Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#35105

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Mieszkam w UK. Z racji pracy / działalności dość często mam kontakt z różnymi urzędami, kurierami, listonoszami itp. Do tej pory było bezproblemowo i niepiekielnie. Aż na początku maja cały ten spokój poszedł o kant tyłka potłuc.

Pewnego dnia wracam do domu i patrzę przy drzwiach leży awizo. Idę więc na drugi dzień na pocztę - co ważne, nie jest to taka zwykła poczta, a bardziej punkt wydawania awizowanych paczek plus główna poczta / sortownia na to miasteczko. Czyli nadać nic, awizowane odebrać tak, z tego miejsca wychodzą / wyjeżdżają w rejon listonosze.

Wchodzę więc do tego ciasnego pomieszczenia (miejsce na max 2 osoby, pod ścianą krzesło), podaję awizo i mówię, że na paczce może być oprócz nazwy firmy jeszcze moje nazwisko. Pan znika w czeluściach magazynu i przepadł. Mija minuta, dwie, trzy.. po pięciu wraca i mówi, że nie może paczki znaleźć, ale żebym przyszła na drugi dzień. Zapisał sobie, co i jak, oddał awizo i tyle.

Przychodzę na drugi dzień i sytuacja się powtarza. Dodatkowo Pan przeszukuje pewien zeszyt, gdzie wpisywane są wszystkie powracające paczki. Nic. Nie ma. Przepadło. Awizo nie jest zbyt pomocne, gdyż poza nabazgraną nazwą firmy, adresem oraz tym, że jest to paczka rejestrowana nie ma nic. A już na pewno nie ma numeru paczki. Pan prosi, żebym wpadła jeszcze jutro, on spyta się listonosza, co zrobił z paczką (zabrzmiało ciekawie, ale co tam).

Wyszło tak, iż mogłam iść na pocztę dopiero po weekendzie. Poniedziałek, godzina 14:15, wchodzę.

I standardowo z czym ja i po co. I nagle facet (zupełnie inny) zaczyna zawodzić:
- Why does it always have to be me?!?! Why?!?!

Ja lekkie zdziwienie, ale nic się nie odzywam. A facet dalej z tym swoim dlaczego i dlaczego.
- A mogłem iść do domu jak skończyłem pracę, to nie, musiałem zostać...

Olewam pana, mówię mu tylko, że byłam już 2 razy w zeszłym tygodniu i że nie można było znaleźć paczki. Pan posłał mi mordercze spojrzenie i wyciąga znajomy już zeszyt. Nieśmiało mówię mu, iż zeszyt był już sprawdzany i nic to nie dało.

I się zaczęło, nic tylko why i why i why. Zdenerwowałam się i powiedziałam, żeby sobie spokojnie szukał, ja poczekam siedząc na krześle.

- No tak, też bym tak chciał! A nie od 6 rano na nogach cały czas! I dlaczego ja nie poszedłem do domu jak skończyłem pracę! WHY?!?!?

Tu mnie już z lekka w*&rwił bo albo pracuje i nie marudzi albo idzie do domu. Pan po chwili wrócił i mówi (cały czas trzymając w ręce awizo, co ważne), że on tutaj mi teraz nic nie pomoże, ale żebym podała numer telefonu, on jutro pogada z tym listonoszem, który to zostawił i się go spyta.

Ja karpik, bo chyba to już miało być zrobione, ale nic, za dobrze wychowana jestem. Podaję mu ten numer i pan go sobie zapisuje.. na moim awizo. Grzecznie więc mówię żeby sobie te dane z awizo przepisał na inna kartkę, bo ja awizo zabieram. I znowu, tylko o 10 decybeli więcej: a co ja sobie nie myślę, że po co mi to awizo, że co on niby z tym zrobi, że jak listonosz na to spojrzy i jeśli to on tam był (coo!?!?) to może sobie przypomni itp itd.
Ja znowu swoje, że awizo zabieram, bo to jest mój jedyny dowód, że Royal Mail próbowało coś doręczyć, ale najprawdopodobniej to zgubiło. A pan znowu swoje.

W końcu się Zdenerwowałam przez duże Z, co u mnie oznacza sytuacje stresowe, nerwowe i takie, w których jestem bezsilna. A rezultat jest jeden - beczę niekontrolowanie. Chcąc więc uniknąć tego upokorzenia, zbieram ostatnie siły i mówię, że może sobie mówić, co chce, ja awiza nie zostawiam. Koniec kropka.

Pan pomarudził, ponarzekał, ale dane przepisał. Powiedział mi też, żebym przyszła na drugi dzień, tylko koniecznie po 14, kiedy jego już na pewno nie będzie w pracy.

Słodkie, co nie?

Na drugi dzień przemiły pan z lokalnej poczty podpowiedział mi, że paczki rejestrowane są zawsze skanowane, więc nawet jeśli nie mam tego numeru, może będą w stanie sprawdzić w systemie paczkę i potem sprawdzić co się z nią stało.

Jest 14:30, z duszą na ramieniu wchodzę i ... tak, za lada "mój przemiły" pan z dnia poprzedniego. Wierzcie mi, obydwoje pomyśleliśmy sobie dokładnie to samo, było to wręcz widać i prawie że słychać:

JA: Dlaczego to, k*rwa, zawsze muszę być ja?!?!
Pan: Why does it always have to be me?!?!?

Paczka po dziś dzień się nie znalazła. Reklamacji nie składałam, bo nawet nie wiem czy to była pomyłka, zwrot, serwis, reklamacja, złoty słoń z diamentem w d..ten trąbie przesłany w prezencie od tajemniczego wielbiciela.. no nic. Nikt też się nie zgłosił do tej pory (odpukać) w sprawie tej paczki...

Royal Mail

Skomentuj Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 50 (126)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…