Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#28698

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Od września zeszłego roku mój 5-letni synek uczęszcza do przedszkola. Wszyscy zadowoleni - teściowie nie musieli zajmować się dzieckiem, mąż i ja nie musieliśmy się martwić o to kto zostanie z Kacperkiem.

Koło listopada w przedszkolu zaczęła się epidemia grypy żołądkowej. Choroba padła również na naszego syna. W domu czuł się dobrze, problemy zaczęły się w przedszkolu. Zwymiotował na siebie, po czym z płaczem poszedł do pani przedszkolanki. Miał nadzieję, że pani zadzwoni do mnie, jednak ta skrzyczała go o to, że zabrudził ubranie i kawałek wykładziny. Wyprowadziła dziecko na korytarz i zabroniła wracać do dzieci. Mały siedział na ławeczce, z gorączką, w brudnym ubranku. Dopiero po jakimś czasie nauczycielka zadzwoniła do mojej teściowej. Niestety nie mogła odebrać Kacpra, więc zadzwoniła do mnie. Przyjechałam najszybciej jak mogłam.
Na miejscu zobaczyłam synka ze łzami w oczach, bladego jak ściana, w brudnej koszulce i brudnych spodenkach, ponieważ dostał on również biegunki.
Dziecko siedziało na ławce, a inne dzieci miały do niego nie podchodzić.

Kiedy mnie zobaczył rzucił się na mnie, szybko go przebrałam i zawiozłam do lekarza.
Na drugi dzień wpadłam do przedszkola i nawrzeszczałam na przedszkolankę czemu nie przebrała dziecka, skoro miał zmienny strój w szafce i dlaczego w ogóle go nie umyła.
Stwierdziła, że to nie jest jej obowiązek.
Przenieśliśmy syna do innego przedszkola. Gdy zachorował w zimie, pani opiekunka zadzwoniła do nas od razu i odpowiednio zajęła się dzieckiem.

piekielne_przedszkole

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 787 (851)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…