Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#24561

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Opowieść z cyklu; studniówka-przygotowania.

Jako, że ostatnio wspominałam swoją studniówkę, nasunęły mi się pewne spostrzeżenia dotyczące ekspedientek ekstrawaganckich butików. Ale do rzeczy....

Na studniówkę wymarzyłam sobie suknię długą, na poloneza, coby się troszkę poplątała między nogami i krótką, na dalszą cześć imprezy. Po jakimś tygodniu bezowocnych poszukiwań i biegania po całym mieście, sfrustrowana terminem zbliżającej się imprezy, nie mając ani jednej z wymarzonych kreacji, szłam zdesperowana rynkiem i nagle zobaczyłam napis "Salon mody......". Stwierdziłam, że też wcześniej o tym nie pomyślałam i weszłam do tegoż przybytku... co jak się później okazało - nie było zbyt trafnym wyborem.

1) Wejście. Człowiek, który biega od tygodnia po mieście, na kolejny maraton ubierze się wygodnie. Tak też uczyniłam, jednak moja kurtka narciarska chyba nie przypadła do gustu ekspedientkom tegoż przybytku, bo powitały mnie z udręczonymi minami w stylu "plebs kiedyś nie miał tu wstępu".

2) Po wejściu od razu rzuciła mi się w oczy długa suknia, po prostu idealna, ale.... to także nie był dobry pomysł, kiedy porwałam ją w ramiona i pobiegłam do przymierzalni, rozległy się pomruki. Po wyjściu stwierdziłam, że to jednak nie to, bo suknia kończyła się na wysokości kostek. Popatrzyłam jeszcze na cen i myślę, coś nie w porządku - 150zł? Tak tanio? Panie uprzejmie informują mnie, że to PROMOCJA I NA PEWNO NIE ZAUWAŻYŁAM, co zostało złośliwie wysyczane.

3) Kiedy jednak nadmieniłam, że promocja to była pomyłka i chciałabym przymierzyć coś innego NIEKONIECZNIE Z PROMOCJI panie, złośliwie stwierdziły, że aby przymierzyć coś innego - TRZEBA MIEĆ ZA CO.
Złapałam ewidentny wk*** ale stwierdziłam, że się nie dam, wyciągnęłam z portfela 1500 zł i zapytałam czy to wystarczy, czy jako zaliczkę mam im załatwić wyspę szejka Mohameta w Dubaju. Nagle zamieniły się w usłużne ekspedientki. Przyniosły kilka sukienek, które nie powiem, wpadły mi w oko....

4) Przymierzalnia - walczę ze "szmatkami", panie za kotarą próbują mi nieba przychylić, byle tylko sprzedać te sukienki. Nagle do przybytku, wkracza inna klientka (jak się okazało - znajoma pań) i zaczyna się rozmowa; (E-ekspedientki, K-klientka-koleżanka), a ja nadal w przymierzalni.

K: Ooooo, cześć dziewczynki, bla bla bla, słuchajcie, załatwiłybyście mi suknię amerykańską, bla bla bla, bo na ślub cywilny chcę.
E: No nie wiem Kasiu, teraz nic nowego nie mamy, stara kolekcja, bla bla bla, (i tu jej głos cichnie) ALE JAKAŚ GÓWNIARA PRZYSZŁA, TO MOŻE TO WYKUPI TE RESZTKI, BO MIAŁYŚMY TO PRZECENIAĆ, A TAK TO NAWET ZAROBIMY I JA CI NIC NIE POLECĘ, BO TO SAMO DZIADOSTWO TERAZ DLA NAS SZYJĄ.
K: Ooo, to jakoś inaczej to załatwimy.

Chyba nie muszę dodawać jakiego wtedy złapałam wk***, a byłam już prawie zdecydowana na te sukienki

5) Wyjście smoka - po wyjściu z przymierzalni, udałam się z sukienkami do kasy, komplementując je i wychwalając pod niebiosa. Kiedy ucieszona ekspedientka zapytała "kasujemy?", odpowiedziałam:
- NIE BO TO TERAZ TAKIE DZIADOSTWO SZYJĄ, MOŻE JAKAŚ GÓWNIARA KUPI TO ZAROBICIE. - I wyszłam zostawiając w osłupieniu wszystkie panie.

Cokolwiek by się działo - moja noga nie postanie nigdy w tychże "salonach mody" w żadnym zakątku Polski, a co do kreacji - kupiłam wymarzone i nie zrujnowałam budżetu. ;)

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 630 (768)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…