Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#45047

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
O tematach przy świątecznym stole.

Zastanówcie się, czy mieszkając z rodzicami i siostrą w mieszkaniu M3, bylibyście skłonni przygarnąć teoretycznie obcą osobę (ta osoba ma tylko 1 osobę z rodziny mieszkającą na wsi daleko od miasta) do siebie do domu, oddając jej swoje łóżko, poświęcając jej 2 lata życia (nowotwór złośliwy), biegając z chemii na chemię, z lekarza do lekarza? Dodatkowo dobrowolnie rezygnując z pracy (licząc na wsparcie rodziców i siostry) tak, aby ta osoba wyzdrowiała?

Mi udało się odnaleźć w tłumie taka właśnie osobę, która zrezygnowała prawie z wszystkiego dla kogoś, kogo naprawdę niewiele znała, sama mając niewiele. Dzięki Niej człowiek przykuty do łóżka wyzdrowiał w 100%. Nie ma żadnych powikłań, przerzutów - po prostu okaz zdrowia.

W taki właśnie sposób opisałem rodzicom 3 lata temu moją dziewczynę. Reakcja?

"Jak to nie pracowała? Przecież to nie małe dziecko przykute do łóżka, za którym trzeba latać, pilnować, żeby miało co jeść, żeby się czymś nie zadławiło. Przecież ona mogła coś robić, pójść gdzieś do pracy, przecież to nie są ludzie, którzy nic nie mogą zrobić wokół siebie (chorzy na raka)...". Cała wypowiedź trwała kilka minut i całość traktowała sprawę w ten sposób.

Nie potrafiłem tego skomentować, bo nie chciałem nazywać swoich bądź co bądź rodziców, skur***lami bez serca. Nie wiem też jak ja bym się zachował, ale od tamtego czasu jestem pod wrażeniem poświęcenia i tego, że nie każdy jest taki bezduszny jak moi rodzice.


P.S. Krótko po tym jak ta sytuacja się zdarzyła poznałem moją wybrankę i po jakimś czasie opowiedziałem rodzicom powyższą historię. Po tylu latach oni nadal uważają tak samo. Dowiedziałem się tego w Święta.

rodzice

Skomentuj (8) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 31 (189)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…