Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
Profil użytkownika

Fuf

Zamieszcza historie od: 21 listopada 2012 - 21:51
Ostatnio: 15 kwietnia 2014 - 17:20
  • Historii na głównej: 0 z 2
  • Punktów za historie: 278
  • Komentarzy: 1
  • Punktów za komentarze: 0
 
zarchiwizowany

#43249

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Kiedyś miałem zły humor, który trzymał mnie kilka dni, więc moi przyjaciele postanowili coś z tym zrobić. I poszliśmy się przejść po knajpach w naszym miasteczku, z nastawieniem "jak się na...pijesz w dobrym towarzystwie, to od razu Ci przejdzie".
Więc poszliśmy na rajd po barach. W każdej knajpie jakiś drink, papieros (wspaniałe czasy!) i wypad do następnego.
Po kilu barach i kilku głębszych, postanowiliśmy, że skoro się uśmiecham i jestem jakiś weselszy, poszliśmy do ostatniej knajpy, z zamiarem wypicia kilku 'wściekłych'.

W tej historii jedynym piekielnym nie był chłopak mojej przyjaciółki, który, jako absolwent szkoły gastronomicznej, po prostu popadł w osłupienie i tak został. A oto, dlaczego:

Osoby w dramacie:
[Ja], [P]rzyjaciółka, [B]armanka-kelnerka (chyba świeżo pełnoletnia, upudrowana), [K]ierowniczka (bardzo dojrzała, upudrowana).

[Ja]: poproszę dwa 'wściekłe' do ostatniego stolika.
[B]: ale co 'wściekłe'?
[P] i [Ja] popatrzyliśmy na siebie głupawo, a potem przenieśliśmy wzrok na nią.
[Ja]: no, wściekłe. Psy. Nie wie pani, co to jest?
[B]: no, pewnie drink taki.
[Ja]: właśnie tak. a właściwie 'shot'. No więc dwa takie do ostatniego stolika, proszę.
[P]: i kawę rozpuszczalną, z mlekiem i cukrem. Dziękuję.
[B]: to ja zaraz przyniosę.

minęło dwadzieścia długich minut.

[Ja] i [P] poszliśmy do baru, zapytać, co do jasnej ciasnej, z naszym zamówieniem?
[Ja]: Ja przepraszam bardzo, ale zdaje się, że złożyłem zamówienie, dwadzieścia minut temu, na dwa 'wściekłe' i kawę.
[B]: Ale ja nie wiem jak to się robi, proszę pana.
[Ja]: Kawy pani nie umie zrobić?
[B]: no kawę umiem, ale tego pana wściekłego nie umiem.
[Ja]: to się pani odsunie, przygotuje mi tu wódkę, sok malinowy i sos tabasco, a ja sobie sam zrobię, jak pani będzie tą kawę robić. Przyjaciółka mi tu zasypia!
[P] ostentacyjnie ziewnęła.
[B:] Ale ja tak nie mogę panu tu wódki dać i tego - ja to panu muszę zrobić.
[Ja]: to niechże pani słucha i się skupi.

I zacząłem temu dziewczęciu wyjaśniać, że bierze kieliszek, i leje do niego trochę soku malinowego, potem po ściance wódkę, a na końcu kilka kropel sosu tabasco. Powtórzyłem kilka razy, upewniłem się, że mnie słucha - i wróciłem do mojego stolika, ciągnąc za sobą ziewającą przyjaciółkę.

Minęły ze trzy minuty, i przychodzi owa Barmanka i stawia przed Przyjaciółką kawę, a przede mną:
dwa kieliszki wódki, dwa kieliszki soku malinowego (pełne!) i dwa równie pełne kieliszki niezidentyfikowanej cieszy, która po wstępnych oględzinach i ze czterech próbach na trzy nosy okazała się jakąś niebieską odmianą grenadyny.
Biorę przyjaciółkę za frak, i mówię, żeby ze mną poszła, bo ktoś mnie musi pilnować, żeby wióry nie poleciały.
Podchodzimy z tym wszystkim do baru.

