zarchiwizowany
Skomentuj
(7)
Pobierz ten tekst w formie obrazka
Jakiś czas temu przeczytałam o piekielnym Ojcu. Uświadomiło mnie to, że też mam do powiedzenia coś na ten temat. Na pewno nie jestem jedyna i zapewne dla niektórych to błahostka, ale niektórych takie rzeczy dotykają bardziej.
Nigdy nie byłam w rewelacyjnych stosunkach z Ojcem. Po koszmarnej przeszłości Rodzice się rozeszli, a Tata na całe szczęście się wyprowadził, gdy miałam około 9 - 10 lat. Do tej pory mam do Niego ogromny żal, ale nie chcę tego rozpamiętywać, bo życie jest za krótkie, by się wciąż kłócić i mimo wszystko Go Kocham.
Zawsze chciałam mieć po prostu Tatę, takiego jakiego powinno się mieć, kochającego, chciałam mieć w Nim oparcie i wiedzieć, że mogę na Niego liczyć.
Próbowałam z Nim rozmawiać, ot tak, o życiu, o tym co słychać, chciałam by się trochę mną zainteresował.
Wyjechałam zagranicę. Głównie przez Siostrę dzwoniłam do Niego częściej lecz z czasem po dosłownie 3 minutach rozmowy, która zawsze kończyła się w stylu "Dobra Myszko, to trzymaj się i dbaj o siebie" dzwoniłam coraz rzadziej i rzadziej. Teraz dzwonię czasem nawet raz na kilka miesięcy.
Przechodząc do sedna, nikomu nigdy nie kazałam dzwonić do siebie, bo wiem jak drogie są rozmowy z Polski, ale coraz częściej przypominam ludziom, że telefon działa w dwie strony i wystarczy puścić sygnał to oddzwonię, a przynajmniej poczuję się lepiej, że ktoś jeszcze o mnie pamięta.
Jestem w Irlandii już ponad dwa lata. Od momentu wyjechania Tata zadzwonił do mnie 4 razy. Pierwsze dwa z okazji moich urodzin, następny ponieważ pilnie potrzebował się skontaktować z moją Siostrą, a Ona nie odbierała, a ostatni sprzed paru tygodni, ( po uprzednim upewnieniu się i wypytaniu czy wszystko dobrze, czy psycholog pomaga ) że potrzebuje pieniędzy i czy jestem w stanie pożyczyć...
Moje serce płacze...
Nigdy nie byłam w rewelacyjnych stosunkach z Ojcem. Po koszmarnej przeszłości Rodzice się rozeszli, a Tata na całe szczęście się wyprowadził, gdy miałam około 9 - 10 lat. Do tej pory mam do Niego ogromny żal, ale nie chcę tego rozpamiętywać, bo życie jest za krótkie, by się wciąż kłócić i mimo wszystko Go Kocham.
Zawsze chciałam mieć po prostu Tatę, takiego jakiego powinno się mieć, kochającego, chciałam mieć w Nim oparcie i wiedzieć, że mogę na Niego liczyć.
Próbowałam z Nim rozmawiać, ot tak, o życiu, o tym co słychać, chciałam by się trochę mną zainteresował.
Wyjechałam zagranicę. Głównie przez Siostrę dzwoniłam do Niego częściej lecz z czasem po dosłownie 3 minutach rozmowy, która zawsze kończyła się w stylu "Dobra Myszko, to trzymaj się i dbaj o siebie" dzwoniłam coraz rzadziej i rzadziej. Teraz dzwonię czasem nawet raz na kilka miesięcy.
Przechodząc do sedna, nikomu nigdy nie kazałam dzwonić do siebie, bo wiem jak drogie są rozmowy z Polski, ale coraz częściej przypominam ludziom, że telefon działa w dwie strony i wystarczy puścić sygnał to oddzwonię, a przynajmniej poczuję się lepiej, że ktoś jeszcze o mnie pamięta.
Jestem w Irlandii już ponad dwa lata. Od momentu wyjechania Tata zadzwonił do mnie 4 razy. Pierwsze dwa z okazji moich urodzin, następny ponieważ pilnie potrzebował się skontaktować z moją Siostrą, a Ona nie odbierała, a ostatni sprzed paru tygodni, ( po uprzednim upewnieniu się i wypytaniu czy wszystko dobrze, czy psycholog pomaga ) że potrzebuje pieniędzy i czy jestem w stanie pożyczyć...
Moje serce płacze...
Ocena:
-20
(38)
Komentarze