Wygrałam rower miejski. Pełnia szczęścia, radość i meksykańska fala. Spełniło się moje marzenie.
Po pierwszej fali radości przyszedł czas na rozsądek. Myślę sobie, 'kurcze rower o wartości mojej trzykrotnej pensji, trzeba coś zrobić bo jak ukradną, będzie żal'. Naoglądał się człowiek filmików jak to rowery z klatek schodowych kradną w 6 minut i teraz trzęsie portami.
Zapadła decyzja - idziemy do ubezpieczalni, ubezpieczyć od kradzieży. O ja naiwna, miałam marzenie. Pani w ubezpieczeniach odprawiła mnie z tekstem "Pani chyba zwariowała. Rower ubezpieczać. Chyba się Pani Holandia przyśniła, w Polsce jesteśmy tu się rowerów nie ubezpiecza."
Wtem genialna idea wpadła do głowy, otworzyła się któraś szuflada w pamięci. Trzeba podjechać moim powozem na komisariat, w końcu chłopaki chwalą się wielką akcją znakowania rowerów - „Nie daj szansy złodziejowi”. Ok! Nie daję, jadę.
Dzień 1.
Ja: - Dzień dobry, ja bym chciała oznakować rower.
Mundurowy: - Yyy, aha, a może Pani przyjechać jutro po 14, bo to dzielnicowy znakuje, a teraz go nie ma.
J: - Dobrze, dziękuję to ja jutro podjadę.
Dzień 2.
Ja: - Dzień dobry, ja bym chciała oznakować rower.
Mundurowy: - A to znowu Pani, kolegi jeszcze nie ma, proszę chwilę poczekać.
Po godzinie zjawia się dzielnicowy.
Dzielnicowy: - Bry, co Pani chciała? (słownictwo oryginalne).
Ja: - Dzień dobry, ja bym chciała oznakować rower.
D: - No dobra, dowód da.
Dzielnicowy wziął mój dowód, pooglądał go z każdej strony, z szuflady wyciągnął marker z tuszem, który świeci w UV i wyszedł ze mną na parking przed komisariat i rzecze.
D: - To dzie piszemy pesela? A wie, że to nigdzie rejestrowane nie jest? He, he, he.
J: - Ale jak to?
D: - No bo to tylko taka głośna akcja Policji jest, z tym znakowaniem rowerów. Nooo, a jak gdzieś jakiś rower znajdujemy to i tak po numerze ramy się sprawdza jak ktoś zgłosił kradzież, przecież nikt z latarką nie będzie biegał i sprawdzał pesela, bo każdy może sobie pesela napisać, a zresztą to ten marker się zetrze po jednym umyciu roweru.
J: - Rozumiem, to ja chyba podziękuję, w domu mam taki długopis to sama sobie napiszę...
Teraz zapytacie gdzie piekielność, a no tu, że nic nas nie chroni przed złodziejem, a kasa idzie na głośne akcje reklamowe, z których i tak jest wielkie G. A rower? Garażuje w mieszaniu i jeździ tylko do babci. A i tak nie ma pewności czy nikt mnie nie napadnie i go nie zabierze na ulicy...
Po pierwszej fali radości przyszedł czas na rozsądek. Myślę sobie, 'kurcze rower o wartości mojej trzykrotnej pensji, trzeba coś zrobić bo jak ukradną, będzie żal'. Naoglądał się człowiek filmików jak to rowery z klatek schodowych kradną w 6 minut i teraz trzęsie portami.
Zapadła decyzja - idziemy do ubezpieczalni, ubezpieczyć od kradzieży. O ja naiwna, miałam marzenie. Pani w ubezpieczeniach odprawiła mnie z tekstem "Pani chyba zwariowała. Rower ubezpieczać. Chyba się Pani Holandia przyśniła, w Polsce jesteśmy tu się rowerów nie ubezpiecza."
Wtem genialna idea wpadła do głowy, otworzyła się któraś szuflada w pamięci. Trzeba podjechać moim powozem na komisariat, w końcu chłopaki chwalą się wielką akcją znakowania rowerów - „Nie daj szansy złodziejowi”. Ok! Nie daję, jadę.
Dzień 1.
Ja: - Dzień dobry, ja bym chciała oznakować rower.
Mundurowy: - Yyy, aha, a może Pani przyjechać jutro po 14, bo to dzielnicowy znakuje, a teraz go nie ma.
J: - Dobrze, dziękuję to ja jutro podjadę.
Dzień 2.
Ja: - Dzień dobry, ja bym chciała oznakować rower.
Mundurowy: - A to znowu Pani, kolegi jeszcze nie ma, proszę chwilę poczekać.
Po godzinie zjawia się dzielnicowy.
Dzielnicowy: - Bry, co Pani chciała? (słownictwo oryginalne).
Ja: - Dzień dobry, ja bym chciała oznakować rower.
D: - No dobra, dowód da.
Dzielnicowy wziął mój dowód, pooglądał go z każdej strony, z szuflady wyciągnął marker z tuszem, który świeci w UV i wyszedł ze mną na parking przed komisariat i rzecze.
D: - To dzie piszemy pesela? A wie, że to nigdzie rejestrowane nie jest? He, he, he.
J: - Ale jak to?
D: - No bo to tylko taka głośna akcja Policji jest, z tym znakowaniem rowerów. Nooo, a jak gdzieś jakiś rower znajdujemy to i tak po numerze ramy się sprawdza jak ktoś zgłosił kradzież, przecież nikt z latarką nie będzie biegał i sprawdzał pesela, bo każdy może sobie pesela napisać, a zresztą to ten marker się zetrze po jednym umyciu roweru.
J: - Rozumiem, to ja chyba podziękuję, w domu mam taki długopis to sama sobie napiszę...
Teraz zapytacie gdzie piekielność, a no tu, że nic nas nie chroni przed złodziejem, a kasa idzie na głośne akcje reklamowe, z których i tak jest wielkie G. A rower? Garażuje w mieszaniu i jeździ tylko do babci. A i tak nie ma pewności czy nikt mnie nie napadnie i go nie zabierze na ulicy...
rowerownia
Ocena:
571
(705)
Komentarze