[Ja]: Co to jest? - pytam, wskazując na sześć kieliszków.
[B]: no przecież pan zamawiał...
[Ja]: trzy razy pani tłumaczyłem, jak to robić, a pani mi przynosi jakieś takie cholera wie co! Niech pani zawoła kierowniczkę.
(Wchodzi [K]ierowniczka)
[K]: o co chodzi?
[Ja]: co to jest?
[K] i [B]: no drink, przecież pan zamawiał.
[Ja]: ale ja pani tłumaczyłem, że chcę 'wściekłego psa' a nie jakieś pitu pitu na sześć kieliszków!
[K]: ale mi tu pani barmanka powiedziała, że pan coś takiego zamawiał, to to pan dostał.
[Ja]: wygląda to pani na 'wściekłego psa'?
[K]: pan to zamówił.
[P]: miał być wściekły pies, a nie sok malinowy, grenadyna i wódka na sześć kieliszków!
[Ja]: Ja za to nie zapłacę. To nie jest to, co zamówiłem.
[K]: pan to zamówił, więc pan zapłaci.
[Ja]: zamówiłem wściekłego psa, czyli: Sok malinowy, Wódka, Sos tabasco, wszystko na raz w jednym kielonie, razy dwa, czyli dwa kielony. czerwone, pomarańczowe, wódka! (z pokazywaniem palcem, od dołu, na kieliszku).
[K]: mi tu pani barmanka powiedziała, że pan zamówił to, więc pan to dostał. A zresztą nie mamy sosu tabasco. Możemy to panu wlać wszystko do jednego z proporcjami, jak pan mówił.

Nie pomogło tłumaczenie, że chcę wściekłego psa, że to nie tak się robi, i tak dalej. Kierowniczka i ta mała barmanka przelały mi ten cały słodki szajs do SZKLANKI na whisky i przyniosły ZE SŁOMKĄ. i rachunkiem.

Wyszedłem, gotując się ze złości.
Chłopak przyjaciółki poszedł zapłacić, i zgarnął sprzed baru [P]rzyjaciółkę, która wychodząc, mało nie przeszła z trybu "sen" do trybu "kto was tu zatrudnił i ja tu rano przyjdę rozmawiać z waszym szefem".

Po prostu nie do wiary. Pracować za barem i nie umieć zrobić 'wściekłego psa'?

znana knajpka w małym mieście

Skomentuj (1) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: -3 (29)
zarchiwizowany

#43247

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Ta historia wydarzyła się jakieś 12 lat temu w pewnym śląskim mieście, a właściwie w gimnazjum.

Chodziłem wtedy do pierwszej albo drugiej klasy gimnazjum.
Pani kazała nam zrobić jakieś ćwiczenie, które polegało na tym, że mieliśmy przeczytać jakiś wierszyk z podręcznika, a potem napisać WŁASNĄ, DOWOLNĄ interpretację, i obronić swoje stanowisko.
Wierszyk, pamiętam, dotyczył jakichś rzek, że jedna wpływa w drugą, i się kochają, czy coś takiego.

Ja, kierowany tą "własną interpretacją", napisałem całkiem zmyślnie i logicznie własną interpretację - a że siedziałem w pierwszej ławce, jako "element niebezpieczny" (to materiał na inną historię)- pani kazała mi przeczytać, co tam napisałem.
Zacząłem więc czytać, że to alegoria miłości, że wierszyk niby typowo dla dzieci, żeby nazwy rzek łatwiej zapamiętywały, ale i że motyw "wpływania" ma podtekst erotyczny...

Tego było pani za wiele. Wstała, poczerwieniała, przerwała mi i nakrzyczała na mnie przy całej klasie, m. in. :
-że co ja sobie wyobrażam;
-że ile ja mam lat;
-że jaki podtekst erotyczny, skoro to jest o rzekach;
-że mam natychmiast zamilknąć i wyjść z klasy;
-że niedostateczny za niewykonanie polecenia, drugi niedostateczny za coś tam, kilkadziesiąt punktów ujemnych, natychmiast zresztą wpisane do dziennika.

Wyszedłem i stanąłem przed drzwiami klasy i czekałem. Polonistka wyszła z klasy i gdzieś poszła, nie zaszczyciwszy mnie spojrzeniem.
Po kilku minutach wróciła "skądś" i kazała mi iść do wychowawczyni "opowiedzieć, co zrobiłem" - a potem to samo do pani dyrektor.

