zarchiwizowany
Skomentuj
(36)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ta historia wydarzyła się jakieś 12 lat temu w pewnym śląskim mieście, a właściwie w gimnazjum.
Chodziłem wtedy do pierwszej albo drugiej klasy gimnazjum.
Pani kazała nam zrobić jakieś ćwiczenie, które polegało na tym, że mieliśmy przeczytać jakiś wierszyk z podręcznika, a potem napisać WŁASNĄ, DOWOLNĄ interpretację, i obronić swoje stanowisko.
Wierszyk, pamiętam, dotyczył jakichś rzek, że jedna wpływa w drugą, i się kochają, czy coś takiego.
Ja, kierowany tą "własną interpretacją", napisałem całkiem zmyślnie i logicznie własną interpretację - a że siedziałem w pierwszej ławce, jako "element niebezpieczny" (to materiał na inną historię)- pani kazała mi przeczytać, co tam napisałem.
Zacząłem więc czytać, że to alegoria miłości, że wierszyk niby typowo dla dzieci, żeby nazwy rzek łatwiej zapamiętywały, ale i że motyw "wpływania" ma podtekst erotyczny...
Tego było pani za wiele. Wstała, poczerwieniała, przerwała mi i nakrzyczała na mnie przy całej klasie, m. in. :
-że co ja sobie wyobrażam;
-że ile ja mam lat;
-że jaki podtekst erotyczny, skoro to jest o rzekach;
-że mam natychmiast zamilknąć i wyjść z klasy;
-że niedostateczny za niewykonanie polecenia, drugi niedostateczny za coś tam, kilkadziesiąt punktów ujemnych, natychmiast zresztą wpisane do dziennika.
Wyszedłem i stanąłem przed drzwiami klasy i czekałem. Polonistka wyszła z klasy i gdzieś poszła, nie zaszczyciwszy mnie spojrzeniem.
Po kilku minutach wróciła "skądś" i kazała mi iść do wychowawczyni "opowiedzieć, co zrobiłem" - a potem to samo do pani dyrektor.
Poszedłem więc do [W]ychowawczyni, i mówię:
[J]a: Proszę Pani, pani polonistka kazała mi tu przyjść.
[W]: Ale dlaczego, Fuf?
[J]: Nieopatrznie spełniłem życzenie pani polonistki i dostałem pałę. A potem zostałem wyrzucony z sali. A potem kazano mi tu przyjść.
[W]: Ale po co?
[J]: A skąd mam wiedzieć, niech ją pani pyta.
Wychowawczyni kazała mi iść ze sobą do polonistki. Polonistki nie było w sali. Podobno wyszła gdzieś.
Wychowawczyni odprowadziła mnie do pani dyrektor i poszła sobie, ale kazała pani Dyrektor natychmiast ją wezwać, jakby coś się działo.
Z Panią [D]yrektor rozmowa wyglądała tak:
[D]: no co tam znowu narozrabiałeś, Fuf? Paliłeś?
[J]: Polonistka kazała mi przyjść.
[D]: A dlaczego?
[J]: Bo napisałem, że wiersz ma podtekst erotyczny.
Reakcji pani Dyrektor nie doczekałem, bo w tym momencie wpadła polonistka z moją mamą i wychowawczynią do gabinetu, a polonistka kazała mi wyjść po mój zeszyt i wrócić.
Gdy wróciłem i dałem mamie, pani Dyrektor i wychowawczyni do przeczytania formułę ćwiczenia, tekst o rzekach i moją interpretację. Polonistka coś tam nawijała, że jak tak można, że mam dopiero czternaście lat, że same ze mną problemy na lekcjach, że 'młodzież same głupoty w głowach' i co tam jeszcze. Wychowawczyni potakiwała, coś kiwała głową i dodawała od siebie jakieś podobne "kwiatki" z lekcji angielskiego. Dyrektorka tylko milczała ponuro i obserwowała, co będzie.
