po co? - nie zadziałało.
5. Na wrednych (bo wymagających) rodziców - czyli typowe "Rodzice mnie zabiją, wywalą z chaty, odetną internet, zabiorą komórkę". W większości przypadków wypowiadane już po otrzymaniu oceny, w studenckim gronie, dla żartów. Znalazł się chłopak, który wypowiedział to profesorowi w twarz. Nie zadziałało.
6. Na "później" - "To Psorka mi się podpisze na karcie i w indeksie, a ja doniosę tą zaległą pracę później, na następny dyżur". Działało tylko w przypadku wykładowcy z historii nr 3. Na innych nie robiło większego wrażenia. Woleli kolejność "zaległa praca - wpis".
7. Na dojazd - nie mam połączenia, nie zdążę, PKP/autobus/UFO się spóźniło. Działało połowicznie. Ciekawostka - tą metodę stosowali najczęściej studenci mieszkający w mieście uniwersyteckim, mający piechotą max 30 minut na uczelnię.
Tylko raz zastosowała ją studentka mieszkająca na drugim końcu Polski. Rozgrzeszenie i wpis dostała (kosztem przedłużonej sesji egzaminacyjnej) - jak już mieszkała w akademiku.
Tyle kojarzę. Jak sobie przypomnę o innych "sposobach na wyłudzenie autografu", to dodam.
"Nie ma spiny -są drugie terminy" :)
studia
Ocena:
119
(159)
Komentarze