Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#44517

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Znacie taki dowcip?
Jak zrobić czerwony barszcz?
Wrzucić granat do BMW.

Suchy, propagujący stereotyp dowcip, kołacze się w kółko po mojej głowie po dzisiejszym dniu.

Jako, że samochodu nie posiadam (choć prawo jazdy mam), a lubię poruszać się nieco szybciej, niż przeciętny spacerowicz, zazwyczaj dosiadam swojej granatowej bestii w postaci dwudziestoletniego roweru górskiego. Poruszam się zawsze po ścieżce rowerowej, którą mam praktycznie od swojego miejsca zamieszkania aż do samej pracy. Wiadomo, że ścieżka rowerowa jest również doskonałym chodnikiem, a także trawnikiem dla piesków, ale to, co spotkało mnie dzisiaj, przeszło moje ludzkie pojęcie.
Jadę sobie spokojnie, zbliżając się do przejścia dla pieszych i przejazdu dla rowerów. Na pasach stanął jakiś, za przeproszeniem, pieprzony muł, który bał się podjechać te dwa metry do przodu, by stanąć przed linią wyznaczającą miejsce zatrzymania się. Ale, że pasy szerokie, to i ja się jeszcze zmieszczę, i zmieści się również pan jadący sobie koło mnie. A raczej, zmieścilibyśmy się.
Z parkingu (przejście przechodziło przez wyjazd z parkingu połączony ze zjazdem na stację benzynową) wyjeżdża sobie ślimaczym tempem BMW. Błyszczące, czarniutkie, aż miło popatrzeć. Zatrzymuje się przed pasami, więc razem z Panem dzielnie pedałujemy, aby przejechać na drugą stronę.
A co robi Burak z BMW?
Kiedy już dojechaliśmy do krawężnika, byliśmy na samym brzeżku ścieżki, gość nagle ruszył i dojechał do samochodu stojącego przed nim, kompletnie blokując przejście. Za mało miejsca, żeby przecisnąć się na pieszo, więc dwa rowery tym bardziej się nie zmieszczą. Na wyminięcie czasu już nie ma, więc co robić - dajemy po hamulcach.
Pan wyhamował.
Ja też. Z tym, że mój rower miał o wiele lepsze hamulce (staruszek, ale dbam o niego jak mogę, więc działa jak nówka). Efekt?
Wyrżnęłam jak długa, lecąc przez kierownicę i na bok. Nie jestem w stanie tego opisać - po pierwsze, mam zbyt ubogie słownictwo, by jednocześnie opisać cały komizm sytuacji, a nie uszczuplić nic z emocji, które mną wtedy targały, a po drugie - to działo się tak szybko, że pamiętam tylko "HAMUJ! O, ziemia." W każdym razie musiałam nie dość, że wyfrunąć przez kierownicę, to jeszcze wylądować na boku, a potem zbierać się na kolanach, jak karaluch.
Pan okazał się być bardzo miły, pozbierał mnie z ziemi, trochę otrzepał i upewnił się, że jestem tylko wściekła i upieprzona.

Facet z BMW gapił się na nas z rozdziawioną gębą. Wyglądał, jakby miał się za chwilę uślinić. Nie wysiadł, nie przeprosił, tylko stał. Ominęliśmy go, a on nadal stał i się gapił, jak niedorozwinięty.

Następnym razem, uju, nie będę hamowała. Pewnie zarysowanie Ci idealnie lśniącego lakieru bardziej przemówi Ci do rozsądku.

P.S. Wiem, że marka samochodu nie ma tu nic do rzeczy. Jak kierowca jest idiotą, to będzie nim i w Maluchu.
P.S.2. Tak, w takich przypadkach popieram wydawanie prawka na czas określony.

ulica

Skomentuj (12) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 55 (151)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…