A moja [M]ama wysłuchała, co mają do powiedzenia, a potem spytała:
-Ale zaraz! Jeżeli pani wyraźnie zaznaczyła, że interpretacja ma być WŁASNA I DOWOLNA, to co się pani dziwi, że napisał to, co myśli? W takim wieku jest, że wszystko mu się z jednym kojarzy, nie on pierwszy, nie ostatni... Zresztą jeśli obronił, zgodnie z pani poleceniem, swoje stanowisko - to po co ja tutaj?
Polonistce, wychowawczyni i dyrektorce szczęki opadły.
[M]: a jeśli pani wstawiła mu jedynkę za to, że spełnił co do joty pani polecenie, to ja syna z tej szkoły wypisuję ze skutkiem natychmiastowym, bo to ludzkie pojęcie przechodzi! (Zaczęła się denerwować, a wtedy nie krzyczy, mówi BARDZO GŁOŚNO I WYRAŹNIE) I z takiego powodu wyrywacie mnie z pracy? Co pani sobie wyobraża? Jak pani śmie? Kto pani dał prawo, wyrywać mnie z pracy tylko dlatego, że MÓJ syn wypełnia PANI polecenia, i nie dość, że wypełnia je co do joty, to JESZCZE pani mu daje za to JEDYNKI? Ooo, nie, nie. Niech pani natychmiast wykreśli te jedynki. I te punkty! To jest nie w porządku.
[M] (po chwili): To ja teraz wychodzę. I dopóki zdrowiu lub życiu mojego syna nie zagraża niebezpieczeństwo, to proszę mi głowy nie zawracać. Do widzenia. Na razie, synek.
I wyszła.
Co dalej?
Polonistka i wychowawczyni natychmiast wybiegły za moją mamą ją przepraszać. Nie słyszałem szczegółów. Dyrektorka tak popatrzyła na mnie przeciągle, i powiedziała: no, to teraz wracaj Fuf do klasy. A te jedynki to się nie martw, pani wykreśli. No, już cię nie ma, Fuf. Smaruj do klasy.
Po tej akcji z "elementu niebezpiecznego" awansowałem na "element, z którym lepiej nie wdawać się w dyskusje" i przeniesiony zostałem do ostatniej ławki i pomijany już zawsze, dopóki sam się nie zgłaszałem.
Chodziłem wtedy do pierwszej albo drugiej klasy gimnazjum.
Pani kazała nam zrobić jakieś ćwiczenie, które polegało na tym, że mieliśmy przeczytać jakiś wierszyk z podręcznika, a potem napisać WŁASNĄ, DOWOLNĄ interpretację, i obronić swoje stanowisko.
Wierszyk, pamiętam, dotyczył jakichś rzek, że jedna wpływa w drugą, i się kochają, czy coś takiego.
Ja, kierowany tą "własną interpretacją", napisałem całkiem zmyślnie i logicznie własną interpretację - a że siedziałem w pierwszej ławce, jako "element niebezpieczny" (to materiał na inną historię)- pani kazała mi przeczytać, co tam napisałem.
Zacząłem więc czytać, że to alegoria miłości, że wierszyk niby typowo dla dzieci, żeby nazwy rzek łatwiej zapamiętywały, ale i że motyw "wpływania" ma podtekst erotyczny...
Tego było pani za wiele. Wstała, poczerwieniała, przerwała mi i nakrzyczała na mnie przy całej klasie, m. in. :
-że co ja sobie wyobrażam;
-że ile ja mam lat;
-że jaki podtekst erotyczny, skoro to jest o rzekach;
-że mam natychmiast zamilknąć i wyjść z klasy;
-że niedostateczny za niewykonanie polecenia, drugi niedostateczny za coś tam, kilkadziesiąt punktów ujemnych, natychmiast zresztą wpisane do dziennika.
Wyszedłem i stanąłem przed drzwiami klasy i czekałem. Polonistka wyszła z klasy i gdzieś poszła, nie zaszczyciwszy mnie spojrzeniem.
Po kilku minutach wróciła "skądś" i kazała mi iść do wychowawczyni "opowiedzieć, co zrobiłem" - a potem to samo do pani dyrektor.
Poszedłem więc do [W]ychowawczyni, i mówię:
[J]a: Proszę Pani, pani polonistka kazała mi tu przyjść.
