Kolejny odcinek o mojej ulubionej rodzince.
Państwo P. (Piekielni, Patologiczni; rozwińcie skrót jak chcecie) mają dwoje dorosłych dzieci - córkę i syna.
Oboje przez jakiś czas pracowali i mieszkali w domu z rodzicami.
Syn zarabia nieźle, całość zarobionych przez siebie pieniędzy wydaje na własne przyjemności: wycieczki, imprezy, iPody, iPady, iRóżne inne rzeczy.
Córka zarabiała nieco gorzej. Równo połowę wypłaty musiała oddawać rodzicom za mieszkanie, prąd, wodę... W sumie zdzierali z niej bardziej, niż niejeden krakowski sknera ze studenta na stancji. Zbuntować się nie bardzo mogła, bo pracowała u znajomych ojca. Siedziała cicho i zbierała pieniądze na wyprowadzkę do innego miasta.
Uważam za słuszne i sprawiedliwe, aby dorosłe, pracujące dziecko wspierało rodziców finansowo, tylko skąd ta asymetria?
Dodatkowym smaczkiem jest to, że córka po powrocie z pracy pomagała jeszcze w pracach domowych (mimo, że matka nie pracuje, siedzi całymi dniami w domu i spokojnie mogłaby wszystko ogarnąć), natomiast syn mógł wracać do domu kiedy chciał, dostawał obiad podstawiony pod nos, a jeśli nie daj Boże wrócił po imprezie pijany, przynoszono mu do łóżka picie, kefir i miskę, żeby nawet do Wielkiego Ucha nie musiał wstawać. Nigdy sam nie wyprasował sobie koszuli, nie zrobił kanapek. O tym, jak bardzo obce były mu problemy życia codziennego świadczy chociażby to, że kiedyś zostawszy sam w domu potrafił zadzwonić do siostry z pytaniem, jak się zaparza herbatę.
Sytuacja nieco się zmieniła, dawne urazy mogłyby już pójść w niepamięć. Ostatnio jednak rzeczona córka nieco pokłóciła się z ojcem o wychowanie brata. Postanowiła wyjaśnić co nieco.
"Ja przecież połowę pensji oddawałam na dom."
"Nie przypominam sobie. Nigdy nic nie dawałaś." - odparł Pan Ojciec.
Innymi słowy "Cokolwiek powiesz nie masz racji, ponieważ nie i już".
Państwo P. (Piekielni, Patologiczni; rozwińcie skrót jak chcecie) mają dwoje dorosłych dzieci - córkę i syna.
Oboje przez jakiś czas pracowali i mieszkali w domu z rodzicami.
Syn zarabia nieźle, całość zarobionych przez siebie pieniędzy wydaje na własne przyjemności: wycieczki, imprezy, iPody, iPady, iRóżne inne rzeczy.
Córka zarabiała nieco gorzej. Równo połowę wypłaty musiała oddawać rodzicom za mieszkanie, prąd, wodę... W sumie zdzierali z niej bardziej, niż niejeden krakowski sknera ze studenta na stancji. Zbuntować się nie bardzo mogła, bo pracowała u znajomych ojca. Siedziała cicho i zbierała pieniądze na wyprowadzkę do innego miasta.
Uważam za słuszne i sprawiedliwe, aby dorosłe, pracujące dziecko wspierało rodziców finansowo, tylko skąd ta asymetria?
Dodatkowym smaczkiem jest to, że córka po powrocie z pracy pomagała jeszcze w pracach domowych (mimo, że matka nie pracuje, siedzi całymi dniami w domu i spokojnie mogłaby wszystko ogarnąć), natomiast syn mógł wracać do domu kiedy chciał, dostawał obiad podstawiony pod nos, a jeśli nie daj Boże wrócił po imprezie pijany, przynoszono mu do łóżka picie, kefir i miskę, żeby nawet do Wielkiego Ucha nie musiał wstawać. Nigdy sam nie wyprasował sobie koszuli, nie zrobił kanapek. O tym, jak bardzo obce były mu problemy życia codziennego świadczy chociażby to, że kiedyś zostawszy sam w domu potrafił zadzwonić do siostry z pytaniem, jak się zaparza herbatę.
Sytuacja nieco się zmieniła, dawne urazy mogłyby już pójść w niepamięć. Ostatnio jednak rzeczona córka nieco pokłóciła się z ojcem o wychowanie brata. Postanowiła wyjaśnić co nieco.
"Ja przecież połowę pensji oddawałam na dom."
"Nie przypominam sobie. Nigdy nic nie dawałaś." - odparł Pan Ojciec.
Innymi słowy "Cokolwiek powiesz nie masz racji, ponieważ nie i już".
patologia rodzinna
Ocena:
563
(639)
Komentarze