Poszedłem więc do [W]ychowawczyni, i mówię:
[J]a: Proszę Pani, pani polonistka kazała mi tu przyjść.
[W]: Ale dlaczego, Fuf?
[J]: Nieopatrznie spełniłem życzenie pani polonistki i dostałem pałę. A potem zostałem wyrzucony z sali. A potem kazano mi tu przyjść.
[W]: Ale po co?
[J]: A skąd mam wiedzieć, niech ją pani pyta.
Wychowawczyni kazała mi iść ze sobą do polonistki. Polonistki nie było w sali. Podobno wyszła gdzieś.

Wychowawczyni odprowadziła mnie do pani dyrektor i poszła sobie, ale kazała pani Dyrektor natychmiast ją wezwać, jakby coś się działo.

Z Panią [D]yrektor rozmowa wyglądała tak:
[D]: no co tam znowu narozrabiałeś, Fuf? Paliłeś?
[J]: Polonistka kazała mi przyjść.
[D]: A dlaczego?
[J]: Bo napisałem, że wiersz ma podtekst erotyczny.
Reakcji pani Dyrektor nie doczekałem, bo w tym momencie wpadła polonistka z moją mamą i wychowawczynią do gabinetu, a polonistka kazała mi wyjść po mój zeszyt i wrócić.

Gdy wróciłem i dałem mamie, pani Dyrektor i wychowawczyni do przeczytania formułę ćwiczenia, tekst o rzekach i moją interpretację. Polonistka coś tam nawijała, że jak tak można, że mam dopiero czternaście lat, że same ze mną problemy na lekcjach, że 'młodzież same głupoty w głowach' i co tam jeszcze. Wychowawczyni potakiwała, coś kiwała głową i dodawała od siebie jakieś podobne "kwiatki" z lekcji angielskiego. Dyrektorka tylko milczała ponuro i obserwowała, co będzie.

A moja [M]ama wysłuchała, co mają do powiedzenia, a potem spytała:
-Ale zaraz! Jeżeli pani wyraźnie zaznaczyła, że interpretacja ma być WŁASNA I DOWOLNA, to co się pani dziwi, że napisał to, co myśli? W takim wieku jest, że wszystko mu się z jednym kojarzy, nie on pierwszy, nie ostatni... Zresztą jeśli obronił, zgodnie z pani poleceniem, swoje stanowisko - to po co ja tutaj?

Polonistce, wychowawczyni i dyrektorce szczęki opadły.

[M]: a jeśli pani wstawiła mu jedynkę za to, że spełnił co do joty pani polecenie, to ja syna z tej szkoły wypisuję ze skutkiem natychmiastowym, bo to ludzkie pojęcie przechodzi! (Zaczęła się denerwować, a wtedy nie krzyczy, mówi BARDZO GŁOŚNO I WYRAŹNIE) I z takiego powodu wyrywacie mnie z pracy? Co pani sobie wyobraża? Jak pani śmie? Kto pani dał prawo, wyrywać mnie z pracy tylko dlatego, że MÓJ syn wypełnia PANI polecenia, i nie dość, że wypełnia je co do joty, to JESZCZE pani mu daje za to JEDYNKI? Ooo, nie, nie. Niech pani natychmiast wykreśli te jedynki. I te punkty! To jest nie w porządku.
[M] (po chwili): To ja teraz wychodzę. I dopóki zdrowiu lub życiu mojego syna nie zagraża niebezpieczeństwo, to proszę mi głowy nie zawracać. Do widzenia. Na razie, synek.

I wyszła.

Co dalej?
Polonistka i wychowawczyni natychmiast wybiegły za moją mamą ją przepraszać. Nie słyszałem szczegółów. Dyrektorka tak popatrzyła na mnie przeciągle, i powiedziała: no, to teraz wracaj Fuf do klasy. A te jedynki to się nie martw, pani wykreśli. No, już cię nie ma, Fuf. Smaruj do klasy.

Po tej akcji z "elementu niebezpiecznego" awansowałem na "element, z którym lepiej nie wdawać się w dyskusje" i przeniesiony zostałem do ostatniej ławki i pomijany już zawsze, dopóki sam się nie zgłaszałem.

gimnazjum na śląsku

Skomentuj (36) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 227 (303)

1