Mój świętej pamięci dziadek był murarzem, a po osiągnięciu bardzo statecznego wieku został "przygarnięty" przez miastowego kamieniarza. Pomagał w stawianiu nagrobków, naprawiał je, wykonywał drobne prace, nadzorował młodszych pracowników.
Pamiętam marmurowe i żelazne krzyże, które leżały na naszym podwórzu w tamtym okresie. Fajne miejsce do zabaw, prawda? Kiedy byłam mała, budowałam okazałe pomniki dla każdej rozjechanej żaby i zdechłego szczura, i z wielką werwą odprawiałam uroczyste msze żałobne. Lubiłam chodzić z dziadkiem na cmentarz i oglądać jak dyryguje młodszymi pracownikami. Czasem nawet pozwalał mi "popilnować ich", a ja, z dziecinna powagą przechadzałam się z rękami w kieszeni i ponaglałam ich do pracy.
Któregoś razu dziadzio był na cmentarzu ze mną i jednym z pomocników. Naprawiali uszkodzoną w czasie pochówku płytę, był to dzień pogrzebu, grób nie był jeszcze na trwałe zamknięty a tylko zakryty, a ziemia nie była całkowicie wsypana do środka, bo panowie którzy się tym zajmowali mieli dopiero dojechać na miejsce.
W tym momencie na cmentarzu pojawiła się rodzina zmarłego - córka i zięć.
Poprosili dziadka i pracownika, żeby podnieśli płytę i trumnę do góry. Powód?
- Bo zapomnieliśmy że tato w złotej obrączce pochowany. I garnitur taki dobry na pogrzeb miał, ale mu już dla robaków nie potrzebny.
Dziadek zsiniał, zzieleniał, i starał się coś powiedzieć. Ubiegłam go.
- Ale to pana tato będzie chodził w niebie goły? Zimno mu będzie.
Nastąpiła chwilka ciszy, po której Piekielna rodzinka próbowała się jeszcze doprosić ekshumacji zwłok, ale niestety mój dziadek już głos odzyskał i zaoferował im masaż odcinka lędźwiowego kręgosłupa szpadelkiem.
Najgorsze jest, że gdyby to oni płacili za pogrzeb a nie wdowa, to ich żądanie musiałoby zostać spełnione.
Pamiętam marmurowe i żelazne krzyże, które leżały na naszym podwórzu w tamtym okresie. Fajne miejsce do zabaw, prawda? Kiedy byłam mała, budowałam okazałe pomniki dla każdej rozjechanej żaby i zdechłego szczura, i z wielką werwą odprawiałam uroczyste msze żałobne. Lubiłam chodzić z dziadkiem na cmentarz i oglądać jak dyryguje młodszymi pracownikami. Czasem nawet pozwalał mi "popilnować ich", a ja, z dziecinna powagą przechadzałam się z rękami w kieszeni i ponaglałam ich do pracy.
Któregoś razu dziadzio był na cmentarzu ze mną i jednym z pomocników. Naprawiali uszkodzoną w czasie pochówku płytę, był to dzień pogrzebu, grób nie był jeszcze na trwałe zamknięty a tylko zakryty, a ziemia nie była całkowicie wsypana do środka, bo panowie którzy się tym zajmowali mieli dopiero dojechać na miejsce.
W tym momencie na cmentarzu pojawiła się rodzina zmarłego - córka i zięć.
Poprosili dziadka i pracownika, żeby podnieśli płytę i trumnę do góry. Powód?
- Bo zapomnieliśmy że tato w złotej obrączce pochowany. I garnitur taki dobry na pogrzeb miał, ale mu już dla robaków nie potrzebny.
Dziadek zsiniał, zzieleniał, i starał się coś powiedzieć. Ubiegłam go.
- Ale to pana tato będzie chodził w niebie goły? Zimno mu będzie.
Nastąpiła chwilka ciszy, po której Piekielna rodzinka próbowała się jeszcze doprosić ekshumacji zwłok, ale niestety mój dziadek już głos odzyskał i zaoferował im masaż odcinka lędźwiowego kręgosłupa szpadelkiem.
Najgorsze jest, że gdyby to oni płacili za pogrzeb a nie wdowa, to ich żądanie musiałoby zostać spełnione.
Ocena:
783
(863)
Komentarze