Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#33157

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Pracuję w restauracji.

Przed świętami Bożego Narodzenia ustawiliśmy na sali pokaźnych rozmiarów choinkę. Dla pewności przywiązaliśmy ją 4 linami do różnych bardzo ciężkich przedmiotów. Po prostu nie było siły jej przewrócić, nawet jak się na nią wpadło (ćwiczyliśmy to, pomni na pijanych gości, którzy mogliby ją niechcący stratować). Okazało się jednak, że nie mieliśmy racji.
Któregoś dnia zawitała do nas grupka kilku dorosłych osób z małymi (na oko 5 lat) dziećmi.

Maluchy od razu pobiegły do kącika zabaw krzyczeć wniebogłosy, rzucać się klockami, drzeć kolorowanki i łamać kredki. Myślę sobie - może rodzice nie nauczyli jak się obsługuje kredki i kartki? Idę potworkom wytłumaczyć co i jak. Nie były za sympatyczne, ale widać przeraziłam ich swoją osobą i się uspokoiły. Jedno nawet zaczęło kolorować, co uważam za mój "wychowawczy" sukces.

Wróciłam na bar i zajęłam się nalewaniem piwa. Wtem słyszę huk. No jasne, ktoś przewrócił choinkę. Nie wiem jak, ale gratuluję, musiał być bardzo uparty. Przylatuje matka jednego z dzieciaków.
-Ty chcesz zabić moje dziecko?! Najpierw zabraniasz mu się bawić, a teraz wywracacie na niego taką wielką choinkę!!!! - No tak, mam zdolności telekinetyczne i potrafię coś przewrócić z odległości 10 metrów.
-Najmocniej panią przepraszam. Proszę w takim razie nie zbliżać się z malcem do choinki, wtedy na pewno się nie przewróci.
Pani dostała piany na pysku, wzięła dzieciaka za fraki i coś mu tłumaczyła. Poszłam do nieszczęsnego drzewka zbadać straty i posprzątać. Co się okazało?

Było odwiązane z trzech stabilizujących lin... Rany, na to bym nie wpadła. OK, wiążę mocniej robiąc jakieś abstrakcyjne i skomplikowane węzły, sprzątam resztki jedynej szklanej bombki i wracam na bar.
Pół godziny spokoju. Choinka znowu ląduje na ziemi. Tu już nie wytrzymałam, patrzę ten sam dzieciak, w jego łapce kawałek sznura. Co za wredny smarkacz?! Tym razem ja podchodzę do matki.
-Proszę pani, mówiłam już, żeby uważać na synka. Znów przewrócił choinkę, z tego co widzę, to specjalnie. - Kącik dla dzieci jest sporo oddalony od choinki, tak samo jak i stolik tej kobiety. Naprawdę nie może zapanować nad dzieckiem?
-ON SIĘ BĘDZIE BAWIŁ TAM GDZIE MU SIĘ PODOBA!!! I TY TU JESTEŚ OD SPRZĄTANIA WSZYSTKIEGO CO ON ZROBI!!! BO JA JESTEM KLIENTEM I ŻĄDAM OPIEKI NAD MOIM DZIECKIEM! - Ooo przepraszam. Tego już było za dużo.
- Nie mamy w restauracji animatorów dla dzieci, wobec czego jedyną osobą, która za to dziecko odpowiada jest pani. Proszę go pilnować, bo zakłóca spokój innym gościom. - odpowiedziałam na tyle spokojnie, na ile byłam w stanie. Szybko się denerwuję :)
- ON JEST CIĘŻKO CHORY! MA ADHD!!! WSZYSCY MUSZĄ SIĘ NIM OPIEKOWAĆ, JA MAM PAPIERY I JA TO ZGŁOSZĘ! - haha, co drugi dzień sporo osób z wyimaginowanym problemem chce to gdzieś zgłaszać. Gdzie? Może do NASA... W każdym razie pani mocno krzyczała, nie będę tu wszystkiego przytaczać, bo i tak wszystko trzeba by było wypikać.

Stanęło na tym, że kiedy zaczęły mi się trząść ręce ze złości, wręczyłam jej szufelkę i zmiotkę mówiąc:
- Jeżeli pani syn może się bawić gdzie chce, to dobrze. Proszę tylko usunąć efekty jego zabawy.
Pani zrobiła się purpurowa i zmyła się do stolika, chyba nieświadomie dzierżąc zmiotkę. Wyglądało to przekomicznie.
Na koniec ich kolacji podszedł do mnie znajomy babska i gorąco przepraszał za jej zachowanie. Powiedział, że wszędzie gdzie są, to ona zawsze musi narobić im obciachu. :)

gastronomia

Skomentuj (27) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 746 (780)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…