Momencik, trwa przetwarzanie danych   loading-animation
zarchiwizowany

#45855

przez (PW) ·
| było | Do ulubionych
Czytając historię Reszki (http://piekielni.pl/45319) o piekielnych cyganach przypomniała mi się historia sprzed kilku lat.
Moja mama została poinformowana o redukcji zatrudnienia w jej zakładzie pracy. Ojciec na rencie, jedyna żywicielka (ja świeżo po szkole średniej), więc postanowiła poszukać pracy za granicą. Zdecydowała się na skorzystanie z pomocy pośrednika.
Firma "L" z Kutna zaoferowała za 600 zł pracę w Anglii.
W cenę wliczony był transport, znalezienie pracy i zakwaterowania niedaleko zakładu.
Miesiąc przed wyjazdem okazało się że do redukcji zatrudnienia nie dojdzie. Szkoda stracić 500 zł, więc na miejsce mamy wskoczyłem ja. Stawiłem się w umówionym miejscu i czasie.
Byłem przekonany, że pojawi się jeszcze jakieś 40 osób - wiadomo autokar, trzeba miejsca zapełnić co by się transport opłacił. I tu się zaczyna dramat.
W ustalonym miejscu pojawiło się jeszcze 5 osób.
Przyjechał nasz transport - Ford Transit!
Załadowaliśmy się do białego rumaka. Po ponad 24 godzinach podróży (nie pamiętam dokładnie ile podróż trwała) dotarliśmy na przeprawę promową we Francji.
Jakieś 8 godzin później dotarliśmy na miejsce.
Bradford, przez miejscowych Polaków nazywane "pakolewem" ze względu na dużą liczebność Pakistańczyków przywitało nas brudem, deszczem i nędzą. Fajnie się zaczyna.
Połamani wysiadamy z naszego bolidu wraz z kierowcą i czekamy na rozwój wydarzeń.
Po kilku minutach pojawiło się dwóch grubasków ciemniejszej karnacji. Jak się później okazało cyganie, jeden z nich nazywany Hrabią bo jako jedyny potrafił pisać i czytać.
Na dzień dobry ulokowali nas w swoich mieszkaniach i zadeklarowali że od jutra SZUKAMY PRACY.
Szczeny poopadały wszystkim. Szok! Połamani, zmęczeni i brudni po podróży trafiamy w miejsce tak odbiegające od naszych wyobrażeń, że 3 kobiety które z nami jechały momentalnie się rozryczały.
Na 6 osób, dwie znały angielski i dwie znalazły pracę (w tym ja). Pozostali znaleźli prace dorywcze, gdzie angielski nie był wymagany. Każdy z nas w innym miejscu, każdy jakieś 5 km od miejsca zakwaterowania. Kto chciał to wydał na autobus, ja codziennie z buta bo postanowiłem zostać tylko na wakacje i odłożyć ile się da.
Wśród nas było małżeństwo, które zrezygnowało z pracy w Najjaśniejszej RP zostawiając chwilowo dziecko u teściów.
Stracili wszystko. Pracę, świadczenia, pieniądze, nerwy - wszystko. Do końca wakacji z całej ekipy zostałem tylko ja.
Po powrocie zadzwonił właściciel firmy "L" z prośbą o polubowne załatwienie sprawy. Ja najmniej straciłem, więc zażądałem 1 tyś i zapominam o sprawie. Pieniądze dostałem, z sądu zrezygnowałem.

Polak nas wystawił, Cygan znalazł pracę i dał dach nad głową. Nie wrzucajmy wszystkich do jednego wora bo nigdy nie wiadomo kto okaże się draniem, a kto przyjacielem.

Praca

Skomentuj (11) Pobierz ten tekst w formie obrazka
Ocena: 157 (205)

Komentarze

Momencik, trwa ładowanie komentarzy   ładowanie…