Wracając dziś z pracy wstąpiłem z dziewczyną na małe zakupy do pobliskiego marketu.
Kiedy moja druga połówka stanęła w kolejce do kasy, ja usiadłem sobie na ławce w przeszklonym holu - mało dżentelmeńskie, wiem ale 10 godzin na nogach robi swoje...
Siedząc tak, mój czujny wzrok wypatrzył młodą matkę, z grupy tych "zapracowanych" i jej synka z rodzaju "rozpieszczonych".
Kobieta zapłaciła za towar, spakowała wszystko do wózka i pewnym krokiem opuściła market. Dziecko gdzieś w oddali pchało za matką wypełniony od góry do dołu wózek.
Pomyślałem sobie - no nic w tym dziwnego, zakupy jak zakupy...
Matka po chwili ukazała się moim oczom po raz kolejny, tym razem za frontalną przeszkloną ścianą.
Zauważyłem ją, bo akurat spoglądałem na samochód zaparkowany w pobliżu.
Kobieta szła, rozmawiając przez telefon, a jej synek gdzieś w oddali, wisiał na rozpędzonym wózku, odpychając się od zmarzniętej kostki brukowej.
W zasadzie tutaj opowieść mogłaby się skończyć. Mogłaby, ale się dopiero zaczęła.
Rozpędzony dzieciak lekko przecenił swoje pilotażowe umiejętności i wmontował się w tyłek auta... Jak pewnie zdajecie sobie sprawę - mojego auta.
Zerwałem się z ławki, budząc przy okazji podejrzenia u sklepowego ochroniarza i wybiegłem na zewnątrz.
Chłopak był szybki, bo kiedy dobiegłem do samochodu, ten był już przed obliczem zupełnie nieświadomej matki.
Zerknąłem tylko na wgniecione nadkole i stłuczoną lampę, po czym rzuciłem się w pościg za ową mamą i jej dzieckiem.
[J]a
[M]ama
[J] - Dzień dobry pani, mam pewną sprawę...
[M] - Ta? To fajnie, do widzenia.
Trochę zaskoczony, ale jednak mimo wszystko grzecznie staram się kontynuować.
[J] - Chodzi mi o pani syna, który właśnie wbił się wózkiem w moje auto.
[M] - Jacuś, powiedz "przepraszam". Do widzenia.
No i w tym momencie nerwy mi puściły.
[J] - Chwileczkę, jakie przepraszam, cholera jasna. Czy dociera do pani to, że Jacuś właśnie dał zarobić blacharzowi, kosztem mojego auta?
[M] - Proszę pana, pan niech mnie tu nie nachodzi, bo pierwsze pana na oczy widzę. Jacuś czy ty wiesz o czym ten pan mówi?
Jacuś elegant, kiwnął głową, że "niekoniecznie" i wsiadł do samochodu.
Kobieta uśmiechnęła się pod nosem, zabrała siatki z wózka i rzuciła:
[M] - Gdybym była głupia i ślepa, to może dałabym się nabrać na takich naciągaczy jak ty.
Kiedy moja druga połówka stanęła w kolejce do kasy, ja usiadłem sobie na ławce w przeszklonym holu - mało dżentelmeńskie, wiem ale 10 godzin na nogach robi swoje...
Siedząc tak, mój czujny wzrok wypatrzył młodą matkę, z grupy tych "zapracowanych" i jej synka z rodzaju "rozpieszczonych".
Kobieta zapłaciła za towar, spakowała wszystko do wózka i pewnym krokiem opuściła market. Dziecko gdzieś w oddali pchało za matką wypełniony od góry do dołu wózek.
Pomyślałem sobie - no nic w tym dziwnego, zakupy jak zakupy...
Matka po chwili ukazała się moim oczom po raz kolejny, tym razem za frontalną przeszkloną ścianą.
Zauważyłem ją, bo akurat spoglądałem na samochód zaparkowany w pobliżu.
Kobieta szła, rozmawiając przez telefon, a jej synek gdzieś w oddali, wisiał na rozpędzonym wózku, odpychając się od zmarzniętej kostki brukowej.
W zasadzie tutaj opowieść mogłaby się skończyć. Mogłaby, ale się dopiero zaczęła.
Rozpędzony dzieciak lekko przecenił swoje pilotażowe umiejętności i wmontował się w tyłek auta... Jak pewnie zdajecie sobie sprawę - mojego auta.
Zerwałem się z ławki, budząc przy okazji podejrzenia u sklepowego ochroniarza i wybiegłem na zewnątrz.
Chłopak był szybki, bo kiedy dobiegłem do samochodu, ten był już przed obliczem zupełnie nieświadomej matki.
Zerknąłem tylko na wgniecione nadkole i stłuczoną lampę, po czym rzuciłem się w pościg za ową mamą i jej dzieckiem.
[J]a
[M]ama
[J] - Dzień dobry pani, mam pewną sprawę...
[M] - Ta? To fajnie, do widzenia.
Trochę zaskoczony, ale jednak mimo wszystko grzecznie staram się kontynuować.
[J] - Chodzi mi o pani syna, który właśnie wbił się wózkiem w moje auto.
[M] - Jacuś, powiedz "przepraszam". Do widzenia.
No i w tym momencie nerwy mi puściły.
[J] - Chwileczkę, jakie przepraszam, cholera jasna. Czy dociera do pani to, że Jacuś właśnie dał zarobić blacharzowi, kosztem mojego auta?
[M] - Proszę pana, pan niech mnie tu nie nachodzi, bo pierwsze pana na oczy widzę. Jacuś czy ty wiesz o czym ten pan mówi?
Jacuś elegant, kiwnął głową, że "niekoniecznie" i wsiadł do samochodu.
Kobieta uśmiechnęła się pod nosem, zabrała siatki z wózka i rzuciła:
[M] - Gdybym była głupia i ślepa, to może dałabym się nabrać na takich naciągaczy jak ty.
parking przed Lidlem
Ocena:
878
(956)
Komentarze