Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#40436

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Polskie Sądy....

Znajomy otrzymał wezwanie na rozprawę. Wezwanie zawierało: sygnaturę akt, wykaz osób, których rozprawa dotyczy, pouczenie o konsekwencjach niestawienia się.
Żadną miarą nie mógł dojść czego sprawa dotyczy: "...postępowanie z urzędu o zmianę postanowienia...." Ki czort?

Wysupłał ostatnie pieniądze, zabrał podopiecznego, którego sprawa dotyczy, pojechali w świat.

Pomijam tu pierdółki jakimi jest połączenie stolicy z resztą kraju, bo nie o PKS i PKP to opowieść.

W sądzie stawili się wymęczeni (noc spędzona u rozrywkowych znajomych, a rozprawa bladym świtem - nie mieli jak dojechać rano, musieli zaiwaniać dzień wcześniej), ale o wyznaczonej przez Sąd godzinie. Sąd na wokandzie przyznał się do marnacji czasu - opóźnienie sięgnęło godziny.

Na sali sądowej dowiedzieli się, że:
sprawa dotyczy tego i tamtego,
stawiając się na rozprawę powinni mieć ze sobą kupę papierów na powyższy temat plus wnioski (sztuk 3),
w związku z niedopełnieniem papierologii Jej Wysokość Sędzina odracza rozprawę o 2 miesiące,
są debilami, którzy jadąc na sprawę są nieprzygotowani.

Na grzeczne okazanie lakonicznego wezwania JWS osobaczyła jeszcze znajomego, że jest bezczelny i niech się nie mądrzy bo to ona tu rządzi i nie będzie parobek błędu Sądowi wytykał.

Na Jej korzyść zadziałał fakt, że zmieniła łaskawie godzinę rozpoczęcia następnej rozprawy na późniejszą, przyjmując do wiadomości fakt, że jednak 300 kilometrów z kawałkiem to nie przejażdżka z Otwocka do Młocin.

A ja mam pytanie: dlaczego wymiar sprawiedliwości ma sprawiedliwość w odwłoku? Dlaczego nie napiszą porządnie, o co chodzi, po co wzywają obywatela do Sądu - te dwa, trzy zdania więcej wiele by ułatwiły. Zwłaszcza, że kartka A4 jeszcze trochę tekstu zmieściłaby spokojnie. Najważniejsze na wezwaniu jest jednak pouczenie o konsekwencjach niestawienia się, które zajęło ponad połowę kartki.

Dlaczego my wszyscy za to płacimy - petent nie wie po co jedzie, dowiaduje się na miejscu, Sędzia wyznacza nowy termin, sprawa się odbyła, zapłaciliśmy za jej przygotowanie, prowadzenie itp, po czym zamiast skończyć na tej jednej mamy kolejną? A kasa za to idzie z mojej kieszeni. Płacimy za pracę Sądu, zużyte tony papieru, tonerów, bilety miesięczne osób pracujących tam itp, itd.

Znajomy na jedną rozprawę, która w zasadzie się nie odbyła zmarnował: 260 zł, niemal 2 doby na dojazdach (wolne z pracy dostał tylko na dzień rozprawy), kupę nerwów, wiarę w siebie i coś czego nie da się zmierzyć - zaufanie do instytucji publicznej.

Ale warto było - Sąd pracuje i ma efekty - co z tego że zerowe. Co z tego, że proste sprawy ciągną się latami. Sąd ma się dobrze.

Sąd rejonowy w "stolycy"

Skomentuj (20) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 132 (200)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…