Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#27240

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Piekielni - dziękuję :)

Tymi słowami chciałabym rozpocząć swoją dzisiejszą, świeżą historię. Dzięki przeczytaniu na tym portalu kilku historii o dworcowych wyłudzaczach pogoniłam dziś takowego na cztery wiatry.

Miejsce i czas akcji: Dworzec PKP przy ul. Andrzeja - Katowice, dziś, krótko po godzinie 12.00.

Osoby:
Ewunian - przyjezdna, na stałe nie zamieszkała w Katowicach
Chłopak - zarośnięty dwudziestokilkulatek z wymiętą kartką w dłoniach, z "kaczym" chodem spowodowanym chorobą
Podróżni - osoby postronne, gapie

PS. Wstęp można pominąć, chociaż trochę wyjaśnione w nim będzie moje takie, a nie inne zachowanie w stosunku do "bab i dziadów proszalnych".

Wstęp:
Pochodzę z małej małopolskiej wsi. Z rodzinnego domu wyniosłam pewien typ zachowania wobec żebrzących. Kiedy na horyzoncie zjawiała się "osoba potrzebująca" - czy to miejscowy pijaczyna, Romowie, czy po prostu ubogi człowiek - w moim domu rodzinnym nie miała taka osoba szans na dostanie "gotówki". Zawsze była takiemu potrzebującemu proponowana żywność - np. rosół na miejscu, jajka/mleko/mięso "na wynos", oczywiście wiktuały dostawane za drobne prace polowe- bramę obmalować, krzewy przyciąć. Pieniądze daliśmy tylko raz - kiedy jeden jedyny raz taki ubogi z własnej woli zaproponował skoszenie naszej łąki.
KONIEC wstępu.


Historia właściwa:
"Mieszkam" aktualnie daleko od domu rodzinnego. Aby dostać się na uczelnię, muszę jeździć autobusami. Stoję więc na Dworcu, czekając na moją kilkunastometrową limuzynę. I widzę Chłopaka. Podchodzi on do każdej osoby, pokazuję kartkę i czeka... Wgapia się w staruszki i w studentki ze wzrokiem zbitego psa. Gdzieniegdzie słychać brzdęk monet - Podróżnych cała masa, więc słychać to dość często.

Jako że nie mam zaufania do takich osób, zawsze daje drobne kwoty, do złotówki (zazwyczaj 50 groszy), wykręcając się moim etapem edukacji. Jeśli ktoś naprawdę jest potrzebujący, weźmie i tą "połówkę". Jeśli żebra na złocisty trunek - popatrzy z byka i poklnie, że musi się jeszcze nachodzić.

Tak było (a raczej miało być) i z Chłopakiem. Mimowolnie grzebię w portfelu w poszukiwaniu monety. Nagle mój wzrok pada na kartkę, a tam napis "Zbieram na bilet do Rybnika". Zaczyna mi coś trybić w umyśle zmąconym uczelnianymi zajęciami. Patrzę na zarośniętą facjatę Chłopaka. Nożesz, kurka... Wypalam do Owego:

- Wczoraj ci z tego automatu kupiłam bilet za swoje pieniądze. Dzisiaj ci już kolejnego nie wydrukuję, ten wczorajszy jest jeszcze ważny. Jeszcze nie pojechałeś do tego swojego Rybnika? A jak już żebrzesz na co innego, to zapamiętuj sobie ludzi, którym podtykasz kartkę do przeczytania...

Ludzie! Uzdrowiłam człowieka! Jeszcze nigdy nie widziałam, by ktoś o kuli, poskręcany niczym paragraf, z kabłąkiem zamiast prostych nóg - poprostował się, ozdrowiał w ciągu pięciu sekund i zwiał tak szybko, że swojej kuli zapomniał...

Dworzec+żebracy

Skomentuj (3) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 185 (205)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…