Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#25794

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Kilka słów odnośnie znieczulicy. Jeszcze parę lat temu rodzice dokładali wszelkich starań, by madziara nie była egoistką i niewrażliwą na krzywdę. Jedno zdarzenie spowodowało jednak zdystansowanie się do tematu.

W podstawówce musiałam dojeżdżać dość spory kawałek do szkoły. Zazwyczaj w tę i z powrotem jeździłam z mamą autobusem. Zdarzało się również, że tata litował się nade mną i zabierał mnie samochodem do domu. Tak było i tego feralnego dnia.

Skończyłam lekcje wcześniej niż planowo. Zadzwoniłam po tatę, ale wiadomo - zanim dojedzie to minie trochę czasu. Musiałam kupić kilka zeszytów, więc podeszłam do sklepiku niedaleko szkoły. Po drodze jak to dzieciak, zagadałam się z koleżankami. W międzyczasie tata podjechał pod szkołę, zadzwonił spytać gdzie jestem, więc skierowałam go pod wspomniany sklep. No to ok, podjedzie. Wraca do auta, mija jakąś babcię ledwo co idącą, wsiada, pasy, sprawdza lusterka, babcia akurat za autem. Kluczyk w stacyjkę, pierwsze przekręcenie, silnik jeszcze nie odpalony i nagle zonk. Gdzie jest babcia? Szła tak wolno, a nigdzie jej nie ma. Tata wysiada z samochodu, podchodzi do tyłu i widzi jak babuleńka siedzi na chodniku. Mówi, że się przewróciła i prosi, żeby jej pomóc, najlepiej na pogotowie zawieźć, bo coś ręka ją boli. Ok, tata podnosi ją, pomaga wsiąść do samochodu. Po chwili podjeżdża po mnie, informuje gdzie jedziemy.

Na pogotowiu lekarz zaczyna badać babkę i pyta co się stało. Tata nie zdążył powiedzieć co się stało, kiedy ta wypala:
- ON mnie POTRĄCIŁ!
Tata oczy jak 5zł, w szoku totalnym. Zaczyna tłumaczyć jednak co się faktycznie stało. Prześwietlenie wykazało, że babka ma osteoporozę, a złamanie nadgarstka jest sprzed co najmniej tygodnia. Ale babka mówi, że potrącił, to lekarz musi wezwać policję.

Policja przyjechała, zobaczyła że rzekomym sprawcą jest wojskowy, to wezwali tylko żandarmerię i się ulotnili.

Bez urazy dla żandarmów, ale wiadomo jak wygląda prawo, wojskowe tym bardziej - "ofiara" ZAWSZE ma rację, a "sprawca" ma udowodnić, że jest niewinny. Nie istnieje tu coś takiego jak domniemanie niewinności i zbieranie dowodów zbrodni.

Wracamy na miejsce wypadku. Fotograf robi zdjęcia. Samochód zakurzony jak diabli, warstwa kurzu jednolicie gruba. Jak byk widać, że nie było mowy o kontakcie z pokrzywdzoną. Ba, jeden z żandarmów nawet twierdzi, że ta kobieta tak się utrzymuje wyłudzając odszkodowania. Ale zgłoszone, postępowanie przeprowadzić trzeba. Świadków jak na złość brak.

Numer domowy mieliśmy zastrzeżony. Podany tylko do celów prokuratury. Widocznie dla nich to nic nie znaczy, bo został udostępniony córce babki, która wydzwaniała do nas, bluzgała i twierdziła, że nas puści z torbami. Po prostu sielanka.

Po kilku tygodniach sprawa miała swój finał. Pseudo ugoda. Dowody świadczą o niewinności, ale że oskarżony jest wojskowym to i tak jest winny. Zapłaci 2000PLN i dostanie 2 lata w zawiasach. Dlaczego się zgodził? Bo gdyby ktoś tej babce podpowiedział, żeby teraz się nie zgodziła na to odszkodowanie, to może wyciągnąć nawet 200tys. zł.

Ciężko odchorowaliśmy cały stres związany ze sprawą. Ja osobiście przestałam wierzyć w jakiekolwiek prawo, a rodzice tak zacięli się w sobie, że nigdy więcej nie pomogą komuś nieznajomemu.

Skomentuj (31) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 763 (829)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…