Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany
Dzisiaj o dbałości o BHP w Instytucji, w której pracuję (jeszcze, póki mnie nie wywalą), która to dbałość kiedyś może doprowadzić do masowej zagłady. Właściwie wszyscy po trochu są winni: przepisy, szefostwo i podwładni. Głównie jednak chyba ludzka mentalność.

Otóż Instytucja zajmuje się pracą naukowo-oświatową i składa się głównie z laboratoriów, w których o wypadek nietrudno. Z początkiem każdego roku akademickiego musi się odbyć próbna ewakuacja.

Problem polega na tym, że w pracy w laboratorium taka ewakuacja przeszkadza jak nic innego. Są takie krytyczne momenty, w których pewne czynności trzeba wykonać w ściśle określonym czasie. Jeśli się próbkę zostawi wtedy choćby na 10 minut, materiał nad którym pracowaliśmy kilka-kilkanaście dni idzie się kochać. Nie mówiąc już o zmarnowanych odczynnikach.

Wszyscy szybko postanowili, żeby w laboratoriach taką próbną ewakuację po prostu ignorować. Jest to z pewnością niewłaściwe, niebezpieczne, niezgodne z regulaminem ale tak się robi i już.

W tym roku jednak Instytucja nas zaskoczyła. "Początek roku" potraktowano bardzo dosłownie, bo ćwiczenia odbyły się jakieś 10-15 minut po zakończeniu ceremonii rozpoczęcia roku. Jak zwykle osoby z sal wykładowych grzecznie wyszły, laboratoria zostały.

Jakież było nasze zdziwienie i konsternacja, gdy charakterystyczny brzęczyk odezwał się ponownie kilka tygodni później. Niektórzy trochę się zaniepokoili, bo pamiętaliśmy, że tegoroczne ćwiczenia zostały już odbębnione. Nikt jednak nie myślał o porzuceniu cennych próbek.

Kotłowaliśmy się w laboratoriach dobre 10 minut, częściowo kończąc pracę, częściowo usiłując się zorientować, co się dzieje. Centrum Dowodzenia włączające alarm przy próbnych ewakuacjach nic nie wiedziało. W końcu Szef Szefów przyszedł spytać, co sądzimy o tym, żeby jednak wyjść. Niektórzy udawali, że wychodzą a zaraz potem wrócili do swojej pracy, inni z ociąganiem udali się w stronę klatek schodowych, zabierając po drodze papierosy i drobne na przekąskę - bo z przymusowej przerwy trzeba skorzystać.

Reasumując: jakieś 20 minut po włączeniu alarmu blok opuściła może 1/4 ludzi - w momencie, gdy byliśmy niemal pewni, że to nie ćwiczenia.

Okazało się w końcu, że wcześniej system nawalał i ktoś odpalił go, by sprawdzić, czy tym razem da radę. To tylko utwierdziło nas w przekonaniu, że wszelkie próby opuszczenia budynku po włączeniu alarmu są tylko stratą czasu.

Wspólnie doszliśmy do wniosku, że przez tę alarmową tresurę wszyscy kiedyś zginiemy, do ostatnich sekund życia przekonani, że nic złego się nie dzieje.

Instytucja

Skomentuj (6) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 180 (198)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…