Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#35316

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Słoneczny, zimowy dzień. Jestem w odwiedzinach u rodziców i idę sobie do sklepu. 50m od domu przechodzę obok młodego chłopaka - stoi pochylony, ręce na kolanach.
Pytam, czy coś się stało. Podnosi głowę i patrzy na mnie niezmierzenie pustym wzrokiem. Pytam dalej. Nic. Pytam głośniej, czy mnie słyszy. Chłopak zatacza się na mnie, przytrzymuję, opieram go o stojące nieopodal auto (chudy był jak szczypiorek). W ręku ściska upaprany woreczek. Nie znam się na tym specjalnie, ale skojarzyłam fakty. Jako, że ze strony chłopaka brak reakcji, ale i w sensie fizycznym nic mu specjalnie nie dolega, odchodzę kawałek i dzwonię na 112.

Podałam opis sytuacji, dokładny adres. Dyspozytorka nie wie, czy wysyłać pogotowie, czy policję, pyta mnie. Ja też nie wiem, chłopak agresywny nie jest, raczej nikomu nie zagraża, zagrożenie życia też nie ma, no ale normalna sytuacja to chyba nie jest, może coś się stać, więc jakieś służby powinny się tym zająć. Ok, pani przyjmuje zgłoszenie. Pytam, czy powinnam zostać, aż ktoś przyjedzie. Pani mówi, że nie. Poszłam dalej w swoją stronę, ale wracając ze sklepu po 20min zaszłam jeszcze w miejsce, w którym go spotkałam. Ni śladu. Czyli zabrali. Jakoś nieswojo mi było, poszłam do domu.

Po jakichś dwóch godzinach jadę autem z kolegą akurat ulicą, na której znalazłam amatora kleju, dzwoni telefon, numer stacjonarny. Odbieram.
-Dzień dobry, tu pogotowie. Zgłaszała pani na ulicy piekielnej odurzonego chłopaka.
-Zgadza się.
-A skąd pani wiedziała, że jest naćpany?
Myślę sobie, ki czort, coś źle powiedziałam, z pretensjami dzwonią czy co? Ale tłumaczę, że mówiłam, że prawdopodobnie naćpany, zaznaczając, że autorytetem w tej kwestii nie jestem, ale jak po coca-coli to on nie wyglądał. I tu zaczyna się robić coraz dziwniej.
-A jest pani tam przy nim?
-??? Jak to przy nim?
-Czy jest pani jeszcze na miejscu zdarzenia?
-...Proszę pani, ja to zgłaszałam DWIE GODZINY temu! Byłam tam potem, nikogo już nie było, myślałam, że go zabraliście!
-Ale jak to, ja przed chwilą dostałam zgłoszenie!
-Powtarzam, zgłosiłam DWIE GODZINY termu...
-No niemożliwe... To co teraz?
-Nie wiem co teraz, teraz to niech pani nikogo nie wysyła, bo tam już nikogo nie ma.
-Aha... To ja to jeszcze sprawdzę...
I się rozłączyła. A mnie zostawiła z rozdziawioną buzią.

Co do cholery, działo się z moim zgłoszeniem przez dwie godziny?? I co, gdybym zgłaszała np. zawał i była na tyle niefrasobliwa, by mimo zagrożenie życia odejść od chorego??

Skomentuj (21) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 663 (725)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…