Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#25230

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Historia, mimo że będzie miała akcent lekko humorystyczny, jest historią, która o mało co nie skończyła się wielką tragedią. Sama też pointa jest śmiechem przez łzy.

Jak już pisałam, na pierwszym roku mieszkałam w akademiku - 3-piętrowym kolosie, na piętrze ostatnim. Na każdej kondygnacji było ok. 25 pokoi, prawie same "trójki", jedna kuchnia, 3 toalety damskie i tyleż męskich, 3 prysznice damskie i 3 męskie. Każdy z tych przybytków wątpliwych rozkoszy był oddzielnym pomieszczeniem. Koło kuchni znajdowały się prysznice.

Tyle tytułem orientacji w terenie. Teraz wypadałoby przedstawić głównego bohatera tej opowieści: Adasia. Adaś lubił wypić. Ba! Był nawet (aspirującym) alkoholikiem, co - nie wiadomo dlaczego - napawało go ogromną dumą. Jak to z "notorami" bywa, często nie kontrolował tego, co robi po pijaku. Nie mieszkał już wówczas w naszym DSie, ponieważ (podobno) został z niego usunięty w trybie karnym, ale pomieszkiwał na waleta z racji świetnych znajomości z portierkami.

Pewnego zimowego wieczora postanowiłam skonsumować zdobyczne piwo za jakąś fuchę, której już teraz nie pomnę. Wyszłam więc z czteropakiem na korytarz, do popielniczki, z nadzieją, że spotkam kogoś, z kim będę mogła podzielić się piwkiem i pogadać przy fajce. Znalazłam, a jakże! Kolegę, który tego samego dnia się wprowadził, obcokrajowca (KZG - kolega zza granicy). Siedzimy, pijemy, aż tu nagle wokół nas zrobiła się impreza (kto mieszkał kiedyś w DSie wie, że to wcale nic dziwnego). Nam się czteropak skończył, a że nowi goście częstowali hojnie Harnasiem, to nie pogardziliśmy. Cała zabawa przeniosła się do kuchni, a w tak zwanym międzyczasie, pojawił się rzeczony Adaś - już mocno "doświadczony". Doprawił jeszcze 3 piwami i oświadczył nam (ach, jakże dziękuję teraz losowi, że Adam postanowił nam wówczas o tym powiedzieć!), że idzie spojrzeć, czy rowery stoją.

Po pół godzinie trochę zaczęliśmy się niepokoić, ale sprawa została olana. Po prawie godzinie postanowiliśmy kolegi poszukać. Szczęśliwie na drugim piętrze też była impreza i wszyscy zgodnie orzekli, że Adasia u nich nie było, ani nie schodził po schodach. Zaczęliśmy więc przetrząsać toalety i pokoje dziewcząt ewentualnie chętnych do przygarnięcia Adasia pod kołderkę. Niestety, kamień w wodę. Właściwie już zrezygnowaliśmy i wracaliśmy do kuchni, kiedy KZG zauważył, że przecież nikt pod męski prysznic nie szedł (wszyscy ostro katowali w kuchni), a światło się pali i do tego okno jest otwarte!

I tutaj zaczyna być (prawie) tragicznie.

KZG rzuca się do okna i dyskretnie za nie wygląda. Odwrócił się już blady jak ściana i oświadczył, że Adaś tutaj jest, siedzi na zewnętrznym parapecie. Dla tych, którzy jeszcze nie kumają: to był zewnętrzny parapet trzeciego wysokiego piętra, gdzie na dole było pełno śmieci, w tym metalowych niezidentyfikowanych części. Gdyby spadł - trup na miejscu, nie byłoby czego zbierać.
Nie wiem, czy wiecie, jak to jest wytrzeźwieć w 0,003 sek. Jak wiem, bo właśnie wtedy wszystkim nam procenty uleciały, jakbyśmy w ogóle nie pili. Trzeba było pijanego chłopa stamtąd ściągnąć i nie zabić go przy okazji. Nie wchodziło w rachubę otwarcie drugiego okna, tego za nim, bo na pewno by się zsunął. W następnej sekundzie zapadła decyzja i KZG szybkim ruchem objął Adasia pod pachami, wychylając się z okna i równie prędko wciągnął go przez okno z powrotem do środka w asyście drugiego sąsiada.

Byliśmy wtedy przerażeni, jak nigdy w życiu. A co na to Adaś? Adaś schował przyrodzenie, oswobodził się w uścisku wku...wionych wybawicieli i oświadczył:
- Puśćcie, kuria! Muszę rączki umyć! Prawdziwy mężczyzna zawsze myje rączki po szczaniu!

Tak, Adaś wyszedł za okno się wysikać. Nawet nie olał sobie butów balansując na zewnętrznym parapecie.

Akademik

Skomentuj (14) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 611 (645)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…