Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#32931

przez (PW) ·
| Do ulubionych
O tym, jak zraziłam się do ginekologów i nigdy, choćbym umierała, nie pójdę do innego, niż Pani Doktor (tak, z wielkiej litery) w moim rodzinnym miasteczku. Wolę jechać to kilkadziesiąt kilometrów, niż po raz kolejny tracić nerwy u obcego lekarza.
Dlaczego? Odwiedziłam trzech lekarzy we Wrocławiu, do żadnego nie wrócę.

Sytuacja pierwsza.

Sesja zimowa w ubiegłym roku. Poranek egzaminu z literatury, wstałam z łóżka i równie szybko padłam na nie z powrotem. Boli jajnik. Bardzo.
Zarejestrowałam się na prywatną wizytę, chłopak zaniósł mnie do tramwaju i z tramwaju do przychodni. Do lekarza poszłam sama.
Pan dochtór zbadał mnie, zrobił USG, przy którym chichotał, że urządzenie do USG dopochwowego przypomina mu trochę zabawkę z sex shopu. Spytał, czy mam chłopaka. Potwierdziłam. Zachichotał, że nie dziewica, to pewnie lubimy się zabawiać. Nie odpowiedziałam.
Powiedział mi, że on nic poważnego nie widzi, ale przepisze leki i zachichotał, że jakbyśmy z chłopakiem rady potrzebowali, to on chętnie udzieli. Powstrzymałam się od trzaśnięcia go w twarz i wyszłam.
"Leki", które mi przepisał były globulkami antykoncepcyjnymi.

Sytuacja druga.

Kolejna wizyta w prywatnej przychodni, tym razem u pani doktor. Młoda kobieta, bardzo konkretna, zadała kilka pytań, kazała się rozebrać i usiąść na krześle.
Kiedy już się usadziłam, do gabinetu weszła pani z rejestracji. I stała, (za przeproszeniem) zaglądając mi w krok i rozmawiając z badającą mnie lekarką. Nie czułam się zbyt komfortowo.
Cóż, nie ukrywam, że nie wróciłam tam więcej.

Sytuacja trzecia.

Z racji tego, że nie miałam jak wybrać się do mojej lekarki, a kończyły mi się tabletki, musiałam pójść do jakiegokolwiek lekarza. Tym razem padło na przychodnię publiczną. Dzierżąc w ręku zaświadczenie o przyjmowanych tabletkach weszłam do gabinetu i poprosiłam o ich wypisanie. Starszawa pani doktor popatrzyła na mnie znad okularów, po czym zapytała o wiek. Odpowiedziałam, że 22 lata.
- Męża ma? - Padło pytanie, bezosobowe, co doprowadza mnie do szału.
- Nie ma. - Odpowiedziałam, zgodnie z prawdą zresztą.
- Chłopaka ma? - jakie to ma znaczenie? Ale myślę sobie, ok, potrzebuję tabletek, odpowiem.
- Narzeczonego.
- To jakie tabletki? Po co? - Obruszyła się lekarka. - W tym wieku to o dziecko się starać trzeba!
- Ale studia...
- Studia nie zając! Ja tabletek nie wypiszę! Dzieci rodzić! - Trach! Podarła moje zaświadczenie.
Przyznam szczerze: jak jestem pyskata, tak nie wiedziałam, co powiedzieć. Z rozdziawioną buzią wzięłam torebkę i wyszłam, nawet nie będąc w stanie trzasnąć drzwiami.

Zastanawiam się, czy tylko ja mam takie szczęście, czy Wrocław jest miastem do tego stopnia pokręconym?

ginekologia...

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 631 (761)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…