Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation

#41899

przez (PW) ·
| Do ulubionych
Czasami, kiedy stoję sobie za ladą obserwuję, co się dzieje za szklanymi oknami sklepu, w którym pracuję - z braku ciekawszego zajęcia, kiedy wszystko to, co miało być zrobione zrobione zostało, a i na nadmiar klientów narzekać się nie da Zeraili tępo wpatruje się w ludzi i obserwuje ich zwyczaje w środowisku naturalnym. Przez niemal rok stażu w tym miejscu nazbierało się parę sytuacji godnych opowiedzenia.

1. Matka, tytułowana przeze mnie Matką Roku. W tym wypadku ma to oczywiście znaczenie mocno pejoratywne, ponieważ rzeczona rodzicielka, prowadząca przed sobą pokaźnych rozmiarów wózek napakowała do środka chyba ze dwadzieścia toreb z różnych, droższych bądź tańszych sklepów. Myślałam, że pod tymi wszystkimi zakupami tkwi nieszczęsna latorośl - już widziałam oczami wyobraźni, jak biedne dziecię nie może złapać tchu przyciśnięte do dna wózka pantofelkami, koronkową bielizną, nowym płaszczykiem, chlebem z Tesco czy innymi wybitnie luksusowymi dobrami. Myliłam się. Kiedy Matka Roku mijała mój sklep zobaczyłam, że do wózka przypięte jest na psiej smyczy jej dziecko, człapiące pośpiesznie u jej boku. Ledwo za nią nadążało, bo cóż, nie oszukujmy się, nóżki berbeć miał króciutkie, a panna zaiwaniała w tylko sobie znanym kierunku z godną podziwu prędkością. Kiedy synek (chyba, ubranko typu unisex i półdługie włosy mnie zmyliły) się potknął i przewrócił, Matka Roku złapała go za ramię uchwytem kleszczowym i zaczęła nim żwawo potrząsać i krzyczeć, żeby się nie wydurniał, bo jej się śpieszy. Nim zdążyłam w ogóle zareagować pojawił się Życzliwy Obywatel, który wyjaśnił Matce Roku w kilku dobitnych zdaniach co myśli o niej, o jej metodach wychowawczych i nad wyraz niegustownym ubraniu w panterkę. Odeszła bardzo szybko, z wielkim fochem i nosem wbitym w powietrze. Dziecko truchtem za nią, oczywiście.

2. Żebrzący Biznesmen. Serio, jak babcię kocham, a kocham ją bardzo mocno, mieliśmy tu swojego czasu takiego kwiatka, który łaził od człowieka do człowieka odziany w jakieś stare, dziurawe i mocno zużyte ubrania i prosił o pomoc. A przyjmował każdą, czy to chlebek, czy masełko, kiełbaskę, słodką bułkę, ciepły sweterek z wyprzedaży czy parę groszy - aparycję miał miłą, wyglądał jak taki zadbany bezdomny, który choć w życiu ma ciężko i kąt własny mu zabrali, to stara się jak może choć minimum godności zachować, więc i zaufanie wzbudzał. Sama kiedyś dałam mu swoje własne śniadanie, bo mizernie wyglądał, a koleżanka oddała mu płaszcz po byłym chłopaku, twarz jego dobrze więc zapamiętałam. Ten sam Bezdomny Żebrak wszedł kiedyś do mojego sklepu. Czysty i pachnąc, ogolony, postawny mężczyzna w płaszczyku od koleżanki zrobił zakupy na ponad trzysta złotych i jeszcze rzucił na odchodnym "reszty nie trzeba". Opowiedziałam komu mogłam, że oszust, że wyłudzacz i żeby mu już nikt życia nie sponsorował, ale czasem się jeszcze pojawia w okolicy, zaczepiając turystów czy osoby, które go nie kojarzą.

3. Zbuntowane Anioły, lat na oko trzynaście - czternaście. Przychodzą w "mundurkach", czyli w grzecznym, skromnym stroju takim jak spodnie, zwykłe bluzki bez dekoltów, kryjące rajstopy, plisowane spódniczki i buty na płaskim obcasie, nie mija jednak 15 minut i widzę te same dziewczynki bardziej rozebrane niż ubrane, latające od chłopaka do chłopaka z pytaniem, czy nie dorzucą im się do papierosów. Albo do piwa. Albo czy nie postawią im i papierosów, i piwa.

Absurd na koniec.
4. Romantycy. Na przeciwko sklepu mamy fontannę, przy której non stop coś się dzieje - a to szkolna wycieczka wrzuca pieniążki po to, by za pięć sekund kilku maruderów starało się te pieniążki wyłowić, a to zakochana para tuli do siebie główki i trzyma w miłosnych objęciach, a to ktoś się ustawia i popełnia sesję zdjęciową z kwiatami i w zwiewnych sukienkach. Ogólnie przypadki niegroźne, choć czasem zabawne, jeden Romantyk jednak sprawił, że witki mi opadły do samej ziemi. Przyszedł, stanął przed sklepem z kwiatami, z pudełeczkiem w ręku, w garniturze. Myślę sobie, że jezusmaria jakiś zakochany na zabój żenić się ze mną chce czy co? Ale nie. On zorganizował - uwaga uwaga - miłosną schadzkę dla swojego rasowego pieska ze śliczną sunią tej samej rasy. Zatkało mnie na dobrą chwilę kiedy patrzyłam, jak pan prezentował właścicielce suni przygotowane na tę okazję artefakty: atłasową obróżkę z kryształkami pełniącą rolę zaręczynowego pierścionka, róże Z SUSZONEGO BOCZKU (no na pierwszy rzut oka tego nie zauważyłam, trzeba przyznać, że talent i pomysły to ludzie mają) i koszyk, w którym sunia i piesio mieli wspólnie wychowywać swoje młode championy...

ludzie

Skomentuj (16) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 648 (728)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…