[W]: Ale dlaczego, Fuf?
[J]: Nieopatrznie spełniłem życzenie pani polonistki i dostałem pałę. A potem zostałem wyrzucony z sali. A potem kazano mi tu przyjść.
[W]: Ale po co?
[J]: A skąd mam wiedzieć, niech ją pani pyta.
Wychowawczyni kazała mi iść ze sobą do polonistki. Polonistki nie było w sali. Podobno wyszła gdzieś.
Wychowawczyni odprowadziła mnie do pani dyrektor i poszła sobie, ale kazała pani Dyrektor natychmiast ją wezwać, jakby coś się działo.
Z Panią [D]yrektor rozmowa wyglądała tak:
[D]: no co tam znowu narozrabiałeś, Fuf? Paliłeś?
[J]: Polonistka kazała mi przyjść.
[D]: A dlaczego?
[J]: Bo napisałem, że wiersz ma podtekst erotyczny.
Reakcji pani Dyrektor nie doczekałem, bo w tym momencie wpadła polonistka z moją mamą i wychowawczynią do gabinetu, a polonistka kazała mi wyjść po mój zeszyt i wrócić.
Gdy wróciłem i dałem mamie, pani Dyrektor i wychowawczyni do przeczytania formułę ćwiczenia, tekst o rzekach i moją interpretację. Polonistka coś tam nawijała, że jak tak można, że mam dopiero czternaście lat, że same ze mną problemy na lekcjach, że 'młodzież same głupoty w głowach' i co tam jeszcze. Wychowawczyni potakiwała, coś kiwała głową i dodawała od siebie jakieś podobne "kwiatki" z lekcji angielskiego. Dyrektorka tylko milczała ponuro i obserwowała, co będzie.
A moja [M]ama wysłuchała, co mają do powiedzenia, a potem spytała:
-Ale zaraz! Jeżeli pani wyraźnie zaznaczyła, że interpretacja ma być WŁASNA I DOWOLNA, to co się pani dziwi, że napisał to, co myśli? W takim wieku jest, że wszystko mu się z jednym kojarzy, nie on pierwszy, nie ostatni... Zresztą jeśli obronił, zgodnie z pani poleceniem, swoje stanowisko - to po co ja tutaj?
Polonistce, wychowawczyni i dyrektorce szczęki opadły.
[M]: a jeśli pani wstawiła mu jedynkę za to, że spełnił co do joty pani polecenie, to ja syna z tej szkoły wypisuję ze skutkiem natychmiastowym, bo to ludzkie pojęcie przechodzi! (Zaczęła się denerwować, a wtedy nie krzyczy, mówi BARDZO GŁOŚNO I WYRAŹNIE) I z takiego powodu wyrywacie mnie z pracy? Co pani sobie wyobraża? Jak pani śmie? Kto pani dał prawo, wyrywać mnie z pracy tylko dlatego, że MÓJ syn wypełnia PANI polecenia, i nie dość, że wypełnia je co do joty, to JESZCZE pani mu daje za to JEDYNKI? Ooo, nie, nie. Niech pani natychmiast wykreśli te jedynki. I te punkty! To jest nie w porządku.
[M] (po chwili): To ja teraz wychodzę. I dopóki zdrowiu lub życiu mojego syna nie zagraża niebezpieczeństwo, to proszę mi głowy nie zawracać. Do widzenia. Na razie, synek.
I wyszła.
Co dalej?
Polonistka i wychowawczyni natychmiast wybiegły za moją mamą ją przepraszać. Nie słyszałem szczegółów. Dyrektorka tak popatrzyła na mnie przeciągle, i powiedziała: no, to teraz wracaj Fuf do klasy. A te jedynki to się nie martw, pani wykreśli. No, już cię nie ma, Fuf. Smaruj do klasy.
Po tej akcji z "elementu niebezpiecznego" awansowałem na "element, z którym lepiej nie wdawać się w dyskusje" i przeniesiony zostałem do ostatniej ławki i pomijany już zawsze, dopóki sam się nie zgłaszałem.
gimnazjum na śląsku
Ocena:
227
(303)
Komentarze