Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#30329

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Działo się to ładnych kilka lat temu.

Piotr miał ciężkie porażenie mózgowe. Kiedy przyszedł do szkoły średniej, zaczynając naukę indywidualną (na terenie szkoły, ale miał oddzielną salę), jeździł na wózku, nie potrafił utrzymać w buzi śliny (zapominał przełykać), w sytuacjach większego skupienia często oddawał pod siebie mocz i kał. Miał również problemy z artykułowaniem głosek - wszystkich, nie tylko tych logopedycznie trudnych. Ale dzieciak był niesamowicie inteligentny, pojętny, chętny do współpracy i niesłychanie sympatyczny. I świetnie zdawał sobie sprawę z tego, co odstawiają jego rodzice.

Jego rodzice z minami skazańca wozili go do większego miasta powiatowego(WMP) na rehabilitację, która nic nie dawała. I właściwie o to chodziło opiekunom Piotra, bo im bardziej "wyglądał na upośledzonego", tym więcej dostawali na niego pieniędzy. Nauczyciele ciężką pracą starali się rehabilitować go podczas swoich zajęć* i szybko zaczęło to dawać efekty - w ciągu roku Piotr kontrolował już swoje odruchy fizjologiczne, nikomu nie robił krzywdy nagłymi ruchami rąk, wręcz z miesiąca na miesiąc jego dykcja się poprawiała. Nawet nie wiecie, ile szkołę kosztowało to serca i wysiłku, szczególnie, że rodzicom nie było to na rękę...

Rodzice nie kończyli bynajmniej na zaniechaniach w rehabilitacji. Kiedy dziecko na wózku zaczynało im przeszkadzać bardziej niż zwykle (raz w miesiącu minimum), Piotr był przez opiekunów podtruwany rtęcią z rozbitego termometru. NIKT w WMP nie wpadł na pomysł, żeby zainteresować policję faktem, że co 3 tygodnie ląduje u nich upośledzone, niepełnosprawne ruchowo dziecko. Szkoła wiedziała, ale miała związane ręce, bo GOPS nie widział w domu żadnej patologii.

Rodzice Piotra mieli możliwość posłania go do szkoły z internatem, gdzie miałby ciągłą opiekę rehabilitanta, basen, w pełni wyposażone sale gimnastyczne, nowy wózek i - co najważniejsze - miejsce w klasie integracyjnej! Jedynym "kosztem" byłoby przelewanie zapomogi z ZUSu na konto szkoły. Jaka była decyzja rodziców? (Mimo licznych rozmów np. z pedagogiem szkolnym i dyrekcją) Nie posłali, bo oni wolą pieniądze.

I "wisienka na torcie", przez którą mam łzy w oczach za każdym razem, kiedy sobie o tym przypominam: w czasie, kiedy Piotr był w domu, bo rodzice go "chwilowo tolerowali", miał za zadanie tłuc masło w słoiku (chodzi o to, że potrząsa się słoikiem wypełnionym śmietaną zebraną z mleka, aż do wytworzenia się masła). Matka wręczała mu ten słoik mówiąc: "Masz, rób, bo to jedyne, do czego się nadajesz".

*Wiadomo, że nie była to profesjonalna rehabilitacja, ale np. pani od wiedzy o kulturze ćwiczyła z Piotrem oddychanie i namawiała go do śpiewania, chemik i fizyk starali się, żeby wszystko, co mu przynoszą do pokazania, mógł potrzymać w dłoni, geograf ćwiczył z nim skupianie wzroku na mapie itd. itp. Wierzcie na słowo, że zarówno nauczyciele, jak i Piotr włożyli w tę małą rehabilitację ogromną pracę.

wielka tragedia małego człowieka

Skomentuj (19) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 914 (968)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…