Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#43247

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ta historia wydarzyła się jakieś 12 lat temu w pewnym śląskim mieście, a właściwie w gimnazjum.

Chodziłem wtedy do pierwszej albo drugiej klasy gimnazjum.
Pani kazała nam zrobić jakieś ćwiczenie, które polegało na tym, że mieliśmy przeczytać jakiś wierszyk z podręcznika, a potem napisać WŁASNĄ, DOWOLNĄ interpretację, i obronić swoje stanowisko.
Wierszyk, pamiętam, dotyczył jakichś rzek, że jedna wpływa w drugą, i się kochają, czy coś takiego.

Ja, kierowany tą "własną interpretacją", napisałem całkiem zmyślnie i logicznie własną interpretację - a że siedziałem w pierwszej ławce, jako "element niebezpieczny" (to materiał na inną historię)- pani kazała mi przeczytać, co tam napisałem.
Zacząłem więc czytać, że to alegoria miłości, że wierszyk niby typowo dla dzieci, żeby nazwy rzek łatwiej zapamiętywały, ale i że motyw "wpływania" ma podtekst erotyczny...

Tego było pani za wiele. Wstała, poczerwieniała, przerwała mi i nakrzyczała na mnie przy całej klasie, m. in. :
-że co ja sobie wyobrażam;
-że ile ja mam lat;
-że jaki podtekst erotyczny, skoro to jest o rzekach;
-że mam natychmiast zamilknąć i wyjść z klasy;
-że niedostateczny za niewykonanie polecenia, drugi niedostateczny za coś tam, kilkadziesiąt punktów ujemnych, natychmiast zresztą wpisane do dziennika.

Wyszedłem i stanąłem przed drzwiami klasy i czekałem. Polonistka wyszła z klasy i gdzieś poszła, nie zaszczyciwszy mnie spojrzeniem.
Po kilku minutach wróciła "skądś" i kazała mi iść do wychowawczyni "opowiedzieć, co zrobiłem" - a potem to samo do pani dyrektor.

Poszedłem więc do [W]ychowawczyni, i mówię:
[J]a: Proszę Pani, pani polonistka kazała mi tu przyjść.
[W]: Ale dlaczego, Fuf?
[J]: Nieopatrznie spełniłem życzenie pani polonistki i dostałem pałę. A potem zostałem wyrzucony z sali. A potem kazano mi tu przyjść.
[W]: Ale po co?
[J]: A skąd mam wiedzieć, niech ją pani pyta.
Wychowawczyni kazała mi iść ze sobą do polonistki. Polonistki nie było w sali. Podobno wyszła gdzieś.

Wychowawczyni odprowadziła mnie do pani dyrektor i poszła sobie, ale kazała pani Dyrektor natychmiast ją wezwać, jakby coś się działo.

Z Panią [D]yrektor rozmowa wyglądała tak:
[D]: no co tam znowu narozrabiałeś, Fuf? Paliłeś?
[J]: Polonistka kazała mi przyjść.
[D]: A dlaczego?
[J]: Bo napisałem, że wiersz ma podtekst erotyczny.
Reakcji pani Dyrektor nie doczekałem, bo w tym momencie wpadła polonistka z moją mamą i wychowawczynią do gabinetu, a polonistka kazała mi wyjść po mój zeszyt i wrócić.

Gdy wróciłem i dałem mamie, pani Dyrektor i wychowawczyni do przeczytania formułę ćwiczenia, tekst o rzekach i moją interpretację. Polonistka coś tam nawijała, że jak tak można, że mam dopiero czternaście lat, że same ze mną problemy na lekcjach, że 'młodzież same głupoty w głowach' i co tam jeszcze. Wychowawczyni potakiwała, coś kiwała głową i dodawała od siebie jakieś podobne "kwiatki" z lekcji angielskiego. Dyrektorka tylko milczała ponuro i obserwowała, co będzie.

A moja [M]ama wysłuchała, co mają do powiedzenia, a potem spytała:
-Ale zaraz! Jeżeli pani wyraźnie zaznaczyła, że interpretacja ma być WŁASNA I DOWOLNA, to co się pani dziwi, że napisał to, co myśli? W takim wieku jest, że wszystko mu się z jednym kojarzy, nie on pierwszy, nie ostatni... Zresztą jeśli obronił, zgodnie z pani poleceniem, swoje stanowisko - to po co ja tutaj?

Polonistce, wychowawczyni i dyrektorce szczęki opadły.

[M]: a jeśli pani wstawiła mu jedynkę za to, że spełnił co do joty pani polecenie, to ja syna z tej szkoły wypisuję ze skutkiem natychmiastowym, bo to ludzkie pojęcie przechodzi! (Zaczęła się denerwować, a wtedy nie krzyczy, mówi BARDZO GŁOŚNO I WYRAŹNIE) I z takiego powodu wyrywacie mnie z pracy? Co pani sobie wyobraża? Jak pani śmie? Kto pani dał prawo, wyrywać mnie z pracy tylko dlatego, że MÓJ syn wypełnia PANI polecenia, i nie dość, że wypełnia je co do joty, to JESZCZE pani mu daje za to JEDYNKI? Ooo, nie, nie. Niech pani natychmiast wykreśli te jedynki. I te punkty! To jest nie w porządku.
[M] (po chwili): To ja teraz wychodzę. I dopóki zdrowiu lub życiu mojego syna nie zagraża niebezpieczeństwo, to proszę mi głowy nie zawracać. Do widzenia. Na razie, synek.

I wyszła.

Co dalej?
Polonistka i wychowawczyni natychmiast wybiegły za moją mamą ją przepraszać. Nie słyszałem szczegółów. Dyrektorka tak popatrzyła na mnie przeciągle, i powiedziała: no, to teraz wracaj Fuf do klasy. A te jedynki to się nie martw, pani wykreśli. No, już cię nie ma, Fuf. Smaruj do klasy.

Po tej akcji z "elementu niebezpiecznego" awansowałem na "element, z którym lepiej nie wdawać się w dyskusje" i przeniesiony zostałem do ostatniej ławki i pomijany już zawsze, dopóki sam się nie zgłaszałem.

gimnazjum na śląsku

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 227 (303)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…