Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#43243

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Pewnego pięknego dnia prosto rzecz ujmując wybyłam na imprezę do klubu. Wszystko pięknie, ładnie razem z grupą znajomych "dansing" na całego. Do mniej więcej drugiej nad ranem balety się ciągnęły, a potem...cóż...wracanie z bucika bo żadnego miejskiego transportu nie ma co wypatrywać.
Pełnia księżyca, czyste niebo i przyjemny chłodek... I ja, która pomimo wyjścia na imprezę ubrana byłam klasycznie w moro, koszulkę, długie spodnie i adidasy.
Co mnie podkusiło, żeby skracać sobie drogę...? Nie wiem sama do tej pory...możliwe, że był to szumiący mi w głowie alkohol...możliwe, że zwykły strach przed godziną trzecią w nocy, którą chciałam już zastać w domu. W każdym razie w pewnym momencie zboczyłam z głównej, oświetlonej drogi na przejście nieoświetlone przy ogródkach działkowych (tuż koło kościoła na Chodkiewicza w Gorzowie dla tych którzy przypadkiem kojarzą). Rozkoszując się orzeźwiającym powietrzem wyciągałam nogi dziękując wszystkim stworzeniom nadprzyrodzonym za pełnię księżyca i blask, który umożliwił mi nie połamanie nóg na tym przejściu...
Mimo późnej pory nie zdziwiło mnie to, że minęłam jakąś postać na tej drodze. Pomyślałam, że pewnie ktoś się przechadza albo tak samo jak ja próbuje wrócić do domu. Pamiętam dokładnie co wydarzyło się chwilę później... Zauważyłam swój własny cień przed sobą i co najśmieszniejsze jakiś inny, który szybko się zbliżał (może jakiś biegacz...ki czort...). Odsunęłam się z drogi w momencie, kiedy już był na tyle blisko, że mogło dojść do zderzenia. Odwróciłam się natychmiast żeby zobaczyć jakiegoś gościa, który właśnie się zatrzymał.
G - Siemasz
J - No hej (dopóki obcy nie zaczynają się do mnie nieprzyjemnie odnosić zwykle z nimi rozmawiam jak równy z równym, a będąc w odludnym miejscu wiedziałam, że nie mogę sobie pozwolić, żeby się na mnie w*urwił i zaatakował)
G - Gdzie idziesz?
J - A do domu.
G - To ja pójdę z tobą.
Ohooo...troszkę późno, ale jednak zapaliła się ta lampka ostrzegawcza. Chciałam go po prostu spławić...
J - Ale ja mieszkam z rodzicami. Niestety nie lubią gości
G - A to nie szkodzi. Bo ja bym chciał żebyś popatrzyła co robię, może tutaj?
I już wszystko jasne. Spojrzałam na jedyną furtkę w zasięgu wzroku prowadzącą do kamienicy.
J - Jak mnie nie zostawisz to będę krzyczeć.
G - Jeśli będziesz krzyczeć zrobię ci krzywdę.
Tak szablonowej i spokojnej dyskusji nie prowadziłam nigdy wcześniej i nigdy później pomimo szumu paniki a już nie alkoholu w głowie.
J - Tu mieszka moja koleżanka. Idę do niej wezwać policję.
Powiedziałam idąc w stronę wyżej wspomnianej furtki. Koleżanka rzeczywiście tam mieszka...i dlatego te kilka kroków było dla mnie straszliwie długich i przerażających...ponieważ wiedziałam że furtka ta bywała dość często zamykana na kłódkę.
Ostatni shot adrenaliny przeżyłam kiedy dotknęłam klamki...
Furtka była otwarta.
Jak na skrzydłach popędziłam po schodkach i ruszyłam w stronę klatki, która znajdowała się po drugiej stronie budynku.
Już za mną nie szedł.
I dobrze...ponieważ klatka ZAWSZE była zamknięta...a w środku nocy nikt by mi nie otworzył na czas.
Z tamtego miejsca ruszyłam już rzęsiście oświetloną ulicą do domu. Powstrzymywałam się ledwo, żeby nie biec, ponieważ to by mogło kogoś zachęcić do zaczepiania mnie.

Wiem, że pewnie każdy to już słyszał milion razy albo i więcej... Myślcie o tym, jak się poruszacie po zmroku. Wybierajcie "te dobre" drogi. Ponieważ to był tylko czysty przypadek, że udało mi się przed tym gościem uciec.

po zmroku

Skomentuj (22) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 152 (